Telefony alarmowe

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto mar 01, 2011 17:12 Telefony alarmowe

Nie wiem czy był już taki wątek, ale co robić kiedy zobaczy się potrąconego zwierzaka? Gdzie można zgłosić, do jakich służb? W tamtym roku mój facet był świadkiem potrącenia kota. Sprawca się nawet nie zatrzymał, a kotek uciekł pod jakąś posesję i strasznie miauczał. Akcja ratunkowa trwała ponad 2 godziny - kot był dziki, nie pozwolił się zbliżyć - mój P. próbował uzyskać na 112 jakiś numer - gdzie tam, na straży miejskiej gdzie tam (było po 21), ze schroniska też nie chcieli przyjechać. Wreszcie koleżanka w necie znalazła telefon do chyba pogotowia dla zwierząt i przyjechał gość i przy pomocy mojego P. i jeszcze jednej koleżanki złapali kocura. Kot miał strzaskaną miednicę - żyje tylko dzięki mojemu facetowi (lekko powłóczy tylnymi łapkami), z którego jestem bardzo dumna, ja nie potrafiłabym zachować zimnej krwi. Może stworzymy centrum kociej pomocy telefonicznej?

charlie_wafel

 
Posty: 3
Od: Czw lut 17, 2011 21:43

Post » Czw mar 03, 2011 8:03 Re: Telefony alarmowe

powiem szczerze że też nie wiedziałabym gdzie zadzwonić, u mnie w mieście jak na policję dzwoniłam że facet leży u mnie w bloku to przyjechac nie chcieli :? to już wolę się nie zastanawiać jaka by była reakcja na sygnał o potrąconym zwierzaczku... :evil:

czy ktoś ma doświadczenie gdzie takie sprawy zgłaszać?
ObrazekObrazek
Obrazek Obrazek

wrozka

 
Posty: 351
Od: Nie lip 25, 2010 15:59
Lokalizacja: Koszalin

Post » Czw mar 03, 2011 9:02 Re: Telefony alarmowe

W takiej sytuacji zawsze można zadzwonić do najbliższego schroniska dla bezdomnych zwierząt albo pogotowia weterynaryjnego. W większych miastach są kliniki weterynaryjne z całodobowym dyżurem telefonicznym. Przykładowy spis jest tu http://www.vetopedia.pl/article4-1-Pogo ... erzat.html, ale warto sobie po prostu znaleźć taką usługę w swoim mieście i zapisać telefon - nigdy nie wiadomo, kiedy się może przydać...
Ponadto w sytuacjach typu pies płynący na krze, kotek, który nie może zejść z drzewa, zwierzęta uwięzione w jakichś trudnodostępnych miejscach itp. pomaga straż miejska i straż pożarna.

Midi

 
Posty: 42
Od: Wto lut 08, 2011 20:03

Post » Czw mar 03, 2011 10:35 Re: Telefony alarmowe

mieszkam w Koszalinie i powiem szczerze że u nas to w sobotę popołudniu ciężko jakąś lecznice znaleźć a co dopiero dyżur nocny, ehhh...
ObrazekObrazek
Obrazek Obrazek

wrozka

 
Posty: 351
Od: Nie lip 25, 2010 15:59
Lokalizacja: Koszalin

Post » Czw mar 03, 2011 11:39 Re: Telefony alarmowe

ew. Straż dla Zwierząt może, jednak w niewielu miejscach chyba mają swoje oddziały: http://www.strazdlazwierzat.com.pl/.
Midi pisze:W takiej sytuacji zawsze można zadzwonić do najbliższego schroniska dla bezdomnych zwierząt albo pogotowia weterynaryjnego. W większych miastach są kliniki weterynaryjne z całodobowym dyżurem telefonicznym. Przykładowy spis jest tu http://www.vetopedia.pl/article4-1-Pogo ... erzat.html, ale warto sobie po prostu znaleźć taką usługę w swoim mieście i zapisać telefon - nigdy nie wiadomo, kiedy się może przydać...
Ponadto w sytuacjach typu pies płynący na krze, kotek, który nie może zejść z drzewa, zwierzęta uwięzione w jakichś trudnodostępnych miejscach itp. pomaga straż miejska i straż pożarna.
w 1. poście było info, że schronisko nie przyjedzie :(. Z lecznicą też nie jestem pewna. Nierzadko tak jest, że jest wet na dyżurze, bez samochodu, kolejka pacjentów czeka. Nie sądzę, aby chciał się udać na akcję w terenie. Kto pokryłby te koszty (akcji i potem leczenia), nie mówiąc o samej konieczności zostawienia zamkniętej lecznicy. Macie jakieś doświadczenia w tej kwestii?
Obrazek
Obrazek Obrazek

boniantos

Avatar użytkownika
 
Posty: 4648
Od: Śro lut 18, 2009 15:16
Lokalizacja: Łódź

Post » Czw mar 03, 2011 12:08 Re: Telefony alarmowe

To, czy ktoś (ze schroniska, lecznicy itp.) przyjedzie, czy nie, oczywiście zależy od człowieka i sytuacji - czasem jest to możliwe, czasem nie. Do nas kiedyś przyjechali (nie mieliśmy samochodu, żeby psa odwieźć).

