Witam!
Wczoraj pewna kobieta oddała mi swoje kotki. Mają 2 miesiące (ur. 27.08.2010), ale są wielkości miesięcznych kociaków... Były całe zapchlone i śmierdziały papierosami jak małe popielniczki. Dziś byłam z nimi u weterynarza. Są bardzo osłabione, zwłaszcza kotka (Kasia), która była wykarmiona przez człowieka i ma marne szanse na przeżycie, zwłaszcza, że ciężko ją nakłonić do jedzenia. Kot (Maciek) jest w trochę lepszej formie, ale oboje mają świerzb i inne pasożyty i są niedożywione. Podejrzewam też, że mają anemię i/lub awitaminozę, bo liżą dosłownie wszystko: podłogę, ściany, kocyk, wannę... Byłam z nimi u weterynarza, ale chciałam zapytać, czy może wy macie jakieś dobre rady lub doświadczenia, które podniosłyby mnie na duchu i dały wiarę, że jednak uda się uratować te liliputki...