jas trafil do mnie z Azylu w Konstancinie. Biedna, mala kupka nieszczescia, zabiedzona i dzika. Wzielam go w listopadzie do oswojenia, poruszona apelem by oswajac kociaki. Jas jest dalej pol-dzikuskiem, ale za to jest piekny, lobuzuje z kotami i palaszuje ogromnie ilosci jedzenia jakby ciagle pamietal o swojej nieszczesliwej przeszlosci.
Szukalam domu dla Jasia, ale postawilam warunki: siatki w oknach, ewentualnie dom w spokojnej okolicy, doswiadczenie i drugi kot bo Jas uwielbia towarzystwo kotow. Oczywiscie nikt nie byl odpowiedni, az trafila sie kobietka z Lublina z ktora pisze juz drugi tydzien, spelnia warunki, jest przesympatyczna, kocha koty i zakochala sie w Jasiu. Powiedzialam, ze oddam, ale tak mi smutno. Wiem, ze zaraz trafi do mnie jakas kolejna bieda ktorej bede mogla pomoc, bo z szostka nie poradze sobie finansowo, wiec teraz pomoc bym za bardzo nie mogla. Oddalam tyle kotow, ale Jas jest szczegolny. Jak przezyc oddanie do adopcji? Takie bylo zamierzenie, Jas obiecany, wiec wezmie go Ania, a mnie ogarnia coraz wiekszy smutek:-(