Strona 1 z 17

RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:43
przez Szejbal
RZESZÓW - miasto, jak każde. Problemy z bezdomnymi kotami, jak wszędzie. Jest to wątek informacyjny oraz dla wsparcia nas wszystkich oraz dla dopingujących, radzących. Dla każdego, komu los kotów nie jest obojętny...

Tworzę ten wątek, aby służył komunikacji wszystkim, którym zależy na zadbaniu o ograniczenie rozmnażania kotów w Rzeszowie. Również informacje o kotach, które są dokarmiane, o tych, co mogą być chore i potrzebują pomocy itp. itd. - wiadomo, o co chodzi, temat-rzeka... :( A "rewelacje" dlatego, ponieważ większość ludzi nie ma żadnej świadomości, że należy dokonywać sterylki/kastracje, aby tych bid nie było jeszcze więcej. O tym, że ludzie skutecznie potrafią przeszkadzać w łapaniu kota, o tym, że grożą - przekonałam się podczas pierwszej próby z klatką-łapką :evil:

Oczekuję, aby wątek służył radami, służył komunikacji osób z Rzeszowa i okolic, był miejscem, gdzie można wyżalić się i przeczytać dobre słowa. Aby mieć pewność i wsparcie, że to, co robimy ma sens, gdy napotykamy na "beton" w postaci ludzi; gdy psychicznie wysiadamy; gdy finansowe problemy mogą zacząć się piętrzyć. Te "gdy..." można mnożyć. My, którzy pomagamy bezdomnym kotom z miasta i okolicznym - doskonale wiemy, jakie te problemy mogą być... :roll:

Ale zapraszam absolutnie wszystkich, tych "zza gór, zza lasów" też :D

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:44
przez kotx2
zaznaczam polikiem 8)

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:47
przez GuniaP
Melduję się również.

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:48
przez Szejbal
$karbonka Rzeszow$ka
na pilne potrzeby RzeszoKotowiaków... :kotek: :cat3: :kitty:


:catmilk: STAN: 34,00 zł


ZEBRANE:
50,00 zł -> od brązowobiali (27.06.11r.) :1luvu:

WYDATKI:
16,00 zł -> jedzenie dla Kici po sterylce aborcyjnej (1 kg filetu z kurczaka)




:flowerkitty: Miaudziękujemy za pomoc :!: :aniolek:

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:49
przez Szejbal
:kotek:

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:49
przez Szejbal
Szejbal pisze:Oto ta koteńka, przepraszam za jakość zdjęć:
Obrazek
Ta paciara po lewej to to, co rzucane ma.
Obrazek

Obrazek Obrazek

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:50
przez Szejbal
Szejbal pisze:Z tą biedulką najgorzej, że tylko klatką-łapką da się złapać, a nawet jeśli, to nie ma teraz osoby, która mogłaby przechować aż do odkarmienia i po sterylce wypuścić później w to samo miejsce. Ona podobno 13 lat tam przychodzi już. A jak urodzi gdzieś, to nawet nie wiadomo gdzie. Boję się, że dopiero by przyprowadziła już podrośnięte dzieci, ale to by były już dzikusy... :roll:

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:51
przez kotx2
Szejbal pisze:
Szejbal pisze:Z tą biedulką najgorzej, że tylko klatką-łapką da się złapać, a nawet jeśli, to nie ma teraz osoby, która mogłaby przechować aż do odkarmienia i po sterylce wypuścić później w to samo miejsce. Ona podobno 13 lat tam przychodzi już. A jak urodzi gdzieś, to nawet nie wiadomo gdzie. Boję się, że dopiero by przyprowadziła już podrośnięte dzieci, ale to by były już dzikusy... :roll:

13 lat i pewnie co rok miot :(

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 21:54
przez Szejbal
Z dzisiaj:
Klatka-łapka jest pożyczona u mnie :ok: Wku*w też jest, bo klatka poszła w użycie. A w związku z tym: jedna z pań karmicielek też poszła w użycie... :evil: :evil: :evil: Nie mam siły teraz pisać, bo mi wnerw musi przejść konkretnie. :oops:

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Sob cze 11, 2011 22:57
przez jasdor
Ja też jestem + :kotek: :kotek:

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Nie cze 12, 2011 6:45
przez ASK@
Panie karmicielki to inny gatunek ludzia."Moja" jedna zreformowała się.Inna poszła sobie układac życie i przestała dokarmiac koty,druga ma za nic nasze prośby o nie dokarmianie.A kasracje to wielkie zło tego świata.

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Nie cze 12, 2011 9:52
przez Lisabeth
Jestem, jestem. Ja też przeżyłam akcje łapankowe, w tym koteczki która "na pewno nie da się złapać" - zabawa trwała 2 lata, i sabotowanie przez karmienie tuż przed łapaniem...
I afery o sterylki - "bo jak można tak w naturę ingerować". Ech - temat rzeka.

