Nie uwierzyłem...

...No więc historyja takowa jest jakoby...
Koleżanka mnie tłumaczy, że ona kotów NIENAWIDZI... Bo to stworzenie zdradzieckie jest, nie ufne.... bo całe życie to chomiki, rybki, teraz psy i piranie w akwarium ma i jest cool... Jak to kiedyś pewnien Nasz prezydent powiedział " takemu to nawet nogy nie podam"... - Cóż, tak miała moja koleżanka odnośnie kotecków...
Poczym opowiada - wysiada z auta pod blokiem, kocina taka siedzi, nic nie mówi, o nic nie pyta ino patrzy - jeno ślepia ma jakieś takie wielgachne, ufne....
Ech, kocina - westchnęła koleżanka!
Rano wstaje, do auta goni, do pracy trza szybko.....
A kocina jak siedziała i swemi ślepkami namiętnie patrzyła, tak siedzi i spogląda... A za oknem -10 stopni, a kocina w tym samym miejscu....
- Ech, kocina - westchnęła koleżanka!
I dziarskim ruchem (po odśnieżeniu autka swego) włączając pierwszy bieg pojechała do pracy....
Wieczorem wraca - kocinka jak siedziała tak siedzi.... i patrzy tymi swemi ślepiami na nią.... Poprostu czeka... Nic nie mówiąc, na nic nie czekając, bez interesownie, ale czeka....
Koleżanka niczym Alf - a Tfuuuuu.... A kysz chorero, a sio... Zmoro ty nie czysta... Chce przegonić kociambra, bo i szkoda stworzenia gdy siedzi w tym samym miejscu 20 parę godzin.... W taki mróz....
A przypomnę, że koleżanka kotów nie nawidzi!!!
Żal jednak się jej zrobiło (jak mi opowiadała) sierściucha... Do domu nie weźmie, bo dwa wielkie psiaki siedzą, ale chyba na czyjąś krzywdę uczulona (jak większość z nas) jest...
A pójdę sprawdzę - mówi koleżanka.... Ba, pójdę do sklepu jakąś puszeczkę kupię i postaram się nakarmić...
Tak zrobiła - jak mówi...
Idzie na parking... Kota nie ma... Kicici, kici, taś, taś, ćwir, ćwir.... - jak to do cholery się na kota woła?
Nic - kota nie ma!
No trudno - opowiada... Poszedł sobie gdzieś...
Dawaj do domu, bo psy głodne, na spacer trza wyjść, etc....
Psy nakarmione, po spacerku, Pani do łoża kole TZ jako Pan Bóg przykazał... A tu zza okna słychać drrrrrrrrrrrrap, draaaaaaaaaaaaaap....
Ki czort - myśli koleżanka... 4 piętro w bloku, a może to mróz tak w okna drapie? 10 min., 15 min. 30.... Cholera coś za oknem siedzi... TZ śpi jak umarły - nie dobudzi....
No to dawaj, a co? Może UFo jakieś, może ptak zmarźnięty poprostu się dobija....? A psy bez mała w domu wariują.....
Zasłonka, żaluzje.... oczy przeciera..... Kot! Niczym żyw ten któren dwa dni ją "molestował" swym spojrzeniem... Ale skąd u diabła na 4 piętrze się wziął...?
Teraz to i ja juz wiem, bo się ponoć sąsiadowi żal kociny zrobiło i zabrał do domu... A kocina przez uchylone okno wyszła i cabas do pierwszego napotkanego przyszła... I masz trafiła jak śliwka w ....
Długo by tu pisać nad szczęśliwym zakończeniem (coś o swoim TZcie wspominała, że zawsze uwielbiał kotecki, etc.)...
Dziś od niej (swej koleżanki) wróciłem (potym jak odwiedziłem wreszcie AGI i ją poznałem..
), która mi tą historyjkę opowiedziała....
Yyyyy to akurat nie o AGI chodzi - gdyby ktoś pytał, bo tak z kontekstu można wyczytać...
A jak to wygląda dziś? Dwa Husky (chyba dobrze powtórzyłem?) i kotecek... Awantura była ponoć przez dwa dni, kiedy to dopiero TZ psów nie zganił odpowiednio, a i jeden dostał po mordzie od kotecka...
Kilka dni i kotecek ma swój wspaniały dom, a psy kotecka, a kotecek swoje pieski, a ...... Każdy ma siebie wśród nich na tyle ile im tejże miłości względem siebie potrzeba!!!
Renata jest zakochana w kocie....
Nie códownie???
Ktoś mi powiedział, że ten rok będzie wyjątkowo dobry - dla mnie osobiście jeszcze nie, ale jak taką historyję usłyszałem, i zobaczyłem... to coż w tym 2004 roku faktycznie dobrego musi być....!!!

Koleżanka mnie tłumaczy, że ona kotów NIENAWIDZI... Bo to stworzenie zdradzieckie jest, nie ufne.... bo całe życie to chomiki, rybki, teraz psy i piranie w akwarium ma i jest cool... Jak to kiedyś pewnien Nasz prezydent powiedział " takemu to nawet nogy nie podam"... - Cóż, tak miała moja koleżanka odnośnie kotecków...
Poczym opowiada - wysiada z auta pod blokiem, kocina taka siedzi, nic nie mówi, o nic nie pyta ino patrzy - jeno ślepia ma jakieś takie wielgachne, ufne....
Ech, kocina - westchnęła koleżanka!
Rano wstaje, do auta goni, do pracy trza szybko.....
A kocina jak siedziała i swemi ślepkami namiętnie patrzyła, tak siedzi i spogląda... A za oknem -10 stopni, a kocina w tym samym miejscu....
- Ech, kocina - westchnęła koleżanka!
I dziarskim ruchem (po odśnieżeniu autka swego) włączając pierwszy bieg pojechała do pracy....
Wieczorem wraca - kocinka jak siedziała tak siedzi.... i patrzy tymi swemi ślepiami na nią.... Poprostu czeka... Nic nie mówiąc, na nic nie czekając, bez interesownie, ale czeka....
Koleżanka niczym Alf - a Tfuuuuu.... A kysz chorero, a sio... Zmoro ty nie czysta... Chce przegonić kociambra, bo i szkoda stworzenia gdy siedzi w tym samym miejscu 20 parę godzin.... W taki mróz....
A przypomnę, że koleżanka kotów nie nawidzi!!!
Żal jednak się jej zrobiło (jak mi opowiadała) sierściucha... Do domu nie weźmie, bo dwa wielkie psiaki siedzą, ale chyba na czyjąś krzywdę uczulona (jak większość z nas) jest...
A pójdę sprawdzę - mówi koleżanka.... Ba, pójdę do sklepu jakąś puszeczkę kupię i postaram się nakarmić...
Tak zrobiła - jak mówi...
Idzie na parking... Kota nie ma... Kicici, kici, taś, taś, ćwir, ćwir.... - jak to do cholery się na kota woła?
Nic - kota nie ma!
No trudno - opowiada... Poszedł sobie gdzieś...
Dawaj do domu, bo psy głodne, na spacer trza wyjść, etc....
Psy nakarmione, po spacerku, Pani do łoża kole TZ jako Pan Bóg przykazał... A tu zza okna słychać drrrrrrrrrrrrap, draaaaaaaaaaaaaap....
Ki czort - myśli koleżanka... 4 piętro w bloku, a może to mróz tak w okna drapie? 10 min., 15 min. 30.... Cholera coś za oknem siedzi... TZ śpi jak umarły - nie dobudzi....
No to dawaj, a co? Może UFo jakieś, może ptak zmarźnięty poprostu się dobija....? A psy bez mała w domu wariują.....
Zasłonka, żaluzje.... oczy przeciera..... Kot! Niczym żyw ten któren dwa dni ją "molestował" swym spojrzeniem... Ale skąd u diabła na 4 piętrze się wziął...?
Teraz to i ja juz wiem, bo się ponoć sąsiadowi żal kociny zrobiło i zabrał do domu... A kocina przez uchylone okno wyszła i cabas do pierwszego napotkanego przyszła... I masz trafiła jak śliwka w ....

Długo by tu pisać nad szczęśliwym zakończeniem (coś o swoim TZcie wspominała, że zawsze uwielbiał kotecki, etc.)...
Dziś od niej (swej koleżanki) wróciłem (potym jak odwiedziłem wreszcie AGI i ją poznałem..

Yyyyy to akurat nie o AGI chodzi - gdyby ktoś pytał, bo tak z kontekstu można wyczytać...

A jak to wygląda dziś? Dwa Husky (chyba dobrze powtórzyłem?) i kotecek... Awantura była ponoć przez dwa dni, kiedy to dopiero TZ psów nie zganił odpowiednio, a i jeden dostał po mordzie od kotecka...


Renata jest zakochana w kocie....

Nie códownie???
Ktoś mi powiedział, że ten rok będzie wyjątkowo dobry - dla mnie osobiście jeszcze nie, ale jak taką historyję usłyszałem, i zobaczyłem... to coż w tym 2004 roku faktycznie dobrego musi być....!!!
