Zwykły, 4 miesięczny, przytulaśny burasek Tulinek-już w DS.

Siedziałem sobie w trawie przed blokiem, bo już nie miałem siły sie prawie ruszać z głodu i chłodu. Czekałem....długo czekałem...duzi przechodzili, patrzyli na mnie...nikt nie dał mi "kromki chleba".
Postanowiłem umrzeć na wszystkich tych bezdusznych oczach, bo już na nic nie miałem siły. Jestem tylko zwykłym buraskiem, jakich pełno dookoła, nie ma przyszłości dla mnie...to i po co żyć.
Gdy tak siedząc skulonym, spostrzegłem, że jakiś starszy Duży z psem zauważył mnie. Z poczatku przeraziłem się, bo nie wiedziałem co mnie może czekać, bo pies, mimo że mały, to krzywdę może zrobić. Nic z tych rzeczy, Duży podszedł i powiedział, że nie pozwoli mi umrzeć tutaj, jeszcze trochę z lękiem, ale dałem się wziąć na ręce i Duży zaniósł mnie do ciepłego domeczku. Tam też była Duża która zaraz zrobiła mi jedzonko i które szybciutko zjadłem, coby się może nie rozmyślili.
Tak sobie tam byłem 4 dni i Duzi już nie mogli dalej mnie trzymać. Chcieli wypuścić z powrotem na to zimno, gdzie na pewno bym umarł, ale nie mieli jednak sumienia...
Duzi dostali telefon do Innej Dużej i ta Duża przyjechała i mnie zabrała do siebie. Duża się martwi, bo ma swoich gromadkę kotów w tym chore i boi się o mnie, chociaż jestem sam w pokoiku, ale boi się żebym mimo wszystko się nie zaraził i nie umarł.
Duża powiedziała, że muszę szybko szukać innego domku, ale Kto zechce takiego zwykłego buraska?
Tak się tulę do Dużej...ale to i tak na nic




Postanowiłem umrzeć na wszystkich tych bezdusznych oczach, bo już na nic nie miałem siły. Jestem tylko zwykłym buraskiem, jakich pełno dookoła, nie ma przyszłości dla mnie...to i po co żyć.
Gdy tak siedząc skulonym, spostrzegłem, że jakiś starszy Duży z psem zauważył mnie. Z poczatku przeraziłem się, bo nie wiedziałem co mnie może czekać, bo pies, mimo że mały, to krzywdę może zrobić. Nic z tych rzeczy, Duży podszedł i powiedział, że nie pozwoli mi umrzeć tutaj, jeszcze trochę z lękiem, ale dałem się wziąć na ręce i Duży zaniósł mnie do ciepłego domeczku. Tam też była Duża która zaraz zrobiła mi jedzonko i które szybciutko zjadłem, coby się może nie rozmyślili.
Tak sobie tam byłem 4 dni i Duzi już nie mogli dalej mnie trzymać. Chcieli wypuścić z powrotem na to zimno, gdzie na pewno bym umarł, ale nie mieli jednak sumienia...
Duzi dostali telefon do Innej Dużej i ta Duża przyjechała i mnie zabrała do siebie. Duża się martwi, bo ma swoich gromadkę kotów w tym chore i boi się o mnie, chociaż jestem sam w pokoiku, ale boi się żebym mimo wszystko się nie zaraził i nie umarł.
Duża powiedziała, że muszę szybko szukać innego domku, ale Kto zechce takiego zwykłego buraska?

Tak się tulę do Dużej...ale to i tak na nic







