taka kocia historia

Opowiem Wam pewną historie.
Otóż moi rodzice zawsze mieli dużo kotów z racji gospodarstwa i ich "służalczej" roli w łowieniu myszy.
Dodam, ze koty były traktowane odpowiednio, oraz karmione i szczepione.
Od pewnego czasu kotów jednak nie było bo sie "wykruszyły".
(wypadki, odeszły, pogryzienia, zatrucia środklami chemicznymi)
No i jakieś 4-5 lat temu dzwoni do mnie koleżanka że ma kotke do wydania - już dorosłą po "starszym panu" co już nie może ja trzymać bo idzie do szpitala.
W ciemno powiedziałam jej, ze ma ja zawieźć do moich rodziców
No i AGATKA została.
Adopcja kota z mieszkania do "wsi" i to dorosłego przebiegała bardzo trudno.
Kot na poczatku w ogóle nie wychodził z domu
Ale jak wyszedł wróciła z "pełnym brzuchem" niespodzianek...
No i została po porodzie wysterylizowana....
Kociaki wydane zostały do ludzi.
I znowu kolejna historia - jeden z kociaków był już po urodzeniu "dead" ale mama moja go reanimowała dmuchając mu w noc i nacierając i przeżył...
Kotka jednak odrzuciła malca i nie chciała go. Mama wzięła wiec kociaka i nosiła takie maleństwo niczym kangur w fartuchu w kieszeni na brzuchu i karmiła pipetką kilkanaście razy dziennie przez pierwsze tygodnie!!!
I kot przeżył. Teraz jest dorodnym domowym kastratem.
Oba koty czują sie świetnie a najlepsze było jak spotkałam po latach koleżankę, co przywiozła tą kotke i powiedziałam jej że kotka żyje i ma sie dobrze.
BYŁA ZDZIWIONA MAXYMALNIE.... że kocica jeszcze żyje.
Otóż moi rodzice zawsze mieli dużo kotów z racji gospodarstwa i ich "służalczej" roli w łowieniu myszy.
Dodam, ze koty były traktowane odpowiednio, oraz karmione i szczepione.
Od pewnego czasu kotów jednak nie było bo sie "wykruszyły".
(wypadki, odeszły, pogryzienia, zatrucia środklami chemicznymi)
No i jakieś 4-5 lat temu dzwoni do mnie koleżanka że ma kotke do wydania - już dorosłą po "starszym panu" co już nie może ja trzymać bo idzie do szpitala.
W ciemno powiedziałam jej, ze ma ja zawieźć do moich rodziców

No i AGATKA została.
Adopcja kota z mieszkania do "wsi" i to dorosłego przebiegała bardzo trudno.
Kot na poczatku w ogóle nie wychodził z domu

Ale jak wyszedł wróciła z "pełnym brzuchem" niespodzianek...
No i została po porodzie wysterylizowana....
Kociaki wydane zostały do ludzi.
I znowu kolejna historia - jeden z kociaków był już po urodzeniu "dead" ale mama moja go reanimowała dmuchając mu w noc i nacierając i przeżył...
Kotka jednak odrzuciła malca i nie chciała go. Mama wzięła wiec kociaka i nosiła takie maleństwo niczym kangur w fartuchu w kieszeni na brzuchu i karmiła pipetką kilkanaście razy dziennie przez pierwsze tygodnie!!!
I kot przeżył. Teraz jest dorodnym domowym kastratem.
Oba koty czują sie świetnie a najlepsze było jak spotkałam po latach koleżankę, co przywiozła tą kotke i powiedziałam jej że kotka żyje i ma sie dobrze.
BYŁA ZDZIWIONA MAXYMALNIE.... że kocica jeszcze żyje.