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Nie cze 12, 2011 19:25
przez Alyaa
Jestem :ok:

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Nie cze 12, 2011 19:33
przez kotx2
ASK@ pisze:Panie karmicielki to inny gatunek ludzia."Moja" jedna zreformowała się.Inna poszła sobie układac życie i przestała dokarmiac koty,druga ma za nic nasze prośby o nie dokarmianie.A kasracje to wielkie zło tego świata.

hehe :ok: co wieczór opróżniam miski z krowim mlekiem,uzupełniając wodą,na nic rozmowy,przekonywania,koty piją mleko i koniec,o innym menu nie wspomnę,bo głowa mnie rozboli :twisted: a sterylizacja to zuo zuo zuo :evil: omg Obrazek

Re: RZESZÓW-sterylki,kastracje i inne "rewelacje" :/

PostNapisane: Nie cze 12, 2011 22:10
przez jasdor
Dziewczyny , przepraszam, ale mam nadzieję, że śzejbal się nie pogniewa za to, że wcisnęłam sie na wątek ze sprawą Jestem już w takiej rozpaczy, że akcie desperacji zrobie wszystko. Przeczytajcie wpis z innego wątku. Nie dam rady już opisać, dlatego przecytuję.
jasdor pisze:Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale jestem w rozpaczy. Oprócz tego, że z Rudym problem, to zadzwoniła wczoraj do mnie Pani z innego osiedla, że kotek zadekował sie w piwnicy i nie może go złapać, prosiła o pomoc w złapaniu. Ponieważ to piwnica sąsiada, który sie wyprowadził, nie było jak do niej wejść i trzeba było kociaka wywabić. W sobotę siedziałyśmy w piwnicy 3 godziny, ale sie nie udało.
Dziś rano pojechałam ok. 9.00 przez godzine wabiłyśmy i sie udało. Tylko potem okazało się, że kociaków jest dwóch :( Jednego zabrała sąsiadka, która ma trzy swoje koty, ale powiedziała, że za wwszelką cenę poszuka mu domku. Drugiego miła wziąć sąsiad do swojej mamy i powiedział nazwę ulicy. Zabrał. Ponieważ kotek było w moim transporterze, a właściwie to była tylko wymówka, pojechałam na tą ulicę w nadziei, że jakoś wypatrzę faceta, zabiore transporter i zobaczę, jak koty jest. Jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności (czyt. przeznaczenie) namierzyłam gościa, jak wychodził z jednego z domów. Okazało się, że kotek nie mógł zostać u matki, bo jest tam pies, który stosunek do kotów ma nie bardzo i że kotka zabrała sąsiadka. Zabrałam transporter, ale mi nie dało, bo jestem, jaka jestem i wróciłam na tę ulicę. Co usłyszałam? Przeraźliwy, rozpaczliwy wrzask kocięcia. Myślałam, że wydobywa się z otwartego okna domu. Długo stałam na ulicy i zastanawiałam się, czy podejść. Wyszłam z auta i okazało się, że kotek wrzeszczy i próbuje wydostać się spod ogrodzenia jakiegoś ogrodu. Koło niego stały dwie dziewczynki. Poprosiłam, żeby zawołały mamę. Przyszła mama, zapytałam, czy to jej kociak. Odpowiedziała, że nie i czy przypadkiem po niego nie przyszłam, bo pan który go przyniósł powiedział, że ktoś tu po niego się zgłosi. Że ona ma 4 swoje koty i dwa psy i nie da rady już pzrygarnąć tego kotka. Stanęłam, jak wryta i poprosiłam, żeby go złapała to go zabiorę. Jeszcze 5 minut i poszedłby sobie w siną dal. Zabrałam do auta wpakowałam w transporter. Od godziny 10.00 - 14.00 woziłam kota wrzeszczącego w niebogłosy i płakałam razem z nim. Wyjeździłam bak paliwa, zjeździłam wszystkich znajomych i rodzinę, wykorzystałam wszystkie telefony.
Kotka na szczęście umieściłam w domku, ale może tam zostać 3-4 dni. Co potem? Nie wiem . Jeszcze nie wiem.
Kobieta, której pomagałam go łapać obiecała znaleźć dom. Wstępnie coś uzgodniła. Jedno jest pewne kot tam, gdzie jest zostać nie może . Cały dzisiejszy dzień był straszny. Jestem już zmęczona, sytuacje mnie przerastają. Nie daję już rady.
Gdybyście wiedziały, że ktoś może zabrać kociaka do DT - sfinansuje jego pobyt, zapłacę za weta - wszystko, tylko żeby można go było gdzieś umieścić - proszę dajcie znać, Błagam :placz: Wysiadłam psychicznie. Zostawiłam własnego kota z przedwczoraj zaszywanym brzuchem i cały dzien uganiałam się z i za innymi kociakami.
Kociak jest cudny, domowy, grubiutki, je, kupka OK, bo zrobił w transporterku. Kocurek. Nie ma nawet imienia :( Nie dałam rady nic wymyślić. Wiem tylko, że gdyby trafiło na kogoś innego - byłoby pewnie po kocie. Ja zawsze musze wiedzieć na 100%. I po co? Żeby potem się martwić, nie spać w nocy, w pracy mieć zaprzątnieta głowę kocimi sprawami i kłopoty.
Pomyślcie, poradźcie, pomóżcie :cry:
Nie dam rady już więcej napisać, bo panam na mordę.