Lecznice, które reklamują całodobowe usługi pogotowia, zasadniczo przyjeżdżają, bo dyżury mają tak zaplanowane, żeby przyjeżdżać na wezwanie. Oczywiście trzeba za to zapłacić - wiadomo, to placówki komercyjne.

Zdarzyło się też, że chorego (poranionego) kota zabrała straż miejska w transporterze znajomej i odstawili do schroniska bezpłatnie. Trudno mi powiedzieć, czy to zasada, czy wyjątek, ale na pewno to są 3 najbardziej pewne miejsca, żeby dzwonić po pomoc: schronisko, straż miejska i wet-pogotowie.

W Warszawie w ciągu dnia można też szukać pomocy przez organizacje pozarządowe typu TOZ, Straż dla Zwierząt itp. Dwa razy zdarzyło mi się do nich dzwonić i za każdym razem podali mi telefony, gdzie bezpłatnie uzyskałam pomoc (chodziło o porzucone pisklęta).

Midi

 
Posty: 42
Od: Wto lut 08, 2011 20:03

Post » Wto mar 13, 2012 15:26 Re: Telefony alarmowe

Podnoszę wątek!
Jestem z Sosnowca. Wiem, że pracownicy schroniska jeżdżą na interwencję, O ILE SĄ. W schronisku ktoś jest non-stop, ale nie sądzę, żeby się tam na tyle nudzili, by siedzieli cały czas w biurze.
Jeśli widzę zwierzę potrącone, któremu trzeba pomóc, a w schronisku nie odbierają, to gdzie dzwonić?
W teorii zwierzęciem, które jest bezdomne, a więc należy do miasta (dodatkowo, jeśli jest ranne/nieprzytomne - zagraża bezpieczeństwu na drodze) powinno się zająć miasto, a konkretnie Straż Miejska. Słyszałam jednak, że w praktyce nie są tak chętni do pomocy :?

Cała sprawa rozbija się o koszty. Zwierzęciu potrzebna jest FACHOWA POMOC = weterynarz.
Weci nie pracują za darmo - nawet jeśli odliczą sobie od pensji to ktoś musi zapłacić za leki, bandaże, etc. I tu klops - kto zapłaci za jakiegoś kota leżącego na ulicy? "Bezdomny, niech zdycha".

Ludzie mają w de. Jeszcze rozjadą drugi raz, żeby dobić i naopowiadają znajomym, jakie to mieli wielkie serce i dobili. Taki los prawdopodobnie spotkał w ubiegłym tygodniu burego pręguska na ul. Mireckiego. Wracałam z dyżuru w kociarni, a na drodze leży delikwent, pobiegłam, ale był w takim stanie, że najlepszy wet by mu nie pomógł - głowa strasznie zmasakrowana, ciałko zaczęło już tężeć... Ale pozycja kota i ślady na jezdni pozwoliły mi przypuszczać, że tak się właśnie stało. Ryczałam jak sobie pomyślałam przez co musiał przejść!
Czy można było temu zapobiec?
Czy gdyby ten kierowca wiedział co i jak zrobić żeby mu pomóc, pomógłby?
Ja bym pomogła, skombinowałabym kasę, zadłużyła się, jakoś by to było, sumienie by mnie zagryzło gdybym ważyła się zostawić cierpiące zwierzę bez pomocy... Ale widzę, że nie wszyscy tak mają.

Tak czy siak, w praktyce się bierze psinę czy kocinę do własnego/pożyczonego/wybłaganego samochodu i migiem do weta, płaci się z własnej kieszeni, a gdzieś w międzyczasie zawiadamia się schronisko/przytulisko...

POWINIEN BYĆ TELEFON ALARMOWY DLA ZWIERZĄT W TYM MIEŚCIE, SŁYSZYCIE, WŁADZE????
To wstyd, żeby miasto które tak fajnie się rozwija, ma tyle organizacji pozarządowych, oddział TOnZ, dba o kulturę, sztukę, zabytki, lecznictwo, miasto które ma dobrych weterynarzy (mam na myśli Lupus i Abacus) i schronisko (które jednak prowadzi stowarzyszenie i gdyby nie ono to psy by tam umierały co dzień), żeby to miasto nie dbało o zwierzęta!
Koty wrocławskie polecają się do adopcji: http://www.kocizakatek.pl
Zapraszam na wątek Kociego Zakątka: http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=154740

wiiwii

 
Posty: 2287
Od: Pt sty 13, 2012 17:33
Lokalizacja: Sosnowiec/Wrocław




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 153 gości