Witajcie
Jestem tu nowy i „nie lubię kotów”. To tak dla wyjaśnienia.
Pracuję w Warszawie (w ogóle to jestem Krakus), ale każdą chwilę spędzam na siedlisku na Mazurach. Tam ładuję akumulatory.
Dwa lata temu, nie mając żadnego doświadczenia kociego, zacząłem karmić trzykolorową kotkę, która chodziła głodna po obejściu sąsiada. Miła i odważna, ale trzeba było okazać „twarde” serce i jak w okolicy większość, zachować się obojętnie.
W zeszłym roku odwdzięczyła się i do mojej stodoły przyprowadziła czwórkę swoich dzieciaków. Początkowo płochliwe, ale szybko przyzwyczaiły się, że raz w tygodniu w stodole pojawia się mleko i puszkowa karma, a czasem jakieś podroby w postaci kurzej czy wieprzowej wątroby. Dyżury pod drzwiami i prowadzenie do stodoły dwa razy dziennie od piątku wieczorem do niedzieli włącznie. W ciągu tygodnia duży pojemnik z suchą karmą. Kociaki rosły i pięknie przetrzymały bardzo mroźną, mazurską zimę.
W zimie pojawiła się w stodole bura, spora samica. Na pewno to domowy kot bo nie patrząc na miskę ociera się o nogi i przepada za pieszczotami.
Karmiłem więc całą szóstkę – bo po mimo, że nie lubię kotów, to nie miałem serca skazywać je na głód. Wyobraźni mi zabrakło niewątpliwie i znajomości postępu geometrycznego. Nie wiedziałem też kto z tej gromadki to samica, a kto samiec.
Trzykolorka, matka czterech kotków miała większe uprawnienia, bo zaraz w piątek wślizgiwała się do domu i układała na fotelu czy w psim koszyku (często razem z moją jamniczką) koło dobrze nagrzanego kaflowego pieca. Znudziło mi się wycieranie podłogi i kupiłem kuwetę. Kotka nigdy nie uczona załatwiała swoje potrzeby w kuwecie.
W maju w tym koszyku (chociaż chciała bardzo w moim łóżku) urodziła 4 małych. Z obrzydzeniem do siebie i czując się jak ostatni bandyta pojechałem do weterynarza i wróciłem z matką i jednym kotkiem. Dla niego udało znaleźć mi się dobry dom.
Jakieś dwa, trzy tygodnie temu zobaczyłem z przerażeniem, że zamieniam się w Wiolettę Villas i koniec świata jest bliski.
Bura kotka urodziła i ma 4 albo 5. Nie wiem dokładnie bo trzyma je na strychu u sąsiada i jeszcze ich nie sprowadziła na dół.
Z czterech zeszłorocznych kotów, jeden gdzieś zniknął, a z pozostałych trzech tylko jeden pokazuje się teraz wyraźnie być samcem.
Obie kotki urodziły swoje. Jedna (jasno popielata) ma czwórkę – przepięknej urody. Druga melanżowa też chyba cztery.
Sumowanie:
Bura kotka + chyba piątka
Trzykolorka (jedyne dziecko oddane w dobre ręce, bo pozostałe …. cały czas mi wstyd)
Popielata kotka + chyba czwórka
Melanżowa kotka + chyba czwórka
Biało-bury, zadziorny samczyk
Wychodzi w sumie 18. Jak ze złego snu
Pomóżcie proszę bo niestety nie stać mnie na taki stan posiadania.
Trzykolorkę postanowiłem wysterylizować i ona jedna ma zapewnione u mnie dożywocie.
Nie wiem co dalej robić i czuję się zupełnie bezradnie.
Mam trochę zdjęć, ale niektóre kiepskie bo w stodole ciemno, a maluchy na razie nie pozwalają do siebie podejść (prześlę na życzenie).
Na razie oficjalnie przedstawiła mi swoje dzieci tylko popielata, a melanżowa pewnie lada tydzień to zrobi.
Wołam więc SOS
Romek
przeplyw@wp.pl