Podnoszę głowę,by przejść w zaułek,gdzie leży mama i przy 3. grobie widzę kota na pomniku...Przecieram oczy i zastanawiam się,czy mi do reszty odbiło ,czy dobrze widżę.W tym momencie kot zeskakuje i ociera się o moje nogi.
Już wtedy marzenie,że to dziki kot prysnęło...tysiące myśli chodzących po głowie i pytanie co robić?
Odeszłam,wmawiając sobie,że takich kotów są tysiące,że w schronisku i tak umrze,że nie znajdzie sie pewnie DT
Stojąc przy grobie mamy widziałam,jak łasi sie,tuli do nóg ludzi,a co ludzie robili? szybko odbiegali....
W końcu nie wytrzymałam i usiadłam z nim, od razu wszedł mi na ręce,od razu pokazał brzuszek do głaskania.Bał się tylko odgłosów i jak szybko wstawałam.Zadzwoniłam po kierowce ze schronu,żeby przyjechał z transporterkiem. Dał się kierowcy bez problemu pogłaskać,chociaż na pewno czuł od niego koty i psy...dał się wziąć na ręce,ale włożyć do transportera nie... Transporter był malutki,rozszerzył łapy,zaparł sie tak,że nie było szans, w końcu zaczął drapać.Kierowca siłą wpychał sie,boję się,że będzie cały poobijany i obolały,bo to go naprawde musiało boleć

Kierowce podrapał,mnie wbił pazur tak,że krew mi leciała i poleciał wystraszony.....
Cmenatrz jest od razu przy bardzo ruchliwej ul 1-go Maja, z każdej strony są po 2 pasy

na kota polują pracownicy cmentarza,sa podobno wściekli.Wczoraj w parę osób gonili go z miotłami.Na pewno jest tam od 4 dni,ale tak naprawde od kiedy nie mam pojęcia.Wypytywałam ludzi na cmentarzu.
Nie może tam zostać.To drobny kot,biało-czarny,myśle,że jest zapchlony i to tak konkretnie,bo cały czas lizał sie.jest bardzo czysty,wydaje mi sie,że młodziutki,bo chciał sie co chwile bawić,zaczepiał łapkami.
zdj w poście nr 9
[url=link do fotki]
