Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
jola.goc pisze:/środa, 6. 12 '06/
– Kotki, dostałyście paczkę od Mikołaja! – zakrzyknęłam w drzwiach, taszcząc ciężkie pudło prosto z poczty.
– Od Mikołaja? – uprzejmie zdziwiła się Nutka. Odczekała chwilę i w pełnej napięcia ciszy wygłosiła swoje mikołajkowe credo:
– Przecież każdy gupi kociak wie, że Mikołaj nie istnieje! – tu powiodła wzrokiem po rozdziawionych gębach, zadowolona z piorunującego efektu, jaki osiągnęła.
– A właśnie, że Mikołaj jest. Ja święcie wierzę w Mikołaja! – odważnie zaoponował emeryt Funcio, patrząc mi w oczy małymi zapłakanymi ślipkami z taką wiarą i oddaniem, jak tylko on potrafi.
Nutka podeszła do pudła, niuchała chwilę, a na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiej zadumy. Nagle rozpromieniła się i podzieliła z innymi swym odkryciem:
– To od ciotki Julki!
– Od Mikołaja – przekonywał już chyba tylko siebie Funcio.
– Czy to ważne, od kogo... Ważne, że są prezenty! – wrzasnął praktyczny Psotek i jął się lubieżnie ocierać o pudło. – Otwieraj! – ponaglił mnie.
– Nie wiem, kto to Mikołaj i Julka. Do mnie nikt taki nigdy nie przychodził – stropiła sie Nufka. – Do mnie tylko Jola przychodziła.
– A bo ona do wszystkich chodzi. Wiem, bo do mnie kiedyś też przychodziła – podjął temat gawędziarz Psotek. – Myślałem, że tylko do mnie, to mi się jej żal zrobiło, że tak musi chodzić i chciałem jej ulżyć i dlatego się do niej wprowadziłem. Chi, chi, przez okno! – wyprężył się dumnie, przekonany, skądinąd słusznie, o własnym sprycie. – Naprawdę, weszłem na parapet po takiej drabinie i wrzeszczałem tak, że mnie prędziutko wpuściła!
Na te słowa Śpioch, dotąd niewzruszony, uchylił jedno oko i wycedził przez sen:
– Mówi się: wszedłem.
– I wiecie co? – nie przejął się Psotek, tylko ściszył głos – ona dalej tam chodzi. Wczoraj się przekonałem. Ale się zdziwiłem! A ona... jeszcze bardziej! Bo mnie wypuściła i zapomniała o tym. A ja wybrałem się w odwiedziny do dawnych kumpli i do mateczki mojej. I pozwiedzać stare kąty chciałem też. Weszłem do kanału – tu zerka na Śpiocha, ale ten tylko wzdycha przez sen i zatyka łapkami uszy – i siedzę tam sobie. Nagle coś świeci do środka i słyszę głos Joli. No to wyglądam przez szparę, a ona się pyta: Burunia? A Burunia, moja matuchna kochana, za mną siedzi i wyjść nie może, no bo ja zastawiam wyjście. A Jola znowu: Burunia? To ja wyskakuję, kręcę tyłkiem i udaję Burunię, ale jej coś nie pasuje, bo znowu się pyta, z takim niedowierzaniem: Burunia? A mi się chce śmiać, bo mnie nie poznaje. A jak Burunia wyszła z kanału, to Jola zrobiła taką gupią minę... Szkoda, żeście nie widzieli. I znowu idzie za mną z tą swoją latarką i świeci mi prosto w oczy i się pyta dla odmiany: Kochaś? No to ja w śmiech, bo już nie mogłem wytrzymać, i mówię: Nie, Psotek!!!
Ale zrobiłem jej kawał. Oczy miała takie: Wzięła mnie na ręce i mówi: co ty tu robisz, jak jesteś przecież zamknięty w domu? No, czy ona nie jest śmieszna? Ale nie pozwoliła mi zjeść z kumplami, ani nawet z mamunią. Musiałem czekać obok, aż wszyscy skończą, a potem Jola wsiadła na rower, i zawołała mnie. Ja tylko na to czekałem. Wszyscy widzieli, że jestem jej! A jak się potem kapitalnie leciało! Jola leciała drogą, a ja skrajem lasku, ale się widzieliśmy, bo na niebie wisiała taka duża okrągła latarka, chyba Jola tam ją powiesiła, żeby jej świeciła. Ja leciałem szybciej, ale wspinałem się co chwila na drzewo i wisiałem na pniu i tak czekałem, aż Jola dojedzie. Wtedy do niej odwracałem głowę, a gęba mi się śmiała od ucha do ucha. I Jola wtedy też się głośno śmiała. Potem mi powiedziała, że Nutka robi to jeszcze śmieszniej (ciekawe....), ale że ja też ładnie. I że dobrze, że nikt tego nie widział, bo wystarczy, że ją mają za wampira, to po co jeszcze za wariatkę? Taką, co jeździ na rowerze po nocy po lasku i się w głos śmieje sama do siebie.
– Nie gadaj tyle – napomniałam go. – To co chcecie? Komu saszetkę, a komu lux chrupki?
– Ja poproszę saszetkę – przełknęła ślinę Nutka.
– Ja mogę jedno i drugie – zgodził się wspaniałomyślnie Funcio, wpatrując hipnotycznie w jedno i drugie.
– Mnie obojętne, i tak dostaję zawsze to, co najlepsze – wymamrotał przez sen Śpioch.
– A co to jest? – zaciekawił się Funcio.
– To nie jest do jedzenia! W tym się jada. O, a to dla mnie. Złaź z tego, bo pobrudzisz. Zostaw, to też dla mnie, oddawaj! – musiałam zawalczyć o swoje.
– Zawsze myślałam, że Mikołaj, jeśli już istnieje, przychodzi tylko do małych – powiedziała Nutka, przyglądając mi się krytycznie i chyba cokolwiek zazdrośnie, gdy przymierzałam przed lustrem prezenty. – A ty przecież jesteś duża – dokończyła jakby w zamyśleniu.
– Duża i... stara! – doszedł mnie czyjś piskliwy głos i zaraz potem zduszony chichot.
Zbladłam. – Który to powiedział? No, który?! – jeszcze przed chwilą szczęśliwa, teraz wodziłam strasznym wzrokiem po obecnych.
Oczywiście nie ma winnego. W oczach Funcia psia wierność, Nutki – wyrafinowana miłość, Psotek patrzy z serdecznym współczuciem. Figiel? – zdziwiona niewinność. Nufka i Gucia? – delikatna nieśmiałość. Śpioch mocno śpi.
– Och, jakie kapitalne jest to pudło po prezentach! – wrzasnęła podekscytowana Gucia, być może tylko po to, by zmienić temat. – Pudło jest najfajniejsze! Wynoście się wszyscy i zostawcie mnie samą z tym cudownym pudłem!
– Akurat! – żachnął się Psotek. – Ja też kocham takie pudełka. Dobre jest – orzekł, spróbowawszy go pazurkiem. – Będzie niezła jazda.
– Tak, prześliczne to pudło – zgodziła się z innymi Nufka. – Zaraz do niego nasikam – dodała.
– Nie wolno! – przeraził się Psotek. – Ty wsiowa jesteś i nic nie wiesz. Z pudełkiem najpierw bawimy sie w bezdomne koty. Po kolei każdy wchodzi i udaje, że tam stale mieszka. Śpi tam, myje się i drapie. Reszta udaje bandytów i go napada. Potem bawimy sie w drapak. Kto więcej udrapie! A jeszcze potem bawimy się w tartak. Drapiemy, gryziemy i piłujemy, aż wióry lecą! I jak już tak mało zostanie pudła w pudle, to dopiero wtedy się do niego sika! Ale nie wcześniej, tylko na sam koniec. Bo wtedy przychodzi Jola i mówi: "Nooo, kotki, koniec." No i koniec.
– A, fajne to! – zachwyciła się Nufka. – Ja jednak nasikam już teraz – uparła się.
Napotkawszy pytający wzrok innych, wyjaśniła tonem przechwałki: – Bo ja nie umiem korzystać z kuwety! – i zarumieniła kokieteryjnie.
– Tiaa, a do pudełka to umiesz... – sarkastycznie zauważył Funcio.
– Wsiowa jest, mówiłem! – tryumfował Psotek. – I nowa. Nie ma nic do gadania. Na pewno długo tu nie pobędzie. Były tu już takie z ogolonymi i pozszywanymi brzuchami, a potem znikały – zagalopował się. – Oops...
Na chwilę zaległa pełna zakłopotania cisza.
– Miau! – miauknął nagle ni to żałośnie, ni to radośnie Figielek.
Który nie wiedzieć czemu, jako jedyny z całej gromadki, ludzkim głosem odzywa się tylko w Wigilię.
Dziękujemy Ci, Julko!
(wszystko idealnie pasuje )
---
BUSIO pisze:Tak się zastanawiam,czy jest możliwość zgłoszenia Joli do kolejnego konkursu Krakvetu?Myślę,że kasa zbierana na karmę, mogłaby się przydać na inne wydatki-na leczenie kotków i na najpotrzebniejsze sprawy "około kocie".Ale to tak sobie tylko myślę....
agiag pisze:Adoptować wirtualnie Nutkę bym bardzo chciała
kwinta pisze:Cudnie się czyta opowieści Joli
Użytkownicy przeglądający ten dział: aga909, Blue, Google [Bot], magnificent tree i 519 gości