Wchodze na bazarek a tam kot w towarzystwie Pani sprzedajacej jajka. Siedzi piekny czarno-bialy kocur posrod jajek-siedzial tylem do mnie. No to zagadalam, ze taki sliczny sprzedawca- a ta Pani, ze chory a ja a co sie dzieje.
To jest kocur bazarkowy i kaszle, nie chce jesc-patrze a z nosa wydzielina, oczy czyste i chrycha

I wyobrazcie sobie ze ten wet grosza nie wzial ode mnie i mysle, ze za dalsze leczenie tez nic nie wezmie.
Mam nadzieje, ze kocur bedzie wyleczony- bede w kontakcie z ta Pania.
Czy to nie jest budujace, ze tak szybko zorganizowali sie ludzie dobrej woli:)

Wiem, ze tu jest ktos na grupie z Milanowka, mial chyba jakies preparaty podnoszace odpornosc-moze jest jakas 'wolna' dawka? Z tej radosci nawet nie zapytalam weta co podal kotu-napewno jeden antybiotyk o przedluzonym dzialaniu i cos jeszcze podal w zastrzyku(witaminy?)-dowiem sie, mam jego nr. telefonu.