Strona 1 z 2

Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 0:52
przez daggie
Słuchajcie,
pomyślałam, że napiszę tutaj, no bo gdzie...
Od lipca mamy na tymczasie koteczkę, Mijkę. Udało się znaleźć dla niej dom, po pół roku. Dom dobry, odpowiedzialny, kochający. Co do tego nie mam wątpliwości.
Ale... jest mi tak strasznie smutno, że Mijki już we wtorek nie będzie w naszym domu, tak bardzo się z nią zżyłam... piszę tego posta i ryczę... ale ona nie może dłużej zostać w naszym domu, bo mamy już jednego kota i on jej nie akceptuje - bije ją, gryzie, przegania, skacze na nią, koteczka wciąż jest przerażona, ucieka przed nim, a on zaraz ją atakuje - dlatego wiem, że dom bez innych kotów to dla niej jedyne rozwiązanie i szansa na to, żeby była spokojna i szczęśliwa, a nie wiecznie schowana i wystraszona...
I jest mi tak ciężko ją oddać... chociaż będę mieć kontakt z domkiem, będę mogła ją odwiedzić... ale jest mi tak przykro, że już jej nie będzie...
Moja Mama też płacze, że musimy ją oddać - koteczka cały czas spała z nią, chodziła za nią cały dzień - to kotka wzięta z piwnicy, dużo w życiu przeszła i tak pięknie okazywała mojej Mamie miłość, wdzięczność i przywiązanie, jest taka miła...
A teraz przychodzi czas wyprowadzki do nowego domku - z jednej strony wiem, że tak będzie dla niej lepiej, bo będzie miała komfort psychiczny, ale z drugiej strony - czy oddając ją spowoduję, że straci zaufanie do ludzi i jak koty oddane do schroniska wpadnie w jakąś depresję, przestanie jeść i tak dalej? Jak myślicie? Bardzo się o to martwię. Ona jest naprawdę bardzo, bardzo przywiązana do mojej Mamy - to jest niesamowite, jak się na to patrzy.
Ale kurczę no, ona naprawdę nie może u nas dłużej zostać...
Wiem, że to co piszę jest głupie i ryczę jak dzieciak, ale tak mi przykro, że musimy ją oddać... chociaż tak przecież będzie dla niej lepiej...
Jak Wy to robicie, że oddajecie Tymczaski tak po prostu? Ja się chyba nie nadaję na bycie domem tymczasowym :cry:

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 1:39
przez mziel52
Kotce może ulżyć rozdzielenie z uciążliwym kolegą. A gdyby nie zaakceptowała nowego domku, to zawsze jest szansa powrotu do Ciebie.

Ja z powodu, który wymieniłaś, nie biorę tymczasów. I podziwiam tych, którzy to potrafią. Z Twoim kotem przypuszczalnie lepiej dogadywałby się kocurek.
A czy kociaste są wysterylizowane? Kastracja znacznie ostudza nastroje.

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 2:11
przez Rakea
Ja też nie lubię tymczasować. Najgorzej jak któreś się zasiedzi i zakocha z wzajemnością :cry: .

Zaadoptowana przeze mnie kotka naprawdę źle zniosła tą przesiadkę. Całe szczęście, że zakochała się w moim Hasanku i jako jedynego ze stadka toleruje bezgranicznie ( i naprawdę kocha :1luvu: a były chwile grozy, bo i pochorowała się i wciąż warczała..)

Kciuki za Kocinkę :ok:

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 6:25
przez biamila
To nie jest tak, że oddaję bez żalu a może lepszym słowem jest tu "ból"...każdego opłakuję, bo każdy kot jest wyjątkowy. Oddaję tymczasy do odpowiedzialnych, dobrych domów. Wiem, że będą miały cudne życie. Będzie sobie cudnie żyć nie u mnie lecz u innych. Uszczęśliwią inny dom tak jak przez jakąś chwilkę uszczęśliwiły mój. A ja no cóż, ja spotkam kolejną biedę, która potrzebuje pomocy i wyciągnę rękę. Doprowadzę do formy i znajdę dom, będę płakać, potem dostawać wieści z nowego domu i płakać ze szczęścia. Tak to działa, a że boli...no cóż są wspaniałe rzeczy w życiu, które trzeba opłakać.
Trzymajcie się :ok:

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 7:00
przez ewar
"Według mnie umowa nie jest najważniejsza - jeśli między wydającym a przyjmującym "zaiskrzy" - no nie wiem, to się po prostu czuje - wydaje mi się, że można dać bez umowy.
Ja wydałam kocię bez umowy - ludzie świetni, mieli już jednego kota, niebawem znaleźli jeszcze kotkę i w sumie mają trzy - kontakt mamy stały, wysyłają mi mnóstwo zdjęć wszystkich kotów, piszą długie maile, zapraszają do siebie i na bieżąco wiem, co się dzieje :) Ale po prostu "czułam", że warto tam dać zwierzątko, byli zaangażowani i jacyś tacy fajni, świadomi i pozytywnie zakręceni na punkcie kotów. Kot oczywiście pójdzie do kastracji, bo sami zdawali sobie sprawę z tego, że tak trzeba".
No i nie wiem... jeśli czujesz, że gość jest w porządku, to nie namawiałabym za wszelką cenę na wizytę przedadopcyjną i podpisywanie umowy - można się przecież dogadać, że w razie czego kot wróci do Ciebie... Kogoś niedoświadczonego można łatwo - i niepotrzebnie! - nastraszyć tą umową... to się czuje, czy ktoś jest fajny jako przyszły opiekun czy nie, jeśli się interesuje i angażuje i ma dobre chęci, to moim zdaniem można oddać kota :)

To napisała daggie.Mam wątpliwości..

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 7:45
przez niki2117
A ja sobie zaznaczę i poczekam na inne opinie,bo mnie ten temat też bardzo ciekawi.
Wiem,że jest ból i żal,bo są zwierzaki,które po prostu zawładną sercem,ale jest też logika jeśli chce się pomagać następnym.
Z drugiej strony jak oddać gdy się pokocha?A jeśli się nie odda to jak pomóc innym?
Dla mnie temat rzeka i nie ma tu dobrego przepisu na to,by nie bolało.
Można pokierować się co najwyżej przeżyciami innych i nabrać specyficznego sposobu rozumowania takiej sytuacji: znalazłam dobry domek,muszę oddać jeśli chcę pomagać następnym,bo nie mogę pozwolić sobie na kolejnego kota (jeśli faktycznie nie można sobie na takowego pozwolić).

Tylko to mi przychodzi obecnie do głowy,choć przyznam,że nie raz nad tym myślałam.
A co jak jeszcze dochodzi np.długi okres tymczasowania,gdzie nie ma opcji się nie przywiązać?Dla mnie to czarna magia.

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 8:09
przez Avian
Najtrudniej jest z pierwszym ;)

Chociaż fakt, potem też się zdarzają takie koty, że się wzdycha, pamięta i wzdycha potem przez wiele miesięcy ... Teraz mam takiego, trudno będzie oddać, ale trzeba.

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 8:17
przez katarzyna1207
niki2117 pisze:A co jak jeszcze dochodzi np.długi okres tymczasowania,gdzie nie ma opcji się nie przywiązać?

To wtedy jest tak jak u mnie :oops: Z trzech tymczasów udało mi się wydać jednego ... dwa zostały na stałe ... :mrgreen: I ja też ryczałam przez kilka dni ...ze strachu, że kić znowu poczuje się porzucony, przestanie jeść tak jak w schronie... i z żalu ...bo tak się przytulał i obejmował mnie łapkami ostatniego dnia :( ...
No i mam jasność w temacie - na DT ABSOLUTNIE się nie nadaję ... :wink:

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 10:43
przez Gosiara
Ja się kompletnie nie nadaję na dt :oops: Mój mąż mi zawsze mówi"nie baw się w adopcje bo to zawsze kończy się tak samo"Czyli On pierwszy sie zakochuje bierze tymczasa do łóżka i koniec....moje 4 koty to były tymczasy..... :oops: O wiele szybciej mi idzie "wydawanie"dorosłych psów oraz szczeniaków :wink:

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 10:43
przez daggie
ewar pisze:"Według mnie umowa nie jest najważniejsza - jeśli między wydającym a przyjmującym "zaiskrzy" - no nie wiem, to się po prostu czuje - wydaje mi się, że można dać bez umowy.
Ja wydałam kocię bez umowy - ludzie świetni, mieli już jednego kota, niebawem znaleźli jeszcze kotkę i w sumie mają trzy - kontakt mamy stały, wysyłają mi mnóstwo zdjęć wszystkich kotów, piszą długie maile, zapraszają do siebie i na bieżąco wiem, co się dzieje :) Ale po prostu "czułam", że warto tam dać zwierzątko, byli zaangażowani i jacyś tacy fajni, świadomi i pozytywnie zakręceni na punkcie kotów. Kot oczywiście pójdzie do kastracji, bo sami zdawali sobie sprawę z tego, że tak trzeba".
No i nie wiem... jeśli czujesz, że gość jest w porządku, to nie namawiałabym za wszelką cenę na wizytę przedadopcyjną i podpisywanie umowy - można się przecież dogadać, że w razie czego kot wróci do Ciebie... Kogoś niedoświadczonego można łatwo - i niepotrzebnie! - nastraszyć tą umową... to się czuje, czy ktoś jest fajny jako przyszły opiekun czy nie, jeśli się interesuje i angażuje i ma dobre chęci, to moim zdaniem można oddać kota :)

To napisała daggie.Mam wątpliwości..

Ewar, jakiego rodzaju masz wątpliwości? :)

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 10:46
przez daggie
mziel52 pisze:Kotce może ulżyć rozdzielenie z uciążliwym kolegą. A gdyby nie zaakceptowała nowego domku, to zawsze jest szansa powrotu do Ciebie.

Mziel, bardzo Ci dziękuję, że zwróciłaś uwagę na ten aspekt.
Staram się myśleć tylko i wyłącznie o koteczce - żeby to jej było dobrze, a mój Filuś naprawdę nie daje jej spokoju :(

mziel52 pisze:Ja z powodu, który wymieniłaś, nie biorę tymczasów. I podziwiam tych, którzy to potrafią. Z Twoim kotem przypuszczalnie lepiej dogadywałby się kocurek.
A czy kociaste są wysterylizowane? Kastracja znacznie ostudza nastroje.

Kotka jest wysterylizowana, a kot wykastrowany, ale coś nie wygląda na to, żeby go to ostudziło - nadal szaleje :(

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 11:05
przez seidhee
daggie pisze:
ewar pisze:"Według mnie umowa nie jest najważniejsza - jeśli między wydającym a przyjmującym "zaiskrzy" - no nie wiem, to się po prostu czuje - wydaje mi się, że można dać bez umowy.
Ja wydałam kocię bez umowy - ludzie świetni, mieli już jednego kota, niebawem znaleźli jeszcze kotkę i w sumie mają trzy - kontakt mamy stały, wysyłają mi mnóstwo zdjęć wszystkich kotów, piszą długie maile, zapraszają do siebie i na bieżąco wiem, co się dzieje :) Ale po prostu "czułam", że warto tam dać zwierzątko, byli zaangażowani i jacyś tacy fajni, świadomi i pozytywnie zakręceni na punkcie kotów. Kot oczywiście pójdzie do kastracji, bo sami zdawali sobie sprawę z tego, że tak trzeba".
No i nie wiem... jeśli czujesz, że gość jest w porządku, to nie namawiałabym za wszelką cenę na wizytę przedadopcyjną i podpisywanie umowy - można się przecież dogadać, że w razie czego kot wróci do Ciebie... Kogoś niedoświadczonego można łatwo - i niepotrzebnie! - nastraszyć tą umową... to się czuje, czy ktoś jest fajny jako przyszły opiekun czy nie, jeśli się interesuje i angażuje i ma dobre chęci, to moim zdaniem można oddać kota :)

To napisała daggie.Mam wątpliwości..

Ewar, jakiego rodzaju masz wątpliwości? :)



Nie wiem jakie ewar ma wątpliwości ;) ale ja też mam i już piszę, jakie. Umowa adopcyjna to nie jest kaprys czy histeria osoby wydającej do adopcji. To jest po prostu normalna sprawa. Ja to widzę tak: wzięłam biednego, dzikiego, chorego kociaka, inwestując w niego czas, serce i pieniądze uzyskałam ślicznego, zdrowego miziaka, zaszczepionego i gotowego do przeprowadzki. Którego mam oddać obcej osobie za darmo. Zatem sądzę, że w tej sytuacji zgoda na podpisanie umowy to naprawdę minimalny wysiłek dla strony adoptującej, a dla mnie gwarancja czystych intencji. Żaden sensowny domek nie zgłaszał zastrzeżeń co do podpisania umowy. Jedyna osoba, która nie chciała podpisać, jak się okazało, wcześniej miała kotkę, która wychodziła i wpadła pod samochód.
Ja po prostu nikomu nie ufam, co najwyżej niektórym nie ufam mniej ;) i domy wybieram bardzo ostrożnie. A i tak czasem martwię się o los moich kociaków, o których przez dłuższy czas nie mam żadnej wiadomości.

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 11:13
przez daggie
Jejku, Dziewczyny...
Przykro mi, że tak zaraz na mnie naskakujecie, a żadna nawet nie zapytała, jak będzie z umową w tym przypadku. Czasem naprawdę traktujecie innych, jakbyście pozjadały wszystkie rozumy.
Jeśli któraś z Was ma wątpliwości co do tego, do jakiego domu poszło kocię, o którym pisałam - proszę o adres mailowy, wyślę na niego całą kolekcję mejli i zdjęć, jakie dostałam do tej pory na temat oddanego kota. Łącznie kilkaset megabajtów.
Czy możemy więc wrócić do głównego tematu wątku? :)

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 11:19
przez Gretta
daggie, nie przesadzasz? 8O
Owszem, nikt nie spytał czy będzie podpisana umowa, ale też nikt na Ciebie nie "naskoczył". :wink:

Re: Oddawanie "tymczasków" - jak Wy to znosicie? :(

PostNapisane: Pon sty 17, 2011 11:29
przez daggie
Greta_2006 pisze:daggie, nie przesadzasz? 8O
Owszem, nikt nie spytał czy będzie podpisana umowa, ale też nikt na Ciebie nie "naskoczył". :wink:

Jejku, może przesadzam. Zdarza się często, że biorę wszystko do siebie. Tym razem jeszcze bardziej, bo sprawa dotyczy czegoś ważnego dla mnie - czy to takie dziwne? :(