Strona 1 z 1

Wiedziałam...4 dni na forum i już biorę kolejnego kota.. ;-)

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 16:29
przez estrellita
No własnie, dziś jadę odebrać biało-rudego kocurka z kącika adopcyjnego... Dla mamy... do Gdańska... Bo chciała...
Tak to sobie tłumaczę a jak znam życie to pewnie u mnie zostanie....
Tylko co na to "mafia" autochtonów?
Na głowę upadłam, mieszkanie mi rozniosą nie mówiąc już o podziale na "strefy" nowego kota i starych kotów...
Łazienkę mam tylko jedną wiec nie wiem gdzie drugi wucecik postawię :-)
Przecież nie na balkonie...
A trochę czasu musze towarzystwo razem ze sobą potrzymać zeby się poznało i ustaliło zasady współpracy bo przecież sie będą parę razy w roku spotykać, na świeta chociaż...

Napiszcie proszę co robiliście żeby przyzwyczaic dotychczasowe koty do nowego.
Ja póki co planuję jakieś 2 dni w różnych pomieszczeniach zeby się tylko słyszały i czuły zapach, bez spotkania oko w oko (a raczej pazur w pazur) a potem... otworzę drzwi i może jakoś to będzie...

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 16:49
przez cathrine1
Wiem, ze wiele osob stwierdzi, ze to niewskazane, ale u mnie kazdy nowy kot wchodzil do domu i od razu spotykal sie z rezydentami. I jakos to bylo. W kazdym badz razie moja wysterylizowana kotka przy ostatnich dwoch maluchach dostala pokarm i teraz odkarmia maluchy mimo, ze nie sa one juz takie male. 8O Fakt, ze byl u mnie kiedys kot, piekny kocur rosyjski niebieski ktory na poczatku zaaklimatyzowal sie bardzo szybko a po kastracji moje potwory zastosowaly taki mobbing, ze musialam znalezc mu nowy dom. Fakt, ze on sam nie tolerowal za bardzo moich starych rezydentow. Teraz mieszka z drugim kotem u mojego przyjaciela i rzadzi. No coz, widocznie nie byl mi pisany.

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 16:57
przez Ellen
Ja Małego od razu puściłam na całe mieszkanie. Koty strasznie warczały na siebie, ale szybko im przeszło :)

Ech, a ja już chcę trzeciego kota... ale wiem, że to nie przejdzie... na razie :twisted:

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 17:03
przez cathrine1
To jak nalog. bierze sie jednego, zaraz chce sie nastepnego i kolejnego i jeszcze jednego. Co one maja w sobie te koty? :roll:

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 17:34
przez estrellita
No właśnie... Nałóg ;-)
Ja mam taką "fazę" co roku w pierwszych miesiącach nowego roku- 3 lata temu Irbis, 2 lata temu tygrys, rok temu znalazlam kota koledze no a w tym roku "dla mamy" - już to widze ;-)
Irbis sie malutkiego Tygrysia tak wystraszył że ponad dobę nie schodził ze swojej poduchy na szafie (cały napuszony, zero jedzenia, sikania itp). No i nie spał przez tę dobę wcale - ciągle lustrował mój pokój pod kątem obecności małego "wroga" wydając z siebie przeróżne dziwne odgłosy na jego widok... Aż ochrypł i zaczął "skrzypieć" ;-)

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 17:43
przez Iwona
ja też od razu puszczam wszystko na żywioł.
ale przede wszystkim dlatego, że nowi sa zazwyczaj zdrowi, lub na oko wyglądaja zdrowo. Chociaż Rudy miał łyse placki i wyglądał na "zagrzybionego", potem sie okazało, że to uczulenie na kleszcze.
Major i Marysia kichali, ale z kolei rezydenci, to koty dorosłe, kilka razy szczepione i uznałam, ze nawet gdyby maluszki były "zakatarzone", to Duże nie powinny sie zarazić. I znów sie okazało, że miałam rację. Bo to było tylko kichanie.
Tylko Tygrysek przeszedł trzydniową kwarantanne w innym pokoju, ale Tygrysek był świeżo odłowionym zupełnie dzikim kotkiem i chciałam mu dać czas na zaakceptowanie nowych warunków.
Najstarsza z moich kotów, czteroletnia Pyza jest kotem wyjątkowym. Nie jest agresywna w najmniejszym stopniu i szybko akceptuje nowe koty.

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 18:07
przez Ania z Poznania
Witaj!
Jeszcze nie zdążyłam Cię przywitać, bo na forum wchodzę "z doskoku" (i Twoich ślicznych kotów, o których tak sympatycznie piszesz), a już czytam, że chcesz się "dokocić".
Ja bym była raczej za postawieniem kotów "oko w oko", oczywiście pod czujnym nadzorem. Moje koty - rezydenci same pouciekały na widok nowego i ukradkiem, stopniowo, zaczęły robić coraz bliższe podchody. Natomiast z Pusią było zupełnie inaczej, w swoim poprzednim domu musiała być zapewne rozpieszczaną jedynaczką, bo do dziś nie zaprzyjaźniła się z naszymi kotami (i nawzajem, moje na początku wręcz "polowały" na nią), ale nastąpiło "zawieszenie broni", a to już coś.

PostNapisane: Wto sty 20, 2004 22:20
przez basia
na Twoim miejscu zastosowałabym wariant "żywioł kontrolowany" - tj pozornie żywioł , ale nie spuszczać oka z towarzystwa i gdyby coś się zaczynało dziać to najpierw próba odwracania uwagi zabawkami, smakołykami etc a gdyby faktycznie zaczynało być groźnie wtedy izolować na jakiś czas (godzinę, dwie..)
sama zobaczysz jak będzie, może od razu będzie ok ? :ok: