Strona 1 z 16
.

Napisane:
Wto lis 23, 2010 16:22
przez oluszka
.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 16:42
przez Szalony Kot
Po pierwsze współczuję straty kota...
Po drugie - w takich sytuacjach warto prosić o pomoc fundacje, wchodzić na takie fora jak te, gdzie ludzie starają się zebrać chociaż trochę funduszy, by pomóc kotu... tutaj organizujemy np bazarki z rzeczy niepotrzebnych, żeby jakoś zebrać choć kilka groszy.
Poza tym - kotom pomaga też zwykła wit c, rutinoscorbin dodany do karmy... chociaż to to raczej na takie rzeczy typu katar, nie na te kończące się szybkim zgonem :/
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 16:47
przez basantieg
Nie obwiniaj się. Zrobiłaś na pewno dla niego wszystko co w Twojej mocy. A moce niestety są różne, nie każdy ma wielkie możliwości. Ja siedzę i ryczę, bo mam przed sobą chorego małego kotka i też moje możliwości są ograniczone. Mieszkam w Egipcie i w tym miejscu nie ma dobrych weterynarzy i specjalistów. Dlatego siedzę i szperam w necie co mogę mojemu kotkowi podać. Nikt z lekarzy polskich nie chce brać odpowiedzialności za przepisanie kotkowi lekarstwa bez zbadania go, bez żadnych badań, tylko na podstawie moich opisów.

Nie zawsze chcieć to móc.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 16:53
przez kya
Przepraszam Oluszko ,ale jakos mi Cie nie żal. By wyzalic sie znalazlas to forum a gdy kot potrzebowal pomocy to gdzie bylas? Troche za pozno na pisanie. Gdy kot chorowal trzeba bylo wejsc na to forum,szukac wsparcia czy to finansowego czy tez rady a nawet samej moze zrobic bazarek. Wybacz, ale gdyby moj kochany kot byl chory nie czekalabym az wezmie sie w garsc tylko szukalabym pomocy. Znalazlas to forum by pomoc teraz sobie, bo byc moze sama wiesz ze nie zrobilas wszystkiego co nalezalo . Podla jestem? Byc moze, ale napisalam co mysle i czuje.........
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 16:57
przez izka53
Dziękuję Ci za ten wpis. Popłakałam się , ja straciłam mojego ukochanego Kocura ponad półtora roku temu, miał tylko sześć lat. Zabrał Go nowotwór gardła, musiałam zdecydować się na eutanazję, bo umierał z głodu. I też cały czas obwiniam siebie, że gdybym poszła do weterynarza, to może udałoby się ...Ale pieniędzy wciąż brak. Wiem, ze Kocura nie uratowałyby największe pieniądze, bo tego typu nowotwory są nieuleczalne nawet u ludzi / w tym roku na to samo zmarł mój były mąż/ , ale żal pozostaje. Mam jeszcze kotkę, trzyipółletnią, jest chorowita, w tym roku na jej leczenie wydałam już majątek, w moim rozumieniu oczywiście . Jeśli mam wybór - kupić lek dla siebie czy dla niej, decyzja jest jedna. Ale to bardzo boli, że my - właściciele jednego czy dwóch ukochanych kotów, nie możemy liczyć na czyjąkolwiek pomoc, nawet w sytuacjach ekstremalnych. Pozdrawiam. A do Kya - ja rok temu nie miałam jeszcze ani komputera, ani internetu i nie wiedziałam, jak się myszką posługiwac
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:00
przez Afryka
Oluszka, przykro mi bardzo

Ale nie czuj się winna, czasami po prostu zły los tak chce. Nie ma wcale pewności, że udałoby Ci się uratować kotka, gdybyś miała więcej pieniędzy. Ja cały czas mam w pamięci leczenie rok temu mojego Dominika - przez jakieś dziesięć dni chodziłam z nim właściwie codziennie do weterynarza, dostawał kroplówki, zastrzyki, tabletki, miał zrobione testy krwi i to wszystko razem nic nie pomogło. Odszedł nad ranem, trzymałam go w rękach kiedy umierał. Tuż przed chorobą Dominik był młodym kocurkiem, pełnym życia.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:04
przez Zofia.Sasza
Afryka pisze:Oluszka, przykro mi bardzo

Ale nie czuj się winna, czasami po prostu zły los tak chce. Nie ma wcale pewności, że udałoby Ci się uratować kotka, gdybyś miała więcej pieniędzy. Ja cały czas mam w pamięci leczenie rok temu mojego Dominika - przez jakieś dziesięć dni chodziłam z nim właściwie codziennie do weterynarza, dostawał kroplówki, zastrzyki, tabletki, miał zrobione testy krwi i to wszystko razem nic nie pomogło. Odszedł nad ranem, trzymałam go w rękach kiedy umierał. Tuż przed chorobą Dominik był młodym kocurkiem, pełnym życia.
Rozumiem żal Oluszki, ale to co piszecie to jakiś matrix

Znaczy co? Nie warto chodzić do weta, bo to i tak nic nie pomoże? Przykro mi, ale biorąc odpowiedzialność za kota trzeba liczyć się z tym, że zachoruje i będzie wymagał pomocy lekarskiej. Do zapewnienia jej zwierzęciu zobowiązuje zresztą Ustawa o Ochronie Zwierząt. Nie mogę pojąc, jak można patrzeć jak zwierzę choruje i liczyć że samo przejdzie
Co do wetów, to chyba jasne, że leczenie zwierząt to ich zawód. Muszą przecież utrzymać siebie, rodziny. Trudno wymagać, by pomagali za darmo!
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:12
przez AnielkaG
życie kota się po prostu kupuje
a skąd możesz wiedzieć skoro NIE BYŁAŚ u weta? tak z założenia nie poszłaś bo trzeba by było wydać 30 zł za zbadanie? a ile wydajesz miesięcznie na papierosy?
to żałosne, że szukasz pocieszenia tutaj , gdzie ludzie wydają grube tysiące na leczenie NIE SWOICH kotów, wybacz ale ja nie potrafię znaleźć usprawiedliwienia dla takiej postawy wobec WŁASNEGO kota
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:12
przez marija
A ja znam takich wetów, co i na raty czasem rozłożą, albo zgadzają się na "odpracowanie" w postaci sprzątania czy skopania ogródka. Byłaś u jakiegoś, zapytałaś ile by leczenie kosztowało? czy a priori założyłaś, że cię nie stać?
Też nie rozumiem jak można tak spokojnie sobie patrzeć jak cierpi i odchodzi Przyjaciel...
Dyskusja pwenie będzie natury akademickiej. Ja zamiast wylewać łzy, że nie mam za co kota leczyć, poszłabym do banku.
I nic to, że wpieprzałabym potem przez następny rok chleb ze smalcem.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:18
przez Afryka
Oczywiście, że warto i nawet trzeba chodzić do weterynarza. Ale bez pieniędzy nic się nie da zrobić. Wiem, że niektórym trudno to zrozumięć, ale naprawdę są w Polsce ludzie, którzy nie mają pieniędzy nawet na własne lekarstwa. O tym, że niektórym brakuje na jedzenie, nawet nie wspominam. Oczywiście, że najlepiej byłoby w takiej sytuacji poprosić o pomoc jakąś fundację, ale fundacji jest niewiele, a kotów umierających z głodu i chorób - tysiące.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:20
przez Zofia.Sasza
Afryka pisze:Oczywiście, że warto i nawet trzeba chodzić do weterynarza. Ale bez pieniędzy nic się nie da zrobić. Wiem, że niektórym trudno to zrozumięć, ale naprawdę są w Polsce ludzie, którzy nie mają pieniędzy nawet na własne lekarstwa. O tym, że niektórym brakuje na jedzenie, nawet nie wspominam. Oczywiście, że najlepiej byłoby w takiej sytuacji poprosić o pomoc jakąś fundację, ale fundacji jest niewiele, a kotów umierających z głodu i chorób - tysiące.
To ja napiszę, ze jak osobę stać na opłacenie netu, to i na weta powinna wyskrobać... No proszę, nie załamuj mnie, nie mam wrażenia żeby 1. posta pisała rencistka na zasiłku z OS.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:22
przez LIDKA14
Oluszka , pomyśl inaczej , przez kilkanaście lat dawałaś swojemu kotu miłość , pełną miskę , ciepło i poczucie bezpieczeństwa . Każde istnienie w momencie narodzin ma wpisaną śmierć w życiorys i taka jest kolej rzeczy , może to już był ten czas i żaden wet nic by nie zdziałał . Ja osobiście mam szczęście , że mogę wzywać lekarza do moich kotów ( a mam ich 11 ) o każdej porze dnia i nocy nie mając grosza przy duszy i wiem ,że zawsze pomoc będzie udzielona , bo miałam szczęście spotkać prawdziwego lekarza i wspaniałego człowieka. Faktem jest , że czasem wystarczy zapytać .
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:23
przez Zofia.Sasza
LIDKA14 pisze:Oluszka , pomyśl inaczej , przez kilkanaście lat dawałaś swojemu kotu miłość , pełną miskę , ciepło i poczucie bezpieczeństwa . Każde istnienie w momencie narodzin ma wpisaną śmierć w życiorys i taka jest kolej rzeczy , może to już był ten czas i żaden wet nic by nie zdziałał . Ja osobiście mam szczęście , że mogę wzywać lekarza do moich kotów ( a mam ich 11 ) o każdej porze dnia i nocy nie mając grosza przy duszy i wiem ,że zawsze pomoc będzie udzielona , bo miałam szczęście spotkać prawdziwego lekarza i wspaniałego człowieka. Faktem jest , że czasem wystarczy zapytać .
Może tak, a może nie. Nigdy się tego nie dowiemy. Jak rozumiem weci oczekujący honorarium za swoje usługi są "nieprawdziwi" i ogólnie "be"?
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:24
przez oluszka
.
Re: To nie tak...

