Bardzo duzo i burzliwie okropnie rozprawia sie na temat pseudohodowli. Oczywiscie nie popieram tego procederu i sama nie zakupilabym takiego kociaka. Miałam rosyjskiego kocura ktory sie przyblakal i trafil do jara, teraz mam malucha tej samej rasy ktory trafil do mnie rowniez z tzw. bidula, do tego ma chore jedno oczko, ale napewno mial rasowych rodzicow, co sie z nim stalo, ze ich stracil, ze sie blakal, tego nioe wiem. Moze uciekl, moze jest wlasnie z pseudohodowli, moze ktos wywalil na mroz prezent choinkowy? Tego sie pewnie nie dowiemy.
Marzy mi sie MCO lub norweg, ale narazie nie mam pieniedzy i miejsca. Mam w domu norwegopodobnego z Azylu, ktory trafil na oswojenie i tak jest juz od listopada. Przebieram w nowych wlascicielach, ale zaden mi nie odpowiadal, teraz trafila sie nowa osoba z Lublina, ktora moze bedzie spelniac kilka moich podstawowych wymagan (siatki, drugi kot, doswiadczenie). Jak nie, Jas zostanie.
Ale nie o tym chcialam.
Sama widzialam na wystawie orientalne i syberyjskie kocieta z rodowodem po 300zl. Byly to hodowle ze wschodu. Co wy na to? Koty naprawde z papierami. Rozumiem, ze hodowcow zza wschodniej granicy nie stac na trzymanie ceny na polskim poziomie. Czy to zle, czy nie, kupic takiego kociaka?