Odświeżam wątek Żabci. Koteczka w poprzednią sobotę była u weta leczyć zęby, bo już nie dało się dłużej inaczej - mało jadła i cierpiała.
Dotykać się maupa dalej nie da, toteż jej złapanie to była cała operacja. Przygotowałam jej mały pokoik, tzn. poutykałam tam wszystkie dziury, żeby mi się nie schowała, ustawiłam wcześniej kontenerek na tapczanie, w którym nawet zaczęła sypiać, no i potem wystarczyło ją przymknąć w tym pokoiku i łapać - w koc oczywiście. Problemem było, że umówiłam się na konkretną godzinę, bo dr Turos musiał wszystko do zabiegu przygotować - bez wstępnej wizyty. Więc szybkie przymknięcie, kiedy śpi w kontenerku, nie wchodziło w rachubę.
Zacytuję wrażenia na świeżo spisane na innym wątku (
viewtopic.php?f=1&t=169535&start=30) :
Z dzikuską dzisiaj masakra była. Zanim ją w kocu wepchnęłam do kontenerka, skakała po szafie - mimo że zastawiłam szafę pudłami, paproć zrzuciła, ziemia się rozprysła, wskoczyła nawet na gzyms od firanki. Gdybym wiedziała, co się będzie działo, to nie wiem, czy miałabym odwagę to robić. Ale trzeba było. Kicia straciła 11 zębów, bo w pyszczku też stan zapalny i masakra. Teraz siedzi dalej zamknięta w pokoiku, zdenerwowana, nie je - bo nie wie, czy jutro znowu nie pojedzie. A przeciwbólowe mam do karmy dodawać. Jak nie zacznie jeść, to tylko szpitalik pozostanie. Jeśli ją znowu zapakuję, bo mnie ukąsiła i mam bolącą, niesprawną rękę.
U weta poszło łatwo, bo doktor wprawnie podaje narkozę takim osobnikom, przytrzymując kocem kota w kontenerku. Dziś mija 10-ty dzień, Żabcia ładnie je leki z jedzeniem, za to dziś przypomniała sobie dawne czasy i zsikała się na materac, leżący na podłodze, gdzie sypiają koty i ja odleguję chwile relaksu dla kręgosłupa. Mam wrażenie, że w trakcie choroby Żabcia nie miała ochoty na podrywanie Szkrabka i teraz próbuje odrobić tę stratę. A poza tym inne koty przestały się z nią liczyć, kiedy głównie leżała, więc musi im pokazać, że teren jest i jej. Mam nadzieję, że to jednak incydentalny wyskok.