Strona 1 z 3

Wielokotni niezmotoryzowani

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:17
przez Petroniusz
Hmm, nie wiem, ile takowych się tutaj znajdzie na forum, ale jako składnik ludzko-dwukotnego trójkąta chciałabym zapytać, jak sobie radzicie z transportem swojej trzódki? Do weta zdarzało mi się targać moje panny w transporterku (na szczęście niedorosłe jeszcze i lekkie, wolę nie myśleć, jak będzie to w sumie jakieś 8 kilo zywej wagi :strach: ), do rodziców podrzucił mnie znajomy, kiedy trzeba było pojechać na święta, a przywiózł brat... ale co dalej? Samochód mam kupić czy co? :?
Jak sobie radzicie, szanowni niezmotoryzowani?
No i rzecz jasna ewentualne dokocenie w takiej sytuacji raczej stoi pod znakiem zapytania...

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:20
przez kinus
Taksowka, TZ czasem, jak przyjedzie. W planach samochod.

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:20
przez lady_in_blue
U mnie na razie jest 2 na 2. Kotów w sumie jest ponad 9 kilo zywej wagi, ja sama nie ma mowy żebym poniosła...
No i raczej nastepny kot- to juz wymaga samochodu, tym bardziej że może nieczęsto jezdzimy, ale na ogół całą bandą...

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:24
przez LimLim
Ja kiedyś najpierw targałam Limka a potem drugi raz Puśka z KLarą, ale generalnie wolę z TŻ samochodem :lol:

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:24
przez lorraine
U mnie ja sama na trzy koty, na szczescie wszystkie sa grzeczne w transporcie (nawet w autobusie), ostatnio z dwojka jechalam na casting autobusem (sa jeszcze male i latwo je uniesc, ale nie lubia transporterka i jezdza na rekach usmyczone). Jak musze wyruszyc do weterynarza z jednym to autobus, jak ze wszystkimi to zeruje na ojcu badz siostrze :(

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:25
przez kiwi
To ja się melduję jako wielokotna i bez transportu. Weta na szczęście mam blisko i myślę ze strachem o przemieszczniu się. Z Prezesem nie będzie problemu bo to stateczny osobnik ale Mrówek? Strach się bać :lol: . Póldiable weneckie nie usiedzi w klatce (transporterze) :lol: .

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:25
przez RyuChanek i Betix
Petroniuszu a nóżki to od czego, my do weta latamy pół godzinki w jedna i pól godzinki w droga strone, sport to zdrowie :lol:
Jak trzeba dalej to dobry znajomy podrzuci, czasami wetka do domu odwiezie, jakos sobie radzimy. Ostatnio po dwa kotki do kontenerka sie zmieściły po jednym wiekszym i jednym mniejszym, przynajmniej im raźniej było. no ale jak sie chce wygodnie i szybko i chce sie pielegnowac lenistwo to pozostaje zakupienie auta. Tylko tak to juz jest że jak sie zacznie jeździc autem to na piechotke problem do pobliskiego sklepu wyjść, a dla nas spacery i piesze wedrówki to zaden problem :D

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:32
przez Maryla
Proponuję się dokocić (wielokrotnie) i problem sam się rozwiązuje.
Wyjeżdżać z kotami się nie da, więc ktoś przychodzi na zastępstwo.
Razem raczej nie chorują, wtedy z jednym do weta da się, a jak więcej choruje - wet do domu.
Czy to można nazwać problemem?

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:32
przez lady_in_blue
Betix, ja z jednym Budyńkiem ganiałam, czesto piechotką. Przyjemnie, bo park po drodze, trochę niebezpiecznie, ale co tam. Jak BluMka była mała - tez dwa w jeden transporter, a co tam... Ale już jesienią nie dałam rady, oba po 4,5 kilo plus transporterek... Nawet do autobusu cięzko dotachac.
O dalszych wyjazdach nie wspominając, dwa transporterki to jeszcze jakoś idzie w autobusie upchnać, jeden pod siedzenie, drugi na kolana... Ale trzeci to już nie bardzo widzę... A pakowanie po dwa w jeden na kilka godzin - to jest męczenie zwierząt ( na krótkie trasy - Wraszawa, pod Warszawę - to się zdarza)

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:43
przez Anja
No coz, latwo nie jest, ale dajemy rade. Koty waza: Brucek 4,7 kg, HrupTak 2,7 kg, a RySio ok. 5 kg. Jezeli jedziemy z cala trojka to pakujemy Brucka z Hruptakiem z jeden duzy transporter, a Rysia osobno w mniejszy. Ten ciezar jest w stanie udzwignac jedynie moj TZ (ja nioslam tylko raz kiedy go nie bylo w W-wie i o malo sie nie przekrecilam :x ). Dwa koty nosze bez problemu, bez wzgledu na wage, po prostu wycwiczylam bicepsy.
Moja wetka na szczescie urzeduje 2 przystanki autobusowe od naszego domu. Najczesciej jezdzimy busem, chyba ze Hruptak wyglada marniej (a ma niska odpronosc) wowczas bierzemy taksowke, zeby jej nie narazac. Na razie na wlasny samochod mamy marne widoki, moze za rok cos sie zmieni, wiec zostaje nam borykanie sie z codziennoscia. Najgorzej jest zima, bo slisko i latwo sie wykopyrtnac z ruchomym ciezarem :roll: .

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:44
przez RyuChanek i Betix
Anno wtedy tak jak Maryla. Jak sie ma 8 kotow to i tak sie z nimi nie jeździ. Do weta raczej nie gania z wszystkimi naraz. Ciężkie są ale od tego mam TŻ :twisted: ja mu troszke pomagam :lol: mojemu słoneczku :oops:

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:45
przez lady_in_blue
Anja pisze:Najgorzej jest zima, bo slisko i latwo sie wykopyrtnac z ruchomym ciezarem:roll: .

Zdecydowanie. Wiosną czasami rudy wraca piechotą... Wraca, bo skubaniec zna drogę DO weta i to na tyle, ze do parku go trudno zaciągnąc....

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:45
przez Basia_G
O samochodzi zaczęliśmy marzyć, gdy Axle miał starcze patologie mózgu i paraliż tylnich łap.
Gdy jedziemy do weta to z większa ilością to wiadomo w dwójkę. imo, iz wet przyjmuje na drugim koncu miasta, mam bardzo dobre połaczenie.
Co do humorystycznego podejścia do sprawy:
- gdy wracałam z Klakierem od weta, to okazało się, że widział mnie znajomy, gdy jechał do domu. Stwierdził, że wyglądałam jak Quasimodo (czy jak to się pisze), wygięta w jedną stronę ;-)

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:45
przez Wojtek
Znajomi, taksówki, rodzina.

PostNapisane: Pt lut 06, 2004 14:50
przez Majorka
U nas w sumie 21 kg do noszenia, ale staramy się po jednej sztuce dźwigać, a i do weta blisko na piechotkę. Jeśli trzeba jechać dalej, to taksówką. Mika wtedy drze się wniebogłosy. Tej zimy to już nieraz myślałam o sankach... W każdym razie trzeba jakieś pokrowce polarowe na kontenerki poszyć, bo na razie ładujemy klatkę do śpiwora i trzeba to dźwigać przed sobą, ręce mdleją. Na wakacje na razie przestaliśmy wyjeżdżać, ale samochód jest jednak niezbędny. Może kiedyś...