Pani wyprowadza się w listopadzie do córki. Na ogrzewanie domu jej nie stać, a i sama jest mocno starsza, ma problemy z poruszaniem się.
Do tej pory koty miały schronienie w piwnicy, przez którą przechodziły rury z ogrzewaniem. Koty miały więc zimą michę i ciepło.
W dłuższym okresie czasu te koty i tak będą musiały opuścić ten dom, ponieważ przejmuje go bratanek tej Pani, któremu koty śmierdzą i sobie ich nie życzy.
Z tego miejsca zabrałyśmy:
2 oswojone kotki
3 kociaki
W tym miejscu zostały jeszcze:
Jedna kotka, która jest w miarę oswojona. Namawiam Panią, aby zabrała ją ze sobą do córki.
6 czarnych kotów - bardzo nieufne osobniki.
Pięć kociaków, które postaram się wyłapać, ale niestety nie wiadomo gdzie one dokładnie są.
I teraz, co będzie lepsze:
1. W ogóle przestać karmić te koty? Czy znajda sobie inne miejsce jeśli zrozumieją, że tutaj micha się skończyła?
Jakieś paręset metrów stamtąd jest inne stado kotów, które kastrowałam w zeszłym roku. Tamte koty są karmione i mają schronienie w warsztacie samochodowym. Niestety zostały tam jeszcze jakieś niewykastrowane kocury, ale większość wyłapałam.
2. Kotom może od czasu do czasu podrzucać jedzenie sąsiadka tej Pani. Pani po moich namowach zgodziła się także na budki dla kotów w piwnicy (na początku była przeciwna, bo bratanek

3. Czy jest sens szukać dla tych kotów jakiegoś innego miejsca? Jakoś trudno mi uwierzyć w to, że ktoś na poważnie podejdzie do tematu i będzie się starał przyzwyczaić koty do nowego miejsca. Przykłady takich akcji, były już na forum, niestety bardzo negatywne.
Opcja numer 2 wydaje się być najlepsza, ale jeśli rzeczywiście ten bratanek przejmie dom, to i tak kopnie te koty w dupę.
Jakieś rady? Inne pomysły?