I nie doszłam.
Spotkałam po drodze, nad Wisłą, dwóch panów z maleńkim kociakiem.
Oczywiście musiałam się spytać czy to ich kociak - bo panowie na kociarzy nie wyglądali, bałam się że zabawa z kociakiem to chwilowa rozrywka z jakąs okoliczną bidą która się przyplątała.
No i się dowiedziałam.
Panowie (jak się okazało bardzo sympatyczni) to robotnicy którzy dzisiaj przyjechali z Olsztyna, bo w Warszawie pracują. Jadąc w nocy samochodem zauważyli obok ichniego targowiska malutkiego kociaka miałczącego przy drodze.
Domyślili się że to porzucony, niesprzedany w sobotę maluch, i zabrali go w pierwszym odruchu ze sobą.
Dojechali do Warszawy i zaczęły się schody, bo od jutra praca, od rana do nocy, nie mają gdzie kociaka trzymać, sytuacja patowa.
I łazili z nim nad Wisła, w nadziei że ktoś go zechce.
No i co miałam zrobić...
Panowie kocinę na pożegnanie wycałowali, powtarzali mi kilka razy że jest głodna i spragniona - że nie chce jeśc i pić a oni się nie znają.
Aż miło było tego słuchać.
Tzn. tego ciepła w głosie prostych facetów, nie że kociak nie chce jeść

Stokrotka to...
- maleńkie kocię które ma może 2 miesiące a nie potrafi jeść stałych pokarmów.
Tzn. już potrafi. Pojętne z niej zwierzę. Musiała mieć do chwili odebrania jej matki jedynie jej mleko za pokarm.
- kociak z wyglądu Maine Coon-owaty do bólu

- niezwykle przyjazna kocina, odważna, delikatna i gadatliwa

- kuwetkowa
- na tą chwilę idealnie zdrowa tylko bardzo zmęczona.
I szuka domu na zawsze.
Podstawowe wymogi jakie mogę już wymienić i które są nie do negocjacji:
- zabezpieczone choć jedno okno
- dom nie wychodzący
- zobowiązanie się na piśmie do kastracji koteczki przed skończeniem przez nią roku.

A tu więcej zdjęć
