Otrucia kotów - bezkarne?

Nie wiem czy był już jakiś wątek na ten temat - jeśli tak, będę wdzięczna za przekierowanie.
Na moim osiedlu otruto w ubiegły piątek 6 kotów - około roczne, przymilne, odpasione dzięki licznym dokarmiaczom koty. Poza tym śliczne (białe w łatki) i łagodne. Miały swoje miejsce, pod krzakami, miały pełne miski i życzliwość ludzi. No ale komuś (podejrzewamy komu) przeszkadzały. Odgrażał się karmicielom, przychodził straszyć podczas karmienia, twierdził że koty przegryzają mu przewody w samochodzie (w okolicy grasują kuny).
I nie ma już kotów.
W piątek nie przyszły na jedzenie. Ktoś je widział w tym dniu, słaniające się na nogach. Później przepadły. Wczoraj znaleziono ciało jednego z nich.
Niestety dopiero wczoraj dotarła do mnie ta informacja. Czemu niestety - o tym zaraz. Uznałam, że sprawę trzeba zgłosić na policję. Nawet gdyby mieli nic nie wykryć, to jednak pokierowani przez nas na pewno zapukaliby w końcu do drzwi tego, którego o to podejrzewamy. I to już byłoby coś. Żeby wiedział, że to nie jest tak, że zabija i po sprawie... Zadowolony, że zrobił, co zamierzał i już: cisza, spokój, nikt nie protestuje. Żeby miał świadomość, że ktoś to zgłosił, ktoś w tej sprawie działa, policja będzie już miała jego nazwisko w aktach i że jak następnym razem otruje koty, to sprawa znowu zostanie przez kogoś zgłoszona - a jak policja ponownie trafi do niego, to może jej się wydać to podejrzane, że taka sama sprawa i znowu ten sam pan... Więc trzeci raz się ów pan poważnie zastanowi czy warto wykładać trutkę.
Jestem zdanie, choć może zabrzmi to naiwnie, że jak zaczniemy takie sprawy zgłaszać, to w bólu, ale jednak wpłyniemy w końcu na sposób postrzegania takich spraw przez policję i sądy.
Niestety, tym razem tak nie będzie, bo okazało się, że jest za późno na sekcję. Koty otruto w piątek, ja dowiedziałam się o tym wczoraj - po 5 dniach. Dzisiaj od rana starałam się załatwić sekcję. W Poznaniu zajmuje się tym Zakład Higieny Weterynaryjnej - sekcja z opisem zmian w organach (bez orzeczenia przyczyny zgonu) kosztuje 30 zł. Dodatkowo, jeśli podejrzewa się otrucie, patolog może na naszą prośbę skierować próbki do badań toksykologicznych: oznaczają 3 różne substancje (niestety może być tak, że kot został otruty jeszcze inną niż któraś z tych trzech
) i ich poziom, co daje nam informację czym otruto zwierzę. Jeden znacznik to koszt 50 zł (czyli razy 3). Łącznie za zestaw badań trzeba więc zapłacić w Poznaniu 180 zł. Wyniki można później złożyć, razem z doniesieniem, na policji. Ale toksykologia ma sens tylko dobę, max. dwie doby po zatruciu. Po 5 dniach nie znajdą już śladów trucizny w ciele. Trzeba więc działać szybko.
Piszę o tym, żeby każda kolejna osoba, która będzie w takiej sytuacji wiedziała, że to nie jest tak, że NIC nie można zrobić. Coś można. Oczywiście nie wiem jak to wygląda w innych miastach, ale m.in. po to założyłam ten wątek, żebyśmy wpisywali tu swoje doświadczenia i rady dla kolejnych forumowiczów, których to spotka. Obym nie była już w podobnej sytuacji, ale gdyby tak się zdarzyło, wiem już że trzeba działać szybko i na pewno będę chciała doprowadzić sprawę do końca.
Jeśli ktoś ma jakieś doświadczenia - będę bardzo wdzięczna za wszystkie sugestie dotyczące załatwiania takich spraw!
Na moim osiedlu otruto w ubiegły piątek 6 kotów - około roczne, przymilne, odpasione dzięki licznym dokarmiaczom koty. Poza tym śliczne (białe w łatki) i łagodne. Miały swoje miejsce, pod krzakami, miały pełne miski i życzliwość ludzi. No ale komuś (podejrzewamy komu) przeszkadzały. Odgrażał się karmicielom, przychodził straszyć podczas karmienia, twierdził że koty przegryzają mu przewody w samochodzie (w okolicy grasują kuny).
I nie ma już kotów.
W piątek nie przyszły na jedzenie. Ktoś je widział w tym dniu, słaniające się na nogach. Później przepadły. Wczoraj znaleziono ciało jednego z nich.
Niestety dopiero wczoraj dotarła do mnie ta informacja. Czemu niestety - o tym zaraz. Uznałam, że sprawę trzeba zgłosić na policję. Nawet gdyby mieli nic nie wykryć, to jednak pokierowani przez nas na pewno zapukaliby w końcu do drzwi tego, którego o to podejrzewamy. I to już byłoby coś. Żeby wiedział, że to nie jest tak, że zabija i po sprawie... Zadowolony, że zrobił, co zamierzał i już: cisza, spokój, nikt nie protestuje. Żeby miał świadomość, że ktoś to zgłosił, ktoś w tej sprawie działa, policja będzie już miała jego nazwisko w aktach i że jak następnym razem otruje koty, to sprawa znowu zostanie przez kogoś zgłoszona - a jak policja ponownie trafi do niego, to może jej się wydać to podejrzane, że taka sama sprawa i znowu ten sam pan... Więc trzeci raz się ów pan poważnie zastanowi czy warto wykładać trutkę.
Jestem zdanie, choć może zabrzmi to naiwnie, że jak zaczniemy takie sprawy zgłaszać, to w bólu, ale jednak wpłyniemy w końcu na sposób postrzegania takich spraw przez policję i sądy.
Niestety, tym razem tak nie będzie, bo okazało się, że jest za późno na sekcję. Koty otruto w piątek, ja dowiedziałam się o tym wczoraj - po 5 dniach. Dzisiaj od rana starałam się załatwić sekcję. W Poznaniu zajmuje się tym Zakład Higieny Weterynaryjnej - sekcja z opisem zmian w organach (bez orzeczenia przyczyny zgonu) kosztuje 30 zł. Dodatkowo, jeśli podejrzewa się otrucie, patolog może na naszą prośbę skierować próbki do badań toksykologicznych: oznaczają 3 różne substancje (niestety może być tak, że kot został otruty jeszcze inną niż któraś z tych trzech

Piszę o tym, żeby każda kolejna osoba, która będzie w takiej sytuacji wiedziała, że to nie jest tak, że NIC nie można zrobić. Coś można. Oczywiście nie wiem jak to wygląda w innych miastach, ale m.in. po to założyłam ten wątek, żebyśmy wpisywali tu swoje doświadczenia i rady dla kolejnych forumowiczów, których to spotka. Obym nie była już w podobnej sytuacji, ale gdyby tak się zdarzyło, wiem już że trzeba działać szybko i na pewno będę chciała doprowadzić sprawę do końca.
Jeśli ktoś ma jakieś doświadczenia - będę bardzo wdzięczna za wszystkie sugestie dotyczące załatwiania takich spraw!