"Naduczuciowa" kotka.

Witam.
10 miesięcy temu przygarnęłam kotkę "po przejściach". Wycierpiała wiele z powodu ludzkiego okrucieństwa, niektóre rany po jakiejś żrącej substancji zagoiły się dopiero niedawno.
Początkowo zęby i pazury były często w użyciu i to tak, że potrzebowaliśmy z TŻ nielichych kilometrów plastrów, ale uznaliśmy, że cierpliwością i łagodnością uda nam się zdobyć jej zaufanie. I nie pomyliliśmy się. Dzisiaj Zuzia to spokojna, ufna i bardzo miła kotka, ale tylko wobec domowników, obcych traktuje bardzo nieufnie i niejeden gość zdrowo oberwał pazurami, gdy ignorował nasze ostrzeżenia, by dać jej spokój. Nie dziwi mnie to, wziąwszy pod uwagę przez co przeszła. Nie to jest problemem.
Problem stanowi zbytnie przywiązanie Zuzi do mojej skromnej osoby. Nie mogę na chwilę usiąść, by natychmiast nie mieć jej na kolanach. O ile nie stanowi to przeszkody kiedy oglądam telewizję, czy siedzę przed kompem, to już w czasie posiłków i kiedy usiłuję poczytać, jest to uciążliwe. Próby eksmisji do jej leża powodują takie rozdzierające cichutkie popiskiwania, że mała paskuda "gra na strunach duszy mej jak na mandolinie" ( o spaniu na mojej poduszce nawet nie warto wspominać). Kąpiel oczywiście w asyście kocicy, inaczej płacz i drapanie drzwi.
Kiedy wracam do domu wita mnie baaardzo wylewnie i przez jakiś czas nie odstępuje mnie na krok, żądając stałego fizycznego kontaktu.
Mam też inne koty ( trzy kocury) ale nie należą do specjalnych miziaków i same wyznaczają sobie porcje pieszczot. Na nadmiziactwo Zuzi patrzą z wyraźnym niesmakiem, choć przyjęły ją raczej po gentlemańsku i bez większych zgrzytów. Ta jedna futrzyca pochłania więcej mojego czasu niż pozostała trójka. Dezorganizuje mi to trochę życie domowe. Aby mieć wolne ręce kupiłam w lumpeksie za parę złotych torbę do noszenia niemowlaków, którą Zuzia się zachwyciła i chętnie w niej przebywa. TŻ z tego powodu ma niezły ubaw i nazywa mnie Kangurzycą z Maleństwem.
Może ktoś ma doświadczenie z bardzo uczuciowymi kotami i mógłby mi doradzić w jaki sposób utrzymać odrobinę dystansu między mną i Zuzią, bez zbytniego stresowania zwierzaka? Co zrobić by dała sobie i mnie nieco autonomii?
10 miesięcy temu przygarnęłam kotkę "po przejściach". Wycierpiała wiele z powodu ludzkiego okrucieństwa, niektóre rany po jakiejś żrącej substancji zagoiły się dopiero niedawno.
Początkowo zęby i pazury były często w użyciu i to tak, że potrzebowaliśmy z TŻ nielichych kilometrów plastrów, ale uznaliśmy, że cierpliwością i łagodnością uda nam się zdobyć jej zaufanie. I nie pomyliliśmy się. Dzisiaj Zuzia to spokojna, ufna i bardzo miła kotka, ale tylko wobec domowników, obcych traktuje bardzo nieufnie i niejeden gość zdrowo oberwał pazurami, gdy ignorował nasze ostrzeżenia, by dać jej spokój. Nie dziwi mnie to, wziąwszy pod uwagę przez co przeszła. Nie to jest problemem.
Problem stanowi zbytnie przywiązanie Zuzi do mojej skromnej osoby. Nie mogę na chwilę usiąść, by natychmiast nie mieć jej na kolanach. O ile nie stanowi to przeszkody kiedy oglądam telewizję, czy siedzę przed kompem, to już w czasie posiłków i kiedy usiłuję poczytać, jest to uciążliwe. Próby eksmisji do jej leża powodują takie rozdzierające cichutkie popiskiwania, że mała paskuda "gra na strunach duszy mej jak na mandolinie" ( o spaniu na mojej poduszce nawet nie warto wspominać). Kąpiel oczywiście w asyście kocicy, inaczej płacz i drapanie drzwi.
Kiedy wracam do domu wita mnie baaardzo wylewnie i przez jakiś czas nie odstępuje mnie na krok, żądając stałego fizycznego kontaktu.
Mam też inne koty ( trzy kocury) ale nie należą do specjalnych miziaków i same wyznaczają sobie porcje pieszczot. Na nadmiziactwo Zuzi patrzą z wyraźnym niesmakiem, choć przyjęły ją raczej po gentlemańsku i bez większych zgrzytów. Ta jedna futrzyca pochłania więcej mojego czasu niż pozostała trójka. Dezorganizuje mi to trochę życie domowe. Aby mieć wolne ręce kupiłam w lumpeksie za parę złotych torbę do noszenia niemowlaków, którą Zuzia się zachwyciła i chętnie w niej przebywa. TŻ z tego powodu ma niezły ubaw i nazywa mnie Kangurzycą z Maleństwem.
Może ktoś ma doświadczenie z bardzo uczuciowymi kotami i mógłby mi doradzić w jaki sposób utrzymać odrobinę dystansu między mną i Zuzią, bez zbytniego stresowania zwierzaka? Co zrobić by dała sobie i mnie nieco autonomii?