Wawa Białasek FeLV +, już w ds :-)



Jakiś czas temu pewna pani z Pragi u której sterylizowałam dokarmiane przez nią wolnożyjące koty zadzwoniła do mnie, że pojawił się u niej nowy kot, ok. roczny, niekastrowany kocurek, zupełnie "domowy". Poprosiła mnie o pomoc w jego wykastrowaniu i ew. znalezieniu domu. Wiedziałam, że to drugie będzie bardzo trudne, kot mało "atrakcyjny", praktycznie dorosły... 13.09 kocurek trafił do Koterii na zabieg, zrobiliśmy mu zdjęcia, gdzieś-tam ogłosiliśmy i czekaliśmy na cud. Ponieważ kocury "siedzą" po zabiegu tylko dwa dni ubłagałam żeby mógł zostać parę dni dłużej, bo znaleźć dom dla kota w ciągu dwóch dni to naprawdę graniczy z cudem. Po czterech dniach cud prawie się zdarzył: zgłosiła się do mnie dziewczyna z propozycją domu tymczasowego a nawet z opcją domu stałego dla kocurka, gdyby ten "dogadał się" z jej koteczką. Myślałam, że spadnę z krzesła z radości. Dziewczyna poprosiła o zrobienie testów kocurkowi. I tu kończy się szczęście kocurka. Wczoraj okazało się bowiem, że test na białaczkę wyszedł pozytywny... Dziewczyna go nie weźmie (rozumiem ją, nie chce narażać swojej kotki, też bym pewnie tak postąpiła), kot na ulicę wrócić nie może, a w tej sytuacji jego szanse na adopcję są równe zeru... W ośrodku też już dłużej siedzieć nie może (i tak dzięki uprzejmości kierownictwu siedzi dużo dłużej niż powinien). Wiem, że niezakoconego domu na forum nie znajdę ale może jest ktoś kto ma już białaczkowca i dla niego drugi taki kot niestraszny? Znajdzie się ktoś, kto ulituje się nad biedakiem?



Kocurek póki co nie ma żadnych niepojących objawów, może tylko futerko troszkę brzydkie, ale to może być od przebywania na ulicy. Wiem, że test trzeba będzie powtórzyć ale nie wcześniej niż za miesiąć, tyle w Koterii siedzieć nie może...
I co ja mam z nim zrobić?!?! Wyć się chce po prostu...