Na ulicy Pomorskiej, przy starej jak świat kamienicy żyje siódemka kotów:
Mają swoje schronienie w potwornie zapuszczonych piwnicach. Wchodzą tam przez klapę służącą do zrzucania węgla do piwnic - widać ją na fotce powyżej. Pomijając brud, stuletni kurz i straszliwy bałagan śmierdzących podziemi tego przybytku to z punktu widzenia kotów najgorsze jest przenikliwe zimno. Nie ma tam rur c.o. jak w blokach, temperatura w piwnicach jest taka sama jak na zewnątrz plus wilgoć nigdy nieogrzewanych pomieszczeń ... TŻ-owi udało się dowiedzieć, do kogo należy piwnica pod otwartym włazem, dotrzeć do tej pani i uzyskać informację, że ona z tej piwnicy nie korzysta i proszę bardzo, TŻ może wziąć sobie klucz i wstawić tam budy dla kotów.
Pojechaliśmy tam dzisiaj i zastaliśmy tenże malowniczy obrazek:
Tędy zeskakują na dół. Postawiliśmy im tam jakiegoś rupcia, który może się przyda jako prowizoryczna drabinka do wchodzenia.
Po ogarnięciu przez TŻa- tyle o ile wstawiliśmy dwie budy wymoszczone grubo ścinkami polarowymi. Folii nam już zabrakło, ale styropianowe elementy są bardzo dobrze sklejone pianką montażową, nie ma opcji, żeby im wiało. Pojutrze Jarek podjedzie tam z jakimiś starymi kocami, żeby je położyć na budki.
Mam nadzieję, że już dzisiejszej nocy będą tam spać
. Większość z nich wygląda ok., ale jeden kitek jest wyraźnie słaby i biedniutki
. Ponieważ w piwnicach nie ma światła, a w korytarzu jest jakaś 40-tka co najwyżej i to daleko od "naszej" piwnicy to Jarek wziął ze sobą lampkę na biurko z żarówką setką. Postawił ją w progu tej piwnicy i poszliśmy po budy. Gdy weszłam z powrotem do piwnicznego korytarza zobaczyłam, że pod tą lampką, grzejąc się w świetle żarówki, siedzi jakaś chudzina o podrostkowatej posturze
. Kocik na mój widok na wszelki wypadek odtuptał w głąb korytarza, skąd cały czas nam się przyglądał. Mam nadzieję, że tej bidzie będzie dzisiaj ciepło w nocy