Zaginął czarny kocurek Puma. Pomocy! Bądź jego drogowskazem!

Witam, poniżej wklejam treść wiadomości, jaką umieszczałam już w innym wątku. Dotyczy mojego ukochanego kocurka Pumy, który zapadł się pod ziemię ósmego czerwcatego roku. Usycham z tęsknoty i nie mogę spać, myśląc czy nie jest głodny, nie cierpi, myśląc, kiedy odnajdzie trop właściwej ścieżki - prowadzącej do domu. Wszystkich, którzy mają jakiekolwiek informacje (począwszy od ósmego czerwca) na temat błąkających się gdziekolwiek, potrąconych, czy nagle pojawiających się czarnych kocurków, proszę o kontakt. Na forum jestem od niedawna, może wcześniej - już w czerwcu, lipcu... itd. pojawił się w jakimś wątku kocurek, podobny do tego, o którym poniżej przeczytacie. Może już go ktoś przygarnął? Może jest w jakimś schronisku? Cokolwiek wiecie, dajcie znać, dzwoniąc pod nr 608 851 498 lub piszcie na e-mail: tihana@o2.pl. Zdjęć "z aparatu" mojego Pumiaka nie mam. Mam zdjęcia zrobione telefonem komórkowym. Nadawałyby się takie na stronę (chodzi o to czy dobre technicznie?)? Czy ktoś mógłby pomóc mi wrzucić je tutaj do wątku, jeśli przesłałabym mu fotki na komórkę?
Oto garść informacji o zaginionym Pumie:
Puma zaginął ósmego czerwca 2010 roku. To czarny, w słońcu lśniący na czekoladowo kocurek. Jestem z Jaworzna (najbliżej Mysłowice, Katowice, Kraków), ale rozważam, że Mój Puma jakimś cudem przemieścił się w inny rejon Polski (sąsiad ma firmę transportową i może kiciuś przysnął na lawecie?) i szuka drogi do domu (nie chcę nawet myśleć o łapance do labolatorium). Puma nie był kastratem, w dniu zaginięcia miał rok i trzy miesiące, ale wyglądał młodziej. Pod szyjką miał trochę białego i maleńkie jakby bikini pod brzuszkiem w wiadomych okolicach. Miał też charakterystyczne ząbki, tzn. kły jak się przyjrzeć z boku tak wystawały z pysia i zachodziły na dolną wargę. Jego sylwetka wydawała się nieco "pałąkowata", tzn. był kocurkiem wysokim na łapach, ale drobnym, przy tym smukłym (ważył 3,8 kg). Ogonek miał długi w stosunku do ciała i jakby troszkę cienki. Futro b.ładne, gęste i lśniące. Był ooogrooomnym miziakiem, uwielbiał tulić się do szyi (tak przytulony ze mną sypiał), przy pieszczotach zdarzało mu się poślinić ze szczęścia, no i tak "ząbkowo" się wtedy uśmiechał lub zasypiał z przygryzionym kawałkiem języczka na wierzchu. Puma uwielbiał się przytulać i tak "piąstkował" łapkami. Lubił też ugniatać kolana i brzuch właściciela, zabawnie też zagarniał łapkami palce miziającej go osoby. Był bardzo ufny do ludzi i łagodny. Dosłownie wszystko można było z nim zrobić – u weta nie mogli się temu nadziwić. Uwielbiał także przytulanki ze swoim rodzeństwem – Zosią i Groszkiem (koteczki po jego zaginięciu długo chodziły rozbite – bo do tej pory często sypiali objęci w trójkę). Puma dobrze i przyjacielsko reagował też na inne koty (prócz dwójki rodzeństwa miał w domu jeszcze cztery inne ogonki) oraz psy (mamy trzy psy, które kochał z wzajemnością; do obcych psiaków był nieco ostrożny, ale raczej przyjacielski). Kocurek reagował na imię Puma i na wołanie "kiciusie-kiciusie" (nie "kici-kici"). Jeszcze jedna istotna rzecz - w dniu zaginięcia Puma miał na przedniej łapce dwa szwy do ściągnięcia po leczeniu ropnia (dwie niebieskie żyłki). Boże, upłynęło już 5 miesięcy, ale może jakiś ślad na łapie został? Chociaż te szwy to pewnie by sobie wylizał? I pewnie jego wygląd nieco się zmienił od tamtej pory? Leczony był też na świerzbowca, ale miał go minimalną ilość w jednym uszku. Zaginął 8, a na 9 byliśmy umówieni na ściąganie szwów i kastrację Pumy. Ze względu na leczenie, Puma nie był przez dwa tygodnie wypuszczany z domu (bo na co dzień to był kot domowy z możliwością wyjścia podwórkowego), a że przechodził właśnie przez trudy kawalerskiego oglądania się za kocimi pięknościami (w okolicy trwały kocie gody), to wariował w zamknięciu. Dosłownie chodził nam po ścianach i wspinał się na okna próbując ucieczki na panienki. Uważaliśmy bardzo, żeby się nie wysmyknął i szczęśliwie dotrwał do zabiegu… no i 8 czerwca po naszym powrocie z pracy do domu Pumy już nie zastaliśmy. Podejrzewamy, że wyspinał się na uchylone na piętrze okno balkonowe i tą szparą czmychnął. Od tamtej pory jak kamień w wodę. Nie wrócił… Obszukałam całą okolicę, krzaki, sąsiadów, okolice rzeki, kanały przeciwdeszczowe, autobusy, dzielnice naszego miasta… dzwoniłam do straży miejskiej... Ścigam każdego napotkanego czarnulka… i nic. Proszę, proszę, jeżeli ktoś spotka lub spotkał Kocurka o rysopisie Pumy, niech dokona oględzin wg powyższego opisu cech charakterystycznych i w razie zgodności niezwłocznie się odezwie (zwłaszcza jeśli to okolice Jaworzna, Mysłowic, Katowic – ale jak wyżej pisałam może kot zabłądził gdzieś dalej?) Może przeglądając inne strony, ogłoszenia, napotkaliście opis podobnego, zabłąkanego kota? Może na forum był już w ogłoszeniach podobny kot (na miau.pl jestem od niedawna). Podaję mój prywatny nr tel. 608 851 498 i prywatnego maila: tihana@o2.pl
