» Czw lut 10, 2011 12:40
Re: WROCŁAW POTRZEBNA KLINIKA NA CITO!!!!!! FIP!?
Ufff. Wrażeń przez ostatnie dwa dni było co niemiara. Ale od początku.
Nasz mały Grzesiu trafił do nas na DT jakoś dwa miesiące temu. W te bardzo silne mrozy został wrzucony przez nieznanego zwyrodnialca do koryta rzeki "Miedzianka" w Bogatyni. Przez czysty przypadek dzieciak został zauważony przez nieobojętnych na krzywdę zwierząt ludzi i maluch zawitał u nas. Wśród pozostałej, tymczasowej ferajny czuł się bardzo dobrze, bardzo szybko się zaaklimatyzował. Nic nie wskazywało na to, że cokolwiek się wydarzy. 1 lutego znalazł naprawdę ciepluchny domek w Zgorzelcu u takich dwóch pań, które otoczyły malucha bardzo troskliwą opieką traktując Grzesia jak członka rodziny. Niemniej jednak najprawdopodobniej wskutek stresu na zamianę miejsca- Grzesiu zrobił się markotny, przestał jeść. Tego samego dnia pojawił się u Niego powiększony brzuszek. Kobiety udały się do swojego weterynarza, który orzekł, iż najprawdopodobniej duży brzuszek jest wynikiem zarobaczenia. Po odrobaczeniu udały się do domu. Tego dnia Grzesiu zrobił po raz ostatni kupkę. Była ona normalnej konsystencji niemniej jednak posiadała jasno brązową barwę i intensywny, nienaturalnie nieprzyjemny zapach. Grzesiu robił siku ale mocz był barwy jakby pomarańczowej. Nie miał apetytu i przez cały czas była mu podawana karma i płyny doustnie strzykawką- nie wymiotował, nie miał gorączki.
Przez cały czas mieliśmy z "mamami" Grzesia kontakt telefoniczny. Po kilku dniach wskutek dalej trwającego "powiększonego" brzuszka udaliśmy się do innego weterynarza. Wet. przeprowadził usg, stwierdził płyn w okolicach otrzewnej i orzekł....FIP!!!!!! O boziuniu szok. Był to dla nas wszystkich wielki cios porównywalny z informacją o nieuleczalnej chorobie dziecka. Wielki, trudny do opisania chaos w głowie. W celu potwierdzenia tej dramatycznej diagnozy udaliśmy się do kliniki wet. w Jeleniej Górze. Tam orzekli to samo. Jednak tym razem pobrano do badań krew i płyn z otrzewnej. Dali nam antybiotyk i steryd i kazali robić podskórną kroplówkę gdyż Grzesiu był odwodniony. Miał temperaturę 37,7.Badania krwi przeprowadzono w Jeleniej w normalnym szpitalu, do Wrocławia trafił płyn i próbka krwi. Tego samego dnia i dzień później otrzymaliśmy wyniki z których wynikało, że ma anemię, ma uszkodzoną wątrobę jednak nie znaleziono w płynie i krwi przeciwciał FIP. Tłumaczono nam, że te na 99 koma 9 procent wszystkie przeciwciała są zaangażowane w walkę z wirusem i dlatego nie można ich wykryć. Dla pewności zaproponowano nam wysłanie do Niemiec krwi w celu wyszukania wirusa. Oczywista krew została tam wysłana. Nikt nie zrobił Mu (ani w Zgorzelcu ani w Jeleniej) szybkiego testu na FIP. PO prostu go nie mieli jednak tłumaczyli, że nie ma potrzeby robienia takiego testu gdyż na pewno do FIP.
Kolejna wizyta w Zgorzelcu z tymi wynikami. Wet. orzekł, że jest więcej jak pewny, że to FIP bo kociak ma uszkodzoną wątrobę.
Nie mogąc pogodzić się z myślą o czekającej Grzesia śmierci, zaczęliśmy wertować net. W taki sposób trafiliśmy na ten portal. Dziesiątki telefonów tu i ówdzie. Ktoś zaproponował kontakt z Jowitą z Poznania (nick Etka).
Po zapoznaniu Jowity z sytuacją, otrzymaliśmy od Niej wiele cennych wskazówek. Byliśmy w szoku jaką ta dziewczyna ma wiedzę. Myślę, że niejeden weterynarz mógłby do Niej się wiele nauczyć. Powiedziała do nas, że nie tylko FIP daje objaw brzuszka (płynu w otrzewnej) ale na przykład zakaźna anemia. Jowita jak z rękawa "sypała" informacjami na temat FIP i tej anemii dając nam zastrzyk potrzebnej energii do walki o Grzesia. Jowita poleciła nam:
Dr nauk wet. Marek Włodarczyk
Specjalista
Przychodnia Weterynaryjna Kumak
ul. Głogowska 2-4
53-621 Wrocław
tel. 071 72 45 385
mobile: 0 606 532 903
Wczoraj z samego rana (na łeb na szyję) udaliśmy się z Grzesiem do Wrocka. Mam nadzieję, że nie złapały nas żadne fotoradary. Na miejscu zrobiono Mu szereg badań krwi, przeprowadzono test na FIP (negatywnie). Doktor orzekł, iż jego zdaniem to nie FIP, że może to być anemia zakaźna. Podał, że teoretycznie jest możliwe, że kociątko na FIP ale jednocześnie FIV i dlatego nie ma w tych badaniach z Jeleniej przeciwciał (ale to mało prawdopodobne). Po przeprowadzonych badaniach nie stwierdzono(!!!!) uszkodzenia wątroby, która ma się zupełnie dobrze. Nie znam się na tych medycznych słupkach i wskaźnikach, ale wyniki badań u Pana Włodarczyka były diametralnie różne od tych z Jeleniej (lepsze dla kotka). Pan Włodarczyk podał, że te z Jeleniej były wykonywane w "ludzkim szpitalu" i są obarczone błędem gdyż tylko specjalistyczny "zwierzęcy" sprzęt może dać prawidłowe wyniki. Na uwagę zasługuje jeszcze jeden fakt, iż jak podał Pan Włodarczyk, dla prawidłowych badań wielkie znaczenie ma czas to znaczy im krótszy czas od pobrania krwi do poddania jej badaniom- tym lepiej, tym bardziej wiarygodne są wyniki. W przychodni Pan Włodarczyk wykonał rozmaz krwi i ujrzał w mikroskopie HAEMOBARTONELLA FELIS!!!!!!!!!!!! czyli bakterię powodującą właśnie zakaźną anemię. Widziałem to przez mikroskop. Widać było szereg czerwonych krwinek z czego część miała takie kropki na brzegach. Wyglądało to jakby było one gwiazdkami. To właśnie jest ta cholerna bakteria. Grzesiu dostał odpowiednie leki. Okazało się, że w Jeleniej Górze błędnie kazali podawać Grzesiowi podskórną kroplówkę gdyż to rozrzedza krew co w jego przypadku jest bardzo szkodliwe.
Nareszcie wiemy o co chodzi.
Chciałem bardzo bardzo bardzo mocno podziękować Jowicie oraz doktorowi Włodarczyk. To właśnie dzięki NIM Grzesiu został prawidłowo zdiagnozowany i jest wielka szansa, że wyjdzie z tego. Aż mnie ciarki przechodzą na samą myśl, ile zwierząt musiało umrzeć, przez wrzucanie wszystkich podobnych przypadków do jednego worka FIP.
JOWITA I DR. WŁODARCZYK- WIELGAŚNY DLA WAS SZACUN!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!