Kotucha nie ma, jasny gwint.
Wszystko zaczyna coraz bardziej wskazywać na to, że ktoś go wziął do domu ( a może to tylko marzenia). Obchodzę okolicę z coraz większą paniką, wręcz bojąc się wracania z niczym z