Ostatnie wydarzenie zmotywowalo mnie do tego, zeby i moim kotom zalozyc jeden watek a nie rozsiewac wiadomosci po calym forum
Postanowilam przeksztalcic ten temat, bo lubie te opowiesc o Dorianie w autobusie
To bedzie dluga opowiesc, poczatek troche nudny, z gory uprzedzam
We wtorek jak zwykle obudzila mnie Dalia wkladajac nos w oko, jak tylko to oko otworzylam, wiedzialam ze cos jest nie tak, bo Doriana nie bylo ani na mnie, ani na jego zwyczajowym krzesle. Wstalam, nasypalam jedzenia, nie przylecial, rozpoczelam poszukiwania...
Znalazlam kota w przedpokoju zwinietego w taki nieszczesliwy placuszek z nieprzytomnym wzrokiem, wzielam na rece, zamiauczal, jakby go cos zabolalo, zaczelam sie szykowac do wyjscia do lekarza, kot w tym czasie lezal pod lozkiem ani spal, ani nie spal, trzecia powieke mial na wierzchu, przestraszylam sie okropnie, postanowilam nie czekac ani chwili, bo przeciez zaraz moze jeszcze Dalie zarazic. Zawinelam kota w recznik, wsadzilam do koszyczka i wyruszylismy do lekarza, do 4 Lap mam za daleko bez samochodu, wiec zdecydowalam sie na lecznice Marcel przy Woloskiej. Po zmierzeniu temperatury okazalo sie ze biedny Doris ma 40 stopni goraczki i zapalenie pecherza

Dostal trzy rozne kujce , przykazanie zrobienia siusiu w przeciagu dwoch godzin i przyjscia jeszcze przez dwa dni . Na szczescie zaraz po powrocie wsadzilam do kuwetki i sie zalatwil. Potem juz szybko zaczal sie czuc coraz lepiej, zjadl cos, poprzytulal sie do mnie, natlukl Dalke. Nastepnego dnia czul sie juz w zasadzie dobrze, ale musialam z nim jechac na zastrzyk, zalozylam szeleczki, zawinelam i do koszyczka, jakos dojechalismy. Dorian mimo wczesniejszych kujcow strachu jakos w lecznicy nie okazal, wrecz przeciwnie, poszedl zwiedzac, obwachal wszystko, namruczal na pania doktor, i nie chcial za nic do koszyczka. Jakos go wetknelam, ale zaraz na dworzu zaczal sie wydzierac, wzielam na rece zeby zobaczyl, ze w koszyczku to jest jednak fajnie, ale nie, na rekach sie uspokoil, bylo chlodno, wiec wsadzilam go pod kurtke, tak wrocilismy. (Jesli zobaczycie na Mokotowie mloda dziewczyne z ogromnym, poruszajacym sie biustem i dwiema glowami to bede ja

) W czwartek nie poszlam do pracy, zeby pojechac do lekarza, tym razem nawet nie bralam koszyczka. Dojechalismy bez wiekszych przygod ale w lecznicy Dorian sie poczul jak u siebie, jeszcze raz obwachal wszystko, sam wlazl na stol, przywital z pania doktor, kujcow nie poczul i odmowil wyjscia stamtad. Wlazl na przeszklona wystawe z kwiatami z wyraznym zamiarem pozostania tam na dlugo. W koncu mnie sie znudzilo, sila i godnoscia osobista zmusilam go do opuszczenia wystawy i zaczelismy wracac. I tu dopiero zupelnie zdrowy Dorian pokazal na co go stac! U swojej pani bylo nudno, zazadal wyjscia spod kurtki, pani na sasiednim siedzeniu byla ciekawa, wiec wybral sie do niej (zdazylam tylko szybko zapytac, czy wolno

) , wlazl na kolanka, obwachal, powygladal przez okno, poszedl na ramiona, zajrzec co jest z tylu. Potem kolejna pani wzbudzila jego ciekawosc, w sumie poznal tak trzy osoby a do paru go nie puscilam bo smyczka byla za krotka. Pol autobusu obserwowalo malego rudego kota, ktory zwiedza wspolpasazerow i dyskutowalo o wszystkich znanych sobie zwierzatkach domowych

. Ja moglam tylko sie usmiechac. Wysiedlismy zegnani wyraznym zalem.
Urodzony podroznik
Teraz mysle, gdzie by sie z nim wybrac, skoro to taka frajda
