To tak jakbym czytała o mojej Salmie. Niestety ona ciągle nie wygląda najlepiej (jest u mnie dopiero od 2 tygodni). Futerko niby lśniące i puchaty kot ale jak się dotknie to skóra i kości, poza tym jak na dorosłego kota to jest z niej kruszynka. Dokarmiałam ją przez kilka miesięcy ale wcale nie przybierała na wadze, teraz wiem dlaczego: ma robale i nie należy do najzdrowszych kotów. A co do oczu to w jej przypadku nie dosyć, że wygłodniałe to na dodatek z zapaleniem spojówek. Pomimo tego, że kota błąkała się koło bloku prawie pół roku i nie była agresywna nikt nie chciał jej przygarnąć bo to dorosły kot (gdyby była kociakiem, nawet zabidowanym pewnie ktoś by się zlitował, ale dorosłe koty mają niewielkie szanse na znalezienie domu na resztę życia). We mnie decyzja o zabraniu jej do siebie dojrzewała powoli i mimo wszystko nie byłam do końca przekonana ale któregoś dnia spojrzała mi głęboko w oczy a może nawet w serce i wtedy coś jakby trzasnęło we mnie i oświeciło mnie: "nie ma się co zastanawiać" powiedział mi jakiś głos w środku, kupiłam transporter, całe wyposażenie niezbędne dla kota i przez ponad tydzień próbowałam złowić ją na jedzenie do transporterka. Któregoś dnia się w końcu udało. Jeszcze długa droga przed nami do pełni szczęścia, Salma musi wyzdrowieć, ale wiem, że pomimo swojego kościstego ciałka i zaropiałych oczek jest najwspanialszym kotem na świecie, jak mogłam być tak głupia i nie zauważać tego tak długo?
Ups, ale się rozpisałam, przepraszam, ale ten temat jakoś tak mnie sprowokował
