Dopieszczać. Jeśli kot chce.
U mnie tak bylo dwa razy: raz, kiedy odeszla pierwsza kotka. "Osierocony" kocurek zrobil się smutny i apatyczny, glównie spal i jadl (na szczęście), a w chwilach szczególnie zlego nastroju szukal jej wszędzie. Drugi raz, kiedy umarl mój rezydent-senior. Kocur, który pozostal przez kilka tygodni nawet nie pozwalal się poglaskać ani brać na ręce. Kilka pierwszych dni po śmierci starszego towarzysza spędzil śpiąc na jego ulubionym fotelu, ale do pokoju, w którym tamten umarl nie wchodzil przez bity miesiąc; do wiklinowej budki (o którą przedtem się bili) nie wszedl do dziś, choć minęlo już prawie pięć lat. Po pierwszym szoku zrobil się nerwowy i byle co potrafilo go wystraszyć, a najchętniej spędzal czas u mnie na kolanach. A mnie się wydawalo, że średnio się lubili
W jednym i drugim przypadku po jakimś czasie zjawil się nowy kociak: za pierwszym razem po póltora roku zostal przygarnięty maly znajdek, a za drugim po prawie roku adoptowany kociak z fundacji; z rozsądku, bo dla mnie i tak bylo jeszcze za wcześnie.
W jednym i drugim przypadku dokocenie przebieglo absolutnie bez problemów. Pierwszy kocur nie mógl się doczekać wypuszczenia malucha z izolacji, a mój aktualny starszy rezydent tylko pierwszego wieczora mial tragiczną minę i sprawial wrażenie jeszcze smutniejszego, a już drugiego dnia obaj urządzili dziki rajd po mieszkaniu.
Na razie chyba pozostaje Ci dowartościowywać kotkę, glaskać i spędzać z nią jak najwięcej czasu. Nie bawić się z nią na silę, bo ona też jest w żalobie, ale po prostu z nią być jak najwięcej.