» Nie gru 26, 2010 21:13
Re: Oswajanie dzikuna
Z moimi cmentarnymi dziczkami robię co zechcę, choć przed obcymi wieją. A trafiły do mnie nie takie małe, około półroczne. Panienka z Pigalaka ma za sobą jakieś doświadczenia, o których nic nie wiem. Pilnowała dzieci przed ludźmi. Dlatego nie mogę oczekiwać, że natychmiast mi zaufa. Nie pcham się do niej na siłę, widuje mnie raczej przy czynnościach gospodarczych w pokoiku, na razie nie próbuję jej dotykać, bo na szczęście nie ma takiej potrzeby. Ale kiedy siedzi na oknie podchodzę całkiem blisko, 10-20 cm od niej - i nie ucieka. Ona musi nauczyć się domu i przekonać się, że nic jej nie grozi. Wtedy zacznie się bawić ze mną, a od zabawy do głaskania już bliska droga. Mam jedną zasadę - nie przesadzać z pieszczotami, niedogłaskany kot łatwiej zbliża się do człowieka, bo chce więcej niż dostał.
Miałam kiedyś dzikuna, który przez całe swoje 15-letnie życie nie dał się dotknąć nikomu z domowników, a mnie pozwalał na wszystko - zastrzyki, karmienie, czesanie, pastylki - i był strasznym miziakiem. Dlatego jestem raczej dobrej myśli, co do tej kici. Lubi się bawić, a to dobrze rokuje.
Gorzej, że nie wiem, czemu upodobała sobie tapczan jako miejsce załatwiania się. Kuwety krytej nie zaakceptowała, widocznie się jej z transporterkiem skojarzyła. I znów dziś wycierałam folię. Nie robi po kątach, tylko w tym jednym miejscu, na ogół do kuwety, ale czasem przerzuca. Druga kuweta na podłodze z czyściutkim żwirkiem jest omijana. Ciekawe, może ona w tym bunkrze tak miała, kiedy siedziała tam z maluchami. W ciągu dnia nie wychodzili z uwagi na ruch przy szkole, dopiero po południu i w nocy. I ten rytm dobowy jej został. A więc musiała mieć w tym bunkrze jakieś stałe miejsce do załatwiania się, oddalone od legowiska z małymi. I teraz to uprawia w pokoiku. Bo faktycznie, to miejsce na tapczanie jest najdalsze od tych miejsc, gdzie zwykle przebywa.
Jest nadzieja, że kiedy będzie miała do dyspozycji całe mieszkanie, to zmieni przyzwyczajenia sanitarne.