Strona 1 z 1

Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 0:28
przez fifulec
Witajcie.

Podczytywaczką Miau jest już od jakiegoś czasu. Wiem, że to forum jest dość specyficzne, czasami kocie cierpienie "wylewa" się z każdego kącika, a człowiek nie może uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.

Sama mam dwa koty, oba miały po 5 tygodni gdy do mnie trafiły, małe, zakatarzone, zarobaczone,zaropiałe kulki. Teraz mają po 6 miesięcy. Napadło mnie dziś i w oczy wpadały mi same smutne historie na forum, jedna za drugą - nie wiem dlaczego, bo zwykle staram się patrzeć z optymizmem na życie i przyszłość, ale dziś jakoś mi smutno i zaczęłam się martwić.

Czy te moje małe ( jeszcze ) koty mają szanse na długie i szczęśliwe życie ? Czy takie koty jak one porzucone przez mamę, długo leczone z infekcji, kataru pozostaną ze mną na długie lata ?

Wiem, że nikt mi nie da gwarancji, wiem.

Potrzebuję pozytywnych historii...o takich słabiakach jak te moje futerka. Dopiero niedawno odczułam jak silna jest miłość do kota i tak bardzo się boję, że ich stracę, a to nie ich wina, że nie urodziły się w ciepłym domu, że nie były ze swoją mama do 3 miesiąca życia, że mają niską odporność i skłonność do przeziębień i infekcji.

Kociaki są na wzmacniaczach, immunostymulatorach, Zylexisie, po kilku miesięcznym leczeniu z kataru sytuacja jest już w miarę opanowana...

Szukam też historii o kociakach, które cieszą się dobrym zdrowiem, mimo iż ich start życiowy nie był najłatwiejszy.

Optymizmu mi potrzeba, bo jakieś czarne myśli zaczęły mi się szwendać po głowie.


Pozdrawiam serdecznie

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 0:52
przez Jana
Zajrzyj do wątku łabędzi :wink:

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 0:52
przez felin
Mój pierwszy kocur, Mruczek. Bląkal się parę dni placząc kolo domu Babci, a potem wszedl do kurnika sąsiada i pewnie bylby tam umarl, gdyby Babcia go nie zabrala. Mial 2 może 3 miesiące, ważyl tak malo, że wspinal się Babci po pończochach na kolana i nie zaciągal oczek! Mial pchly, glisty, świerzbowca skórnego, a po paru tygodniach zachlysnąl się przy piciu i zaliczyl zapalenie pluc. Weterynarze proponowali uśpienie, bo jedno pluco praktycznie nie dzialalo, a byl tak malutki, że nie dawali mu większych szans. Wylecznie go z wszystkich tych przypadlości trwalo kilka miesięcy. Wyszedl jednak z tego i wyrósl na pięknego, ogromnego kota, największego jak dotąd z tych, które z nami mieszkaly. Ważyl 7.5 kg i nigdy nie mial nadwagi; mial sylwetkę i ruchy tygrysa, a skakal jak piórko na wysokość prawie dwóch metrów. Byly to czasy, kiedy o szczepieniach kotów można bylo przeczytać jako o ciekawostce w jedynej dostępnej na rynku książce o kotach, więc nie byl nigdy szczepiony, tylko odrobaczany. Na spacery chodzil na smyczy, jak wszystkie nasze koty. Po przejściach w dzieciństwie praktycznie nie chorowal. Dożyl prawie 17 lat!
Masz spore szanse, że Twoje kociaki też będą z Tobą równie dlugo.

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 0:57
przez Satyr77
Trochę czytania ale proszę.
Fuczki u nas
viewtopic.php?f=1&t=118429
I w nowym domku
viewtopic.php?f=1&t=122439

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 1:11
przez fifulec
Dziękuję Wam, zabiorę się za czytanie dziś, ale w godzinach mniej kocich, a bardziej ludzkich ;) .

Felin - to cudownie, całe szczęście, że kotkowi się udało i miał takie szczęśliwe i długie życie.

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 15:43
przez felin
fifulec pisze:Dziękuję Wam, zabiorę się za czytanie dziś, ale w godzinach mniej kocich, a bardziej ludzkich ;) .

Felin - to cudownie, całe szczęście, że kotkowi się udało i miał takie szczęśliwe i długie życie.



Udalo mu się, bo byliśmy uparci. Weterynarze praktycznie polożyli na nim kreskę. Zresztą w tamtych czasach w najlepszej (i bodaj czy nie jedynej, poza AR) lecznicy w mieście Wroclawiu zaraz po wejściu natykalo się na jakieś rurowe konstrukcje do mocowania krów podczas badania 8O To, że wszyscy zlapaliśmy od niego świerzb, to już pikuś. Bylo warto!
Poza wszystkim, kocur mial cudowny lagodny charakter i uwielbial ludzi. Malym dzieciom dawal się glaskać nawet pod wlos :D A w wieku okolo 10 lat, po śmierci kotki, z którą mieszkal, z powodzeniem wychowal przygarniętego kociaka!

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 15:51
przez Magija
Denis, obecnie 7 kilowy kawał kota, wielkolud po prostu
przybył do nas w wieku 8 tygodni, 80% ciałą w grzybie, świerzb uszny, pchły i infekcja górnych dróg oddechowych
przez rok leczony i wciąż nawroty choroby
potem testy i wynik na białaczkę pozytywny
kot łapiący wszystko

obecnie - 7 letni synuś mamusi, żyje, ma się dobrze, nie choruje
:)

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 19:04
przez filo
U mnie mieszka Ptyś, który nie wiadomo ile ma lat. Rozbieżność w ocenach wetów to 5 lat. Najprawdopodobniej ma właśnie jakieś 5 lat, tylko stan, w jakim do mnie trafił rok temu postarzał go o dalsze 5. Pierwsze lata życia to był głód, choroby, brak jakichkolwiek warunków do życia. Urodził się najprawdopodobniej w domu zbieraczki. Jak go odebrałam od poprzedniej opiekunki, to miał rozwalony układ pokarmowy - kłopoty z wchłanianiem, wydalniczy - megakolon, oraz odpornościowy - był po przedawkowaniu antybiotyków przez wiele miesięcy. Dzisiaj to piękny kocur, choć prawie bezzębny, bo zęby stracił na skutek braku jedzenia i niedoborów z tym związanych. Skutkiem jego przejść jest również to, że jest malutki - dorosły kocur ważący poniżej 4 kg. Ile będzie żył - oby jak najdłużej. Ptysik jest radosnym, szalejącym kotem. Ma przepiękne gęste futerko. Od roku ma wreszcie święty spokój i dobre warunki. Codziennie widzę, jak je docenia :lol:

Re: Na gwałt potrzebuję optymizmu i pozytywnych historii.

PostNapisane: Sob lut 19, 2011 19:26
przez Afryka
Lola i jej siostra Fifi zostały znalezione w bramie jednej z krakowskich kamienic. Miały wtedy mniej więcej dwa miesiące. Lola była tak zarobaczona, że kiedy zeskoczyła z moich kolan, zobaczyłam wijące się robale. A Fifi miała z kolei kompletnie zaropiałe oczy, tak że chyba nic nie widziała i w ogóle się już prawie nie ruszała. O świerzbie nawet nie wspominam. Dzięki wizycie u weta zostały obie postawione na nogi, po paskudztwach ślad nie pozostał. Fifi znalazła bardzo fajny dom, a Lola została u nas (chociaż byliśmy tuż po stracie poprzedniego kocurka i nie chcieliśmy kolejnego kota). Teraz Lola ma półtora roku. Nie choruje, rozrabia jak pijany zając i w ogóle wszystko jest w jak najlepszym porządku.

Z podwórkowej przeszłości zostało jej tylko zamiłowanie do kartonowych pudeł :)