Strona 1 z 1

taka kocia historia

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 11:57
przez Kiełbasa
Opowiem Wam pewną historie.

Otóż moi rodzice zawsze mieli dużo kotów z racji gospodarstwa i ich "służalczej" roli w łowieniu myszy.

Dodam, ze koty były traktowane odpowiednio, oraz karmione i szczepione.

Od pewnego czasu kotów jednak nie było bo sie "wykruszyły".
(wypadki, odeszły, pogryzienia, zatrucia środklami chemicznymi)

No i jakieś 4-5 lat temu dzwoni do mnie koleżanka że ma kotke do wydania - już dorosłą po "starszym panu" co już nie może ja trzymać bo idzie do szpitala.

W ciemno powiedziałam jej, ze ma ja zawieźć do moich rodziców ;-)

No i AGATKA została.
Adopcja kota z mieszkania do "wsi" i to dorosłego przebiegała bardzo trudno.
Kot na poczatku w ogóle nie wychodził z domu ;-)
Ale jak wyszedł wróciła z "pełnym brzuchem" niespodzianek...

No i została po porodzie wysterylizowana....
Kociaki wydane zostały do ludzi.

I znowu kolejna historia - jeden z kociaków był już po urodzeniu "dead" ale mama moja go reanimowała dmuchając mu w noc i nacierając i przeżył...
Kotka jednak odrzuciła malca i nie chciała go. Mama wzięła wiec kociaka i nosiła takie maleństwo niczym kangur w fartuchu w kieszeni na brzuchu i karmiła pipetką kilkanaście razy dziennie przez pierwsze tygodnie!!!

I kot przeżył. Teraz jest dorodnym domowym kastratem.

Oba koty czują sie świetnie a najlepsze było jak spotkałam po latach koleżankę, co przywiozła tą kotke i powiedziałam jej że kotka żyje i ma sie dobrze.

BYŁA ZDZIWIONA MAXYMALNIE.... że kocica jeszcze żyje.

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:03
przez jenny170
baaardzo mila historia (poza poczatkiem...) :D

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:04
przez Axel
Fajna historia :) :D

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:05
przez Estraven
jenny170 pisze:baaardzo mila historia (poza poczatkiem...) :D

I ciut zdumiewającą dygresją końcową :roll: Ale bywają, jak widać, takie zdziwienia...

niestety

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:17
przez Kiełbasa
Niestety jak dobrze wiecie żywot kota który wychodzi z domu na łazęgi jest nieco krótszy...
ale być może szczęsliwszy od kota mieszkaniowego.

Niekiedy niektórych sytuacji nie da sie uniknąć...
Jak np. "przejechanie autem" gdy kot wędruje sobie....

Teraz za to rodzice pilnują kotów i raczej siedzą one w domu.
i ona i on są kastratami wiec łazęgowanie im nie w głowie ;-)

Re: niestety

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:19
przez Axel
Kiełbasa pisze:
Teraz za to rodzice pilnują kotów i raczej siedzą one w domu.
i ona i on są kastratami wiec łazęgowanie im nie w głowie ;-)

To fajnie :ok:

Re: taka kocia historia

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:25
przez Majorka
Kiełbasa pisze: Mama wzięła wiec kociaka i nosiła takie maleństwo niczym kangur w fartuchu w kieszeni na brzuchu i karmiła pipetką kilkanaście razy dziennie przez pierwsze tygodnie!!! I kot przeżył. Teraz jest dorodnym domowym kastratem.

Misia Majora też noszono "w temblaku" i karmiono pipetką, po tym jak jego rodzeństwo rozszarpały psy; tylko on przeżył, bo gdzieś się sprytnie schował. Wcale nie taki gapcio z niego!

Re: taka kocia historia

PostNapisane: Wto gru 23, 2003 12:27
przez Axel
Majorka pisze:
Kiełbasa pisze: Mama wzięła wiec kociaka i nosiła takie maleństwo niczym kangur w fartuchu w kieszeni na brzuchu i karmiła pipetką kilkanaście razy dziennie przez pierwsze tygodnie!!! I kot przeżył. Teraz jest dorodnym domowym kastratem.

Misia Majora też noszono "w temblaku" i karmiono pipetką, po tym jak jego rodzeństwo rozszarpały psy; tylko on przeżył, bo gdzieś się sprytnie schował. Wcale nie taki gapcio z niego!

Swojej mądrości zawdzięcza życie 8) .Bardzo mądry kotek :) .