Napisane:
Wto lis 23, 2010 17:29
przez Zofia.Sasza
oluszka pisze:kya pisze:Przepraszam Oluszko ,ale jakos mi Cie nie żal. By wyzalic sie znalazlas to forum a gdy kot potrzebowal pomocy to gdzie bylas? Troche za pozno na pisanie. Gdy kot chorowal trzeba bylo wejsc na to forum,szukac wsparcia czy to finansowego czy tez rady a nawet samej moze zrobic bazarek. Wybacz, ale gdyby moj kochany kot byl chory nie czekalabym az wezmie sie w garsc tylko szukalabym pomocy. Znalazlas to forum by pomoc teraz sobie, bo byc moze sama wiesz ze nie zrobilas wszystkiego co nalezalo . Podla jestem? Byc moze, ale napisalam co mysle i czuje.........
Nie jesteś podła. Tylko nie znasz mnie, ani mojej sytuacji, to wszystko. Napisałaś, co Ci przyszło do głowy, ot co.
Właśnie dlatego dziś tu napisałam, że natknęłam się na wypowiedź podobną do Twojej.
Łatwo jest oceniać innych. Zwłaszcza, gdy się ma całkiem inne warunki i wsparcie.
Widzisz, ja to forum znam od dawna. Otrzymałam nawet finansową pomoc, gdy spłacałam dług u weta.
I nie przyszło mi do głowy by znów się tu ogłaszać, że potrzebuję na weterynarza, bo mój kot nie kaprysi przy jedzeniu i chudnie któryś raz z rzędu w tym roku.
Gdzie byłam, gdy potrzebował pomocy? Przy nim oczywiście, jak zawsze. Pomagałam mu jak mogłam, szukałam sposobu, by przełamać jego niechęć do jedzenia. Nic nie wiedziałam o objawach mocznicy.
I nie znalazłam tego forum, by pomóc sobie, bo mnie już nic nie pomoże. Całkiem jak temu kotu. I oczywiście, że nie zrobiłam wszystkiego, co należało. Powinnam mieć te pieniądze i zawieść kota do lekarza. Powinnam mieć pieniądze, by mu to życie kupić.
A nie miałam, bo zawsze brak. A jak widać, niektórzy myślą, że ludzi, których nie stać na weterynarzy, po prostu nic ich zwierzęta nie obchodzą. Smutne.
Nikt nie twierdzi, że Twój kot nic Cię nie obchodził. Twierdzimy natomiast, że gdy kot choruje - trzeba znaleźć kasę na lekarza. Po prostu. Jeśli trzeba - to żebrać. Nic nie wiesz o tym, jakie mamy warunki. Ja na przykład jestem od półtora roku bez pracy. Bywam głodna. Moje koty i psy - nie. Są też leczone w razie potrzeby.
A informacje o mocznicy są na tym forum dostępne i obszerne.