Hej dziewczyny,
jestem tu nowa, mam problem, a że Wy znacie się na rzeczy piszę tutaj.Moja mama wybrała się do kościoła, wracając jakiś biedny kotek zaczął za nią iść i miałeczeć.Z tego co mówiła mama to wyglądał on bardzo źle;brak futerka na ogonie, i na grzbiecie, zaropiałe oczy, chudy, "sponiewierany".Mama dzwoniła do mnie, ale ja akurat rozmawiałam przez telefon, jak się juz dodzwoniła to kot sobie poszedł.Powiedziałam jej żeby go złapała i go zawieziemy do weterynarza, ale po kocie ani sladu.Mam zamiar wybrać się tam sama i go poszukać, jest tylko jeden problem:mama mówiła że temu kotu wisiał brzuch- możliwe że to karmiąca kotka i teraz nie wiem co robić.Chciałam go złapać i podleczyć, nigdy nie byłam dt, mam w domu kota, ale myśle że znalazłoby się miejsce w piwnicy. Cała sytuacja miała miejsce w okolicach koscioła na ul. Traugutta, a ja mieszkam na ul. 27 Lipca, ale aż tam przy końcowym 13, wiec to nie jest wcale tak blisko mnie.Nie wiem co robić, ten biedny kot prosił o pomoc.Może to są rejony którejś z Was?Ja nie chce nikomu tego kota zwalić na głowę, proszę tylko o radę, może jest tu ktoś kto się orientuje sytuacji tych kotów z Traugutta(podejrzewam że jest ich tam więcej) Najgorsze że zaczynają się świeta i lecznice będą pozamykane a ja jestem w Białymstoku tylko do środy(mieszkam za granicą, moja mama zajełaby się kotem)Jakieś rady?