Katowice. Wyrostki pobiły panią karmiącą koty

Wyrostki pobiły kobietę, bo karmiła bezpańskie koty
Anna Malinowska
Pani Bożena, która mieszka na jednym z osiedli w Katowicach-Bogucicach, przeżywa koszmar. Zaczęło się od przekleństw, wyzwisk i wyśmiewania. Niedawno została pobita. Za co? Za to, że karmi koty
Pani Bożena jest pielęgniarką w siemianowickiej oparzeniówce. Od wielu lat pomaga wolno żyjącym kotom. Dokarmia je w jednym miejscu na osiedlu. Od lipca najczęściej w towarzystwie grupy wyrostków.
- Mój spokój się skończył, gdy pojawili się oni. To grupa bardzo młodych ludzi, w wieku gimnazjalnym. Chłopcy i dziewczyny ubrani najczęściej w bluzy z kapturami. Gdy karmiłam koty, stawali najpierw w pewnej odległości. Śmiali się, krzyczeli: "Ty taka, owaka". Zaciskałam zęby, nie zwracałam uwagi. Pewnie ich to jeszcze bardziej denerwowało, bo pluli za mną, rzucali kamykami - mówi pani Bożena. Czasem prosi o pomoc sąsiadów, żeby nie musiała karmić kotów samotnie. - Jakoś to znosiłam. Naiwnie myślałam, że się dalej nie posuną - pani Bożena z trudem powstrzymuje łzy.
1 listopada po południu znowu poszła nakarmić koty. Kiedy ustawiła miseczki, grupa ją otoczyła. Znowu były śmiechy i ubliżające wyzwiska. Pani Bożena postanowiła się wycofać. Kiedy chciała przejść, jeden z wyrostków uderzył ją pięścią w twarz. Przerażona kobieta uciekła do domu. Na drugi dzień zrobiła obdukcję lekarską i poszła na policję. Miała potężny obrzęk twarzy. Złożyła zawiadomienie w sprawie napaści. Kilka dni później znów była nękana. Tym razem obyło się bez rękoczynów. Grupa poszła za nią aż do jej bloku. Kiedy pani Bożena weszła do klatki i zamknęła drzwi, chuligani czymś w nie rzucili. - Struchlałam ze strachu, bałam się wyjść rano do pracy. Sąsiad poszedł ze mną na policję. Boję się, że to skończy się tragedią! - mówi kobieta.
Jacek Pytel, rzecznik katowickiej policji, zapewnia, że w sprawie prowadzone są dwa postępowania: jedno o uszkodzenie ciała, drugie o złośliwe niepokojenie i wybryk chuligański.
Może warto, by policjanci wybrali się na osiedle? Chuligani muszą mieszkać w okolicy, a pani Bożena pamięta, który z nich ją uderzył - podpowiadamy. Rzecznik zapewnia, że informacje przekaże.
W sprawie obiecuje interweniować Dariusz Łyczko, jeden z radnych, który często angażuje się w pomoc bezdomnym zwierzętom. - Wiem, co pani Bożena czuje, bo mój syn też został pobity na własnym osiedlu. Bezsilność pomieszana z wściekłością. Zwrócę się do komendanta komisariatu, któremu podlegają Bogucice, bo wydaje się, że akurat ta sprawa nie wymaga żmudnego i długiego śledztwa - obiecuje.
Joanna Zaremba z Fundacji for Animals martwi się, że przypadek pani Bożeny nie jest odosobniony. - Kobiety, które dokarmiają koty, są postrzegane jako dziwaczki albo jako słabe. To łatwy łup dla znudzonych, agresywnych blokersów - mówi.
Anna Malinowska
Pani Bożena, która mieszka na jednym z osiedli w Katowicach-Bogucicach, przeżywa koszmar. Zaczęło się od przekleństw, wyzwisk i wyśmiewania. Niedawno została pobita. Za co? Za to, że karmi koty
Pani Bożena jest pielęgniarką w siemianowickiej oparzeniówce. Od wielu lat pomaga wolno żyjącym kotom. Dokarmia je w jednym miejscu na osiedlu. Od lipca najczęściej w towarzystwie grupy wyrostków.
- Mój spokój się skończył, gdy pojawili się oni. To grupa bardzo młodych ludzi, w wieku gimnazjalnym. Chłopcy i dziewczyny ubrani najczęściej w bluzy z kapturami. Gdy karmiłam koty, stawali najpierw w pewnej odległości. Śmiali się, krzyczeli: "Ty taka, owaka". Zaciskałam zęby, nie zwracałam uwagi. Pewnie ich to jeszcze bardziej denerwowało, bo pluli za mną, rzucali kamykami - mówi pani Bożena. Czasem prosi o pomoc sąsiadów, żeby nie musiała karmić kotów samotnie. - Jakoś to znosiłam. Naiwnie myślałam, że się dalej nie posuną - pani Bożena z trudem powstrzymuje łzy.
1 listopada po południu znowu poszła nakarmić koty. Kiedy ustawiła miseczki, grupa ją otoczyła. Znowu były śmiechy i ubliżające wyzwiska. Pani Bożena postanowiła się wycofać. Kiedy chciała przejść, jeden z wyrostków uderzył ją pięścią w twarz. Przerażona kobieta uciekła do domu. Na drugi dzień zrobiła obdukcję lekarską i poszła na policję. Miała potężny obrzęk twarzy. Złożyła zawiadomienie w sprawie napaści. Kilka dni później znów była nękana. Tym razem obyło się bez rękoczynów. Grupa poszła za nią aż do jej bloku. Kiedy pani Bożena weszła do klatki i zamknęła drzwi, chuligani czymś w nie rzucili. - Struchlałam ze strachu, bałam się wyjść rano do pracy. Sąsiad poszedł ze mną na policję. Boję się, że to skończy się tragedią! - mówi kobieta.
Jacek Pytel, rzecznik katowickiej policji, zapewnia, że w sprawie prowadzone są dwa postępowania: jedno o uszkodzenie ciała, drugie o złośliwe niepokojenie i wybryk chuligański.
Może warto, by policjanci wybrali się na osiedle? Chuligani muszą mieszkać w okolicy, a pani Bożena pamięta, który z nich ją uderzył - podpowiadamy. Rzecznik zapewnia, że informacje przekaże.
W sprawie obiecuje interweniować Dariusz Łyczko, jeden z radnych, który często angażuje się w pomoc bezdomnym zwierzętom. - Wiem, co pani Bożena czuje, bo mój syn też został pobity na własnym osiedlu. Bezsilność pomieszana z wściekłością. Zwrócę się do komendanta komisariatu, któremu podlegają Bogucice, bo wydaje się, że akurat ta sprawa nie wymaga żmudnego i długiego śledztwa - obiecuje.
Joanna Zaremba z Fundacji for Animals martwi się, że przypadek pani Bożeny nie jest odosobniony. - Kobiety, które dokarmiają koty, są postrzegane jako dziwaczki albo jako słabe. To łatwy łup dla znudzonych, agresywnych blokersów - mówi.