Oto garść informacji o zaginionym Pumie:
Puma zaginął ósmego czerwca 2010 roku. To czarny, w słońcu lśniący na czekoladowo kocurek. Jestem z Jaworzna (najbliżej Mysłowice, Katowice, Kraków), ale rozważam, że Mój Puma jakimś cudem przemieścił się w inny rejon Polski (sąsiad ma firmę transportową i może kiciuś przysnął na lawecie?) i szuka drogi do domu (nie chcę nawet myśleć o łapance do labolatorium). Puma nie był kastratem, w dniu zaginięcia miał rok i trzy miesiące, ale wyglądał młodziej. Pod szyjką miał trochę białego i maleńkie jakby bikini pod brzuszkiem w wiadomych okolicach. Miał też charakterystyczne ząbki, tzn. kły jak się przyjrzeć z boku tak wystawały z pysia i zachodziły na dolną wargę. Jego sylwetka wydawała się nieco "pałąkowata", tzn. był kocurkiem wysokim na łapach, ale drobnym, przy tym smukłym (ważył 3,8 kg). Ogonek miał długi w stosunku do ciała i jakby troszkę cienki. Futro b.ładne, gęste i lśniące. Był ooogrooomnym miziakiem, uwielbiał tulić się do szyi (tak przytulony ze mną sypiał), przy pieszczotach zdarzało mu się poślinić ze szczęścia, no i tak "ząbkowo" się wtedy uśmiechał lub zasypiał z przygryzionym kawałkiem języczka na wierzchu. Puma uwielbiał się przytulać i tak "piąstkował" łapkami. Lubił też ugniatać kolana i brzuch właściciela, zabawnie też zagarniał łapkami palce miziającej go osoby. Był bardzo ufny do ludzi i łagodny. Dosłownie wszystko można było z nim zrobić – u weta nie mogli się temu nadziwić. Uwielbiał także przytulanki ze swoim rodzeństwem – Zosią i Groszkiem (koteczki po jego zaginięciu długo chodziły rozbite – bo do tej pory często sypiali objęci w trójkę). Puma dobrze i przyjacielsko reagował też na inne koty (prócz dwójki rodzeństwa miał w domu jeszcze cztery inne ogonki) oraz psy (mamy trzy psy, które kochał z wzajemnością; do obcych psiaków był nieco ostrożny, ale raczej przyjacielski). Kocurek reagował na imię Puma i na wołanie "kiciusie-kiciusie" (nie "kici-kici"). Jeszcze jedna istotna rzecz - w dniu zaginięcia Puma miał na przedniej łapce dwa szwy do ściągnięcia po leczeniu ropnia (dwie niebieskie żyłki). Boże, upłynęło już 5 miesięcy, ale może jakiś ślad na łapie został? Chociaż te szwy to pewnie by sobie wylizał? I pewnie jego wygląd nieco się zmienił od tamtej pory? Leczony był też na świerzbowca, ale miał go minimalną ilość w jednym uszku. Zaginął 8, a na 9 byliśmy umówieni na ściąganie szwów i kastrację Pumy. Ze względu na leczenie, Puma nie był przez dwa tygodnie wypuszczany z domu (bo na co dzień to był kot domowy z możliwością wyjścia podwórkowego), a że przechodził właśnie przez trudy kawalerskiego oglądania się za kocimi pięknościami (w okolicy trwały kocie gody), to wariował w zamknięciu. Dosłownie chodził nam po ścianach i wspinał się na okna próbując ucieczki na panienki. Uważaliśmy bardzo, żeby się nie wysmyknął i szczęśliwie dotrwał do zabiegu… no i 8 czerwca po naszym powrocie z pracy do domu Pumy już nie zastaliśmy. Podejrzewamy, że wyspinał się na uchylone na piętrze okno balkonowe i tą szparą czmychnął. Od tamtej pory jak kamień w wodę. Nie wrócił… Obszukałam całą okolicę, krzaki, sąsiadów, okolice rzeki, kanały przeciwdeszczowe, autobusy, dzielnice naszego miasta… dzwoniłam do straży miejskiej... Ścigam każdego napotkanego czarnulka… i nic. Proszę, proszę, jeżeli ktoś spotka lub spotkał Kocurka o rysopisie Pumy, niech dokona oględzin wg powyższego opisu cech charakterystycznych i w razie zgodności niezwłocznie się odezwie (zwłaszcza jeśli to okolice Jaworzna, Mysłowic, Katowic – ale jak wyżej pisałam może kot zabłądził gdzieś dalej?) Może przeglądając inne strony, ogłoszenia, napotkaliście opis podobnego, zabłąkanego kota? Może na forum był już w ogłoszeniach podobny kot (na miau.pl jestem od niedawna). Podaję mój prywatny nr tel. 608 851 498 i prywatnego maila: tihana@o2.pl