Sanjiro-san i Círdan-elfik - oswajamy się

…bynajmniej nie sprzedawany i nie kupowany
Pojechałyśmy z Wiedźmą_65 w sobotę na pierwszy wyjazdowy handel na ryneczek do Sokolnik i nie skończyło się to dla nas dobrze… za to dla malucha to był chyba los na loterii
Jak już rozłożyłyśmy nasz zoologiczny straganek zaraz przybiegła jakaś pani z okrzykiem, że „tam po drugiej stronie ryneczku kręci się malutki kociak !!! tak nietypowo umaszczony, nie widziała jeszcze takiego, czy możemy mu pomóc?”
Miałam wizję co najmniej colourpointa albo chociaż nietypowej szylki, Wiedźma poszła po kocię i okazał się faktycznie przepiękny klasyczny marmurek czyli faktycznie stosunkowo mało popularne umaszczenie.
Hmmm, co robić? Wiadomo, jak zostanie na rynku to po kociaku…
Dostał ultimatum – jeśli zostanie z nami na straganie do 13,00 (rzecz działa się ok. 9,00 rano), znaczy nie zwieje, to zabieramy do Łodzi, jak sobie pójdzie to trudno (taaaa, niewątpliwie byśmy mu pozwoliły pójść ot tak po prostu…
)
Kocie okazało się mądre - pewnie głównie za sprawą saszetki Animody podstawionej pod pysio. Dzielnie pohandlował z nami do tej 13,00 wzbudzając wiele zachwytów, choć nie na tyle wielkich, by ktoś go zabrał do domu. Zgodnie z daną mu obietnicą zabrałyśmy go do Łodzi już jako Heńka
Zbałamuciłam telefonicznie zaprzyjaźnioną panią wet z Żabieńca, by dała się po południu, zdecydowanie po godzinach pracy w sobotę przywieść do lecznicy i obejrzeć malucha.
Okazało się, że chłopczyk ma góra 7 tyg. (czyli urodzony pod koniec maja), uszyska brudne, ale bez świerzbu, brak pcheł, koszmarną biegunkę, strasznie zgazowany brzuszek, podwyższoną temperaturę i jest odwodniony. Chudy jak nieszczęście, wszystkie kostki czuć mimo, ze waga pokazała 740 g.
Dzieciak dostał podskórnie płyny, antybiotyk, Taninal na wynos i przykaz, ze może jeść bardzo malutkie porcje indestinala tudzież gotowanego drobiu.
Został zainstalowany w klatce w pokoju Wiedźmy syna i poszedł odsypiać atrakcje dnia.
Biegunka faktycznie była koszmarna, mały nie kontrolował zupełnie wydalania, dupeczka opuchnięta i zaczerwieniona – smarowana na zmianę alantanem i rivanolem.
W niedzielę już zdecydowanie lepiej – kupka już nabrała kształtu, kolejna wizyta u weta – znów nawadnianie i antybiotyk, ale temperatury już nie ma.
Dziś jest już praktycznie ok. – Heniu na piątek umówiony na odrobaczenie. Je jak smok (jeszcze w małych porcjach), bawi się myszką i drze ryjka.
Fajne z niego kocię będzie. Rozmowny jak rzadko, można z nim podyskutować – ja mu miau, on mi miau
. Mruczy jak traktorek, śmiały i odważny dzieciak – zanim dojechałyśmy do Łodzi był z nami na dwóch działkach, które zwiedzał bez zahamowań.
Odnoszę wrażenie, ze on został wywalony – u nasz dość szybko znalazł na działce fotel, na którym ułożył się do drzemki, a na drugiej działce twardo pchał się do domku. No cóż… widać nikt nie docenił maleńkiego kociego życia.
Kocię oczywiście będzie do adopcji, już zapraszam kolejkę chętnych.

Tu widać cudny nakrapiany brzuszek:


Pojechałyśmy z Wiedźmą_65 w sobotę na pierwszy wyjazdowy handel na ryneczek do Sokolnik i nie skończyło się to dla nas dobrze… za to dla malucha to był chyba los na loterii

Jak już rozłożyłyśmy nasz zoologiczny straganek zaraz przybiegła jakaś pani z okrzykiem, że „tam po drugiej stronie ryneczku kręci się malutki kociak !!! tak nietypowo umaszczony, nie widziała jeszcze takiego, czy możemy mu pomóc?”
Miałam wizję co najmniej colourpointa albo chociaż nietypowej szylki, Wiedźma poszła po kocię i okazał się faktycznie przepiękny klasyczny marmurek czyli faktycznie stosunkowo mało popularne umaszczenie.
Hmmm, co robić? Wiadomo, jak zostanie na rynku to po kociaku…
Dostał ultimatum – jeśli zostanie z nami na straganie do 13,00 (rzecz działa się ok. 9,00 rano), znaczy nie zwieje, to zabieramy do Łodzi, jak sobie pójdzie to trudno (taaaa, niewątpliwie byśmy mu pozwoliły pójść ot tak po prostu…

Kocie okazało się mądre - pewnie głównie za sprawą saszetki Animody podstawionej pod pysio. Dzielnie pohandlował z nami do tej 13,00 wzbudzając wiele zachwytów, choć nie na tyle wielkich, by ktoś go zabrał do domu. Zgodnie z daną mu obietnicą zabrałyśmy go do Łodzi już jako Heńka
Zbałamuciłam telefonicznie zaprzyjaźnioną panią wet z Żabieńca, by dała się po południu, zdecydowanie po godzinach pracy w sobotę przywieść do lecznicy i obejrzeć malucha.
Okazało się, że chłopczyk ma góra 7 tyg. (czyli urodzony pod koniec maja), uszyska brudne, ale bez świerzbu, brak pcheł, koszmarną biegunkę, strasznie zgazowany brzuszek, podwyższoną temperaturę i jest odwodniony. Chudy jak nieszczęście, wszystkie kostki czuć mimo, ze waga pokazała 740 g.
Dzieciak dostał podskórnie płyny, antybiotyk, Taninal na wynos i przykaz, ze może jeść bardzo malutkie porcje indestinala tudzież gotowanego drobiu.
Został zainstalowany w klatce w pokoju Wiedźmy syna i poszedł odsypiać atrakcje dnia.
Biegunka faktycznie była koszmarna, mały nie kontrolował zupełnie wydalania, dupeczka opuchnięta i zaczerwieniona – smarowana na zmianę alantanem i rivanolem.
W niedzielę już zdecydowanie lepiej – kupka już nabrała kształtu, kolejna wizyta u weta – znów nawadnianie i antybiotyk, ale temperatury już nie ma.
Dziś jest już praktycznie ok. – Heniu na piątek umówiony na odrobaczenie. Je jak smok (jeszcze w małych porcjach), bawi się myszką i drze ryjka.
Fajne z niego kocię będzie. Rozmowny jak rzadko, można z nim podyskutować – ja mu miau, on mi miau

Odnoszę wrażenie, ze on został wywalony – u nasz dość szybko znalazł na działce fotel, na którym ułożył się do drzemki, a na drugiej działce twardo pchał się do domku. No cóż… widać nikt nie docenił maleńkiego kociego życia.
Kocię oczywiście będzie do adopcji, już zapraszam kolejkę chętnych.




Tu widać cudny nakrapiany brzuszek:

