ASK@ pisze:Sowa_56 jestem DT i współpracuję z fundacją .
Ale współpracujesz z tą konkretną, o której piszesz czy z innymi? Bo ja już wiem jak działają inne fundacje w Polsce, zrobiłam rozeznanie. Wiem, że w standardzie (może nie wszędzie, ale jednak już się to robi) są wszelkie testy i dokładne badania kotów zanim pójdą do adopcji. Fundacja - taka porządna - musi mieć pewność, ze kot jest zdrowy żeby nie mieć w przyszłości problemó. Robione są np. test FIV/FeLV. Moje koty (i inne podobnie bo akurat znam ludzi, którzy brali koty z tej fundacji) zostały przebadane na oko.
ASK@ pisze:Znam wiele innych. NIKT tam pieniędzy nie bierze za adopcję kota. Więc opłaty nie są powszechne!
Akurat w tej fundacji jest to powszechne. "Należy się tyle" i już.
ASK@ pisze:Datki są dobrowolne , wpłacane na konto. Ale faktem jest, że koty szczepią właściciele jeśli trafiły do DS w trakcie szczepień lub jeszcze nie miały. To samo tyczy odrobaczenia i innych zabiegów. Trudno by fundacja ponosiła wszelkie koszty kotów właścicielskich.
Pełna zgoda, ja nie mam nic przeciwko temu, trochę się nie zrozumiałyśmy. Tylko, ze w kontekście tego, że zainkasowano ode mnie pieniądze a potem ta obsługa była niezadowalająca to mogę mieć zastrzeżenia. Ja praktycznie brałam koty jakby z ulicy, tyle że po kwarantannie. A z drugiej strony wiem, że inne fundacje nie wypuszczą kota w wieku 6 tygodni. Nadmieniam, że to nie były koty znalezione gdzieś na ulicy, tylko matka ciężarna została chyba przygarnięta, jak koty zaczęły coś tam skubać to zaraz kociaki zostały od matki odebrane. I niech spadają
ASK@ pisze:Jeśli życzono sobie wpłaty to winna być dokonana nie na słowo ale "za pokwitowaniem". Jednak to ty winnaś tego przypilnować jeśli nie miałaś życzenia lub coś wzbudziło twoje wątpliwości.
Wiesz, tutaj bym polemizowała. Bo jeśli fundacja jest uczciwa, nie ma nic do ukrycia, dba o swój wizerunek to sama zadba o odpowiednie dokumenty, pokwitowania i porządną umowę adopcyjną. Znam fundację działającą na terenie Łodzi, która ma bardzo rozbudowaną i porządnie przygotowaną umowę przedadopcyjną i potem adopcyjną. Tylko niestety ostatnio nie mają kotów
bym od nich brała. Bo tam wszystko było jasne i przejrzyste.
Każda umowa powinna być jasna i przejrzysta żeby nit nie miał wątpliwości. Tak uważam.
ASK@ pisze:Jesli chciałaś zrobić kastrację na ich koszt trzeba było drążyć temat do skutku. Takie "niedociągnięcia" ze strony adoptujących są wykorzystywane , niestety.
No tutaj to był problem, bo koty były brane z lecznicy, od lekarki u której miałam właśnie robić zabiegi. Ale z tą panią niestety nie mogłam za nic się dogadać
. Mało, ze któregoś razu się rozdarła na mnie, że źle karmię koty (z kotami od pierwszego dnia były kłopoty bo nie chciały jeść suchej karmy), że im podtykam, że się za bardzo przejmuję kotami, że mi zachorują na nerki, że powinnam przegłodzić koty (wtedy miały 8-9 tygodni), dać jeden posiłek tylko to wtedy będą jadły suche chrupki, to na jakiekolwiek pytanie w stylu "jaki jest rodzaj zastosowanej narkozy przy kastracji - domięśniowa czy dożylna" lekarka się patrzyła na mnie jak na jakieś ufo, o co ja w ogóle pytam i po co. Bardzo nie lubię być traktowana jak jakaś wariatka :/.
ASK@ pisze:O tym,że trafiły do ciebie takie maluszki to nie musi być zła wola. Czasem takie się zgarnia i DS jest lepszy niż najlepsza kociarnia. Dobrze ,że je wzięłaś inaczej mogły nie przeżyć.
Zgoda ale powtarzam, koty nie były zgarnięte z ulicy. Zresztą dziwiło mnie to, ze nie mogłam się dowiedzieć w jakich okolicznościach zostały znalezione (domyślałam się, ze chyba z matką były gdzieś), chciałam się dopytać co przeszły bo wtedy łatwiej jest pomóc kotu. Nie dostałam żadnej odpowiedzi. To jest rodzeństwo, prawdopodobnie był jeszcze jeden kot, ale co się z nim stało to nie wiem.
Rakea pisze:Zawsze staram się wysłuchać obydwu stron, ale w tym przypadku jakoś opowieść Sowa_56 nie wzbudza żadnych wątpliwości.
Ja niczego nie wyssałam sobie z palca. Nie tylko ja tak brałam koty, mam sąsiadów, którzy również zapłacili fundacji bez żadnego pokwitowania.
W sumie bym nie miała żadnych problemów z tym, że wpłaciłam te pieniądze, mnie żaden rachunek potrzebny nie był, ale... pod warunkiem, że bym widziała jakieś zainteresowanie, pomoc ze strony fundacji. Jeśli zgłaszam jakiś problem i proszę o pomoc bo się nie znam i się dopiero uczę to oczekuję jakiejś reakcji a nie tego, że mi się chce koniecznie udowodnić, że jestem wariatką :-/.
Nie mam nic do pań wolontariuszek, wiem że tam serce wkładają (z jedną rozmawiałam), nie mam nic przeciwko wpłatom, ale naprawdę dobrowolnym a nie "należy się tyle" jak w sklepie, bo wiem, że zwierzaki potrzebują, ale po prostu szlag mnie trafia jak widzę, że te pieniądze niekoniecznie są dobrze spożytkowane. Śledzę ich profil i widzę, że bez przerwy są różne aukcje zbiórkowe żeby ludzie sfinansowali leczenie, operacje takiego czy innego kota. I ludzie to wszystko finansują.
Rakea pisze:Branie kasy za koty bardziej rasowe....grubo!
O tym przeczytałam gdzieś w komentarzach, zdaje się na fejsbooku, więc to tylko w sumie domniemanie. Ale sprostowania nie było, więc... [bez komentarza]