pomyślałam, że napiszę tutaj, no bo gdzie...
Od lipca mamy na tymczasie koteczkę, Mijkę. Udało się znaleźć dla niej dom, po pół roku. Dom dobry, odpowiedzialny, kochający. Co do tego nie mam wątpliwości.
Ale... jest mi tak strasznie smutno, że Mijki już we wtorek nie będzie w naszym domu, tak bardzo się z nią zżyłam... piszę tego posta i ryczę... ale ona nie może dłużej zostać w naszym domu, bo mamy już jednego kota i on jej nie akceptuje - bije ją, gryzie, przegania, skacze na nią, koteczka wciąż jest przerażona, ucieka przed nim, a on zaraz ją atakuje - dlatego wiem, że dom bez innych kotów to dla niej jedyne rozwiązanie i szansa na to, żeby była spokojna i szczęśliwa, a nie wiecznie schowana i wystraszona...
I jest mi tak ciężko ją oddać... chociaż będę mieć kontakt z domkiem, będę mogła ją odwiedzić... ale jest mi tak przykro, że już jej nie będzie...
Moja Mama też płacze, że musimy ją oddać - koteczka cały czas spała z nią, chodziła za nią cały dzień - to kotka wzięta z piwnicy, dużo w życiu przeszła i tak pięknie okazywała mojej Mamie miłość, wdzięczność i przywiązanie, jest taka miła...
A teraz przychodzi czas wyprowadzki do nowego domku - z jednej strony wiem, że tak będzie dla niej lepiej, bo będzie miała komfort psychiczny, ale z drugiej strony - czy oddając ją spowoduję, że straci zaufanie do ludzi i jak koty oddane do schroniska wpadnie w jakąś depresję, przestanie jeść i tak dalej? Jak myślicie? Bardzo się o to martwię. Ona jest naprawdę bardzo, bardzo przywiązana do mojej Mamy - to jest niesamowite, jak się na to patrzy.
Ale kurczę no, ona naprawdę nie może u nas dłużej zostać...
Wiem, że to co piszę jest głupie i ryczę jak dzieciak, ale tak mi przykro, że musimy ją oddać... chociaż tak przecież będzie dla niej lepiej...
Jak Wy to robicie, że oddajecie Tymczaski tak po prostu? Ja się chyba nie nadaję na bycie domem tymczasowym
