Postanowiłam tym razem nie pisać o Salmy problemach zdrowotnych, moich obawach i majątku wydawanym na jej leczenie. Tym razem będzie pozytywnie choć problemów mamy jeszcze sporo ale są też i powody do radości

.
Salma przybyła do mnie 22 listopada 2003 jako kot dziki złapany przeze mnie podstępem do transportera

. Niektórzy pewnie pamiętają moje rozterki i załamanie spowodowane nocnym płaczem koty, chęcią wydostania się na wolność i problemem kocio-psiej przyjaźni bądź też nieprzyjaźni. Prawdę mówiąc nawet po pierwszym tygodniu nie było większych zmian w zachowaniu kota i myślałam, że ona po prostu zawsze już będzie dzikim kotem uwięzionym w domu i nieszczęśliwym z tego powodu. Na początku praktycznie nie pozwalała się dotknąć, od razu uciekała, nie mruczała, nie ugniatała, nie potrafiła wysiedzieć na kolanach dłużej niż 30 sekund.
A jak jest dzisiaj, po ponad miesiącu? Otóż jest całkiem dobrze

. Salma jeszcze trochę czasu spędza na okiennym parapecie popłakując delikatnie i wracając myślami do swego życia na wolności. Jednak większość czasu spędza w innych miejscach niż parapet np. moje biurko, które stało się jej wieżą obserwacyjną, lubi też wylegiwać się na stoliku obok łóżka, pod stolikiem, często odwiedza kuchnię (bo zawsze można tam a nóż widelec coś sobie upolować na stole), bywa też w łazience (tam szczególnie interesuje ją umywalka i pralka). Salma bawi się niewiele, głównie leży sobie w jakimś miejscu i obserwuje co się dzieje wokół niej. Spać od jakiegoś czasu kota chodzi około północy, czasem nawet wcześniej

(głównie śpi na biurku lub na stoliku, nad ranem przenosi się na pufę obok stolika i obok mojej głowy, nie próbuje na razie spać ze mną w łóżku). Zdarza jej się obudzić czasem około 3 lub 4 w nocy, wtedy patrzy na mnie i tak furkota aż się nie obudzę i nie popatrzę na nią i nie powiem, że jestem i może spać spokojnie (to wygląda tak jakby sprawdzała czy gdzieś nie zniknęłam), czasem idę ją pogłaskać i wtedy zasypia znowu a niekiedy poleci sobie na okno, popatrzy kilka minut, cichutko sobie coś pod nosem popłacze i wraca na biurko, spać. Generalnie kiedy Salma się obudzi od razu furkota i patrzy na mnie wymownie, wtedy biorę ją na kolana i urządzam głaskanie a ona w dowód uznania pięknie mruczy (najpierw mruczała bardzo cichutko, ledwo słyszalnie, dopiero po kilku dniach prób zaczęła mruczeć jak się należy

) i ślicznie ugniata moje kolana. Od jakiegoś tygodnia zauważam, że kiedy tylko ją pogłaskam to kota od razu podnosi ogon do góry, ostatnio w ogóle często chodzi z podniesionym ogonem (nie wiem czy to dobry znak, ale to na pewno nie rujka bo dostała środek na jej zatrzymanie bo sterylka na razie nie jest możliwa z powodów zdrowotnych). Zdarza się nawet, że Salma się o mnie ociera, wprawdzie nieczęsto ale jednak i jest to niesamowite

.
Jeśli zaś chodzi o kocio-psie stosunki to jeszcze wiele przed nami tzn. nimi, wprawdzie nie dochodzi do zachowań skrajnie agresywnych, ale dziewczyny lubią się postraszyć trochę. Czasem Tina niby próbuje złapać Salmę za nogę kiedy ta gdzieś skacze a czasem Salma ma dość tego, że pies ciągle chodzi jej koło tyłka i wtedy pokazuje jej jak ją może sprać po pysku, na ogół jest to tylko straszenie. Zauważyłam nawet, że dziewczyny podzieliły sobie terytorium: pies reaguje warczeniem gdy Salma jest w dużym pokoju a kota natomiast nie da sobie w kaszę dmuchać kiedy jest w moim pokoju. Nie będzie z tego moim zdaniem wielkiej przyjaźni ale kiedyś może w końcu jakoś się zaakceptują.
Myślę, że z czasem będzie jeszcze lepiej i że zdrowotne problemy też się w końcu skończą.