» Wto lut 08, 2011 6:05
Nagła alergia na kota
Wraz z mężem kota posiadamy od września 2009 roku. Dwuletnia, towarzyska, rezolutna kotka zapukała pewnego dnia do okna naszego mieszkania i tak już została. Mieszkanie w którym zylismy w tamtym czasie było bardzo małe - miało nieco ponad 14 m2, za to miało wyjście przez okno na przestronny dach-taras, a stamtad prosto na inne ogródki okolicznych domów. Kot wydawał się być bardzo szczęśliwy - mógł hasać na zewnątrz ile tylko chciał, a kiedy było mu zimno zawsze wracał do domu żeby się wyspać w ciepłym pomieszczeniu czy zjeśc miseczkę ulubionej saszetki. Z czasem zdecydowalismy się na przeprowadzkę (wrzesień 2010), kota oczywiście bezwarunkowo zabieralismy ze sobą. W nowym mieszkaniu, kotka mogłaby wychodzić, (zwłaszcza, że znajduje sie ono na tym samym terenie co poprzednie, czyli na takim, który dobrze zna) jednak jest to bardzo utrudnione ze wzgledu na konstrukcje dachu budynku, a przez drzwi to raczej odpada. Podjelismy zatem decyzję, że kot bedzie tylko i wyłącznie z nami w domu. Szczerze mówiąc mieliśmy obawy czy aby nasza koteczka nie będzie miała trudności z załatwianiem się do kuwety bo w starym mieszkaniu jej nie było, jednak na szczęscie okazały sie one bezpodstawne. I wszystko byłoby pięknie gdyby nie to, że u męża pojawiła się alergia. I to od praktycznie pierwszego dnia po zamieszkaniu z kotem w nowym mieszkaniu. Warto dodać, że maż ogólnie jest alergikiem ma silne uczulenie na psy, roztocze, pyłki traw. Koty równiez, ale w niewielkim stopniu - tak przynajmniej było zaznaczone na kartce, którą dostał ze szpitala po testach alergicznych. Odkad go znam bywały takie okresy, ze brał leki antyalergiczne i to było w czasach kiedy nie mielismy jeszcze kota. Jego obecny stan jest niepokojący bo utrudnia mu normalne funkjonowanie, a do tego wszystkiego sytuacja wygląda tak jakby niedogodności nasilały się. W pracy i poza domem czuje się dobrze. Może normalnie oddychać. Martwimy się tym ogromnie bo nie chcemy oddawać kotki. Oboje się bardzo do niej przywiązalismy, ale wyglada na to, że to nieuniknione. Tak sie akurat składa, że leki guzik dają. Zastanawia mnie czy alergia mogła nasilić się tak nagle? Chce po prostu uniknąć sytuacji, że kotka oddamy, a stan męża sie wcale nie polepszy lub polepszy na krótko. Intrygujacy w tej całej sytuacji jest fakt, że w poprzednim mieszkaniu kotek duzo przebywał w domu. Czasem wychodził na 2-3 h czasem na dłużej, ale zawsze sporo też posiedział w mieszkaniu. I chodził po wszystkim - po pościeli, biurku, blatach kuchennych. Jego sierść była dosłownie wszędzie (z resza na 14 m2 nie było innej mozliwosci), a mimo to mąż mógł normalnie oddychac i czuł się dobrze. Mieszkanie w którym zyjemy obecnie jest wieksze (choc ciągle małe) - dwupoziomowe jeden pokój jest na dole, a drugi na górze. Co ciekawe nie ma w nim wykładzin (a w tamtym były). Jedyny dywanik w całym domu to sztuczna owcza skórka z IKEI. Staram się dokładnie je odkurzać mniej więcej co drugi dzień. Od kilku dni je także wietrze bo temperatura na zewnątrz na to pozwala. Warto dodać, że tamto poprzednie mieszkanie, było badzo suche - nie było w nim ani sladu wilgoci, choc okna były nieszczelne do tego stopnia, że czasem wewnątrz nich skraplalo sie tyle wody, że cięzko było cokolwiek zobaczyć, jednak samo mieszkanie zawsze pozostawało suche. Tutaj niby tez jest sucho i nie ma wilgoci, ale bardzo szybko się wyziębia. Nie ma grzyba ani pleśni no chyba, że jest jakoś specjalnie zamalowany i go nie widzę. Kot jest standardowy -europejski z krótką sierścią, która mimo wszystko fruwa po całym mieszkaniu. Ostatni raz odrobaczany był w lipcu 2010. Uznałam po prostu, ze skoro teraz będzie trzymanany wyłącznie w domu to nie ma potrzeby tego robić, a juz na pewno nie tak często jak dotychczas (czyli co 4-6 miesięcy). Jada mokrą karme dla kotów Whiskas lub Schibę. Już sama nie wiem co z tym bedzie. Proszę o pomoc co robic w wypadku wystapienia naglej alergii na koty. Musimy jakoś zminimalizować jej skutki bo nawet na znalezienie odpowiedniego domu dla naszej kociej księzniczki potrzeba czasu, a do tego momentu trzeba jakoś przetrwać i funkcjonować. Może ktoś miał podobny problem.