
To tak na wstępie z przymrużeniem oka, bo ja chciałam bardzo na serio. Mam małe doświadczenie jeśli chodzi o koty, a koty mam dwa - znajdy, oba po KK, długim leczeniu, oba w wieku 7-8 miesięcy. Młode byki. Teraz już sytuacja katarowa jest opanowana.
Bywałam na forum "miau" , szukałam konkretnych informacji, dotyczących spraw które aktualnie działy się u mnie. Przyznam, że nie zagłębiałam się w aktualne wątki, nie angażowałam w historię forumowych kotów... aż do wczoraj. Czytałam do późnych godzin nocnych, a potem nie mogłam zasnąć bo autentycznie sparaliżował mnie strach. Natykałam się na same smutne historie, jedna, druga, trzecia... Odchodziły młode, pełne chęci do życia koty, choroba zabijała je w zastraszającym tempie, przychodziła równie niespodziewanie i nagle.
FIB - owszem zetknęłam się z opisem tej choroby w książkach na temat kotów gdy moje futra pojawiły się u mnie. Było tam jednak napisane, że jest to bardzo rzadka choroba, występująca u ok.1% populacji. A tu na forum porażające opisy, natknęłam się temat w którym 3 z 4 kociaków w krótkich odstępach czasu odeszło na FIB. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły diagnostyczne, bo wiem, że FIB ciężko stwierdzić jednoznacznie, ale nie zmienia to faktu, że tych kotów już nie ma, a walka o ich życie trwała przez cały czas.
Przeczytałam te tematy, łzy wielokrotnie stawały mi w oczach, potem spojrzałam na te moje futra leżące obok i sparaliżował mnie strach, strach o nie... i co by było gdyby...
Wiem, że to nienormalne, sama próbowałam dać sobie "otrzeźwiającego gonga" , ale to co wczoraj przeczytałam tak mnie zdołowało, dobiło i przybiło, że aż musiałam o tym napisać, bo tamte koty też były rozbrykane, szczęśliwe, miały masę chęci do życia, a potem w jednej chwili wszystko obróciło się o 180 stopni.
Nie wiem czego oczekuję i po co o tym piszę, wstydzę się nawet to wysłać, ale jest mi bardzo smutno, po lekturze tych tematów i nie umiem się otrząsnąć i przestać o tym myśleć i bardzo się boję.
