Wiosna ubieglego roku "uratowalismy" kolejnego kocura, ktorego ktos sie pozbyl - tak przynajmniej wtedy myslelismy. Rudzielec byl pieknym, dostojnym facetem. Zostal wykastrowany, "przeswietlony" i mial jechac do nowego domku do Krakowa, gdy moja siostra zakochala sie w nim po uszy. Decyzja byla szybka, Rudy zostaje. Dolaczyl do 12 letniej kotki i tym oto sposobem nowa rodzina w komplecie. Mlode malzenstwo z 3 letnia corka i dwoma kotami. Po dwoch miesiacach Rudy zaczal jojcyc pod drzwiami. Jojcyl i jojcyl i nie chcial przestac. Osiatkowalismy balkon wiec jojcki zmienily tylko miejsce. Przechodzilismy tez przez krople Bacha. Byla poprawa ale nie taka jaka sobie wymarzylismy. Zima temat przycichl, wiosna odzyl na nowo. Pojawil sie kolejny pomyl - bedziemy wyprowadzac kota na spacery. Wczoraj byl jego pierwszy dzien. Czul sie jak rybka w wodzie i az milo bylo na niego patrzec. Po spacerze byl zadowolony i juz pojawila sie nadzieja ze w koncu mamy na niego sposob, ale nad ranem nadzieja zostala rozwiana.
Jezeli ktos mial taki sam problem i znalazl zloty srodek, prosba o info bo osobicie nie wyobrazam sobie szukac mu nowego, wychodzacego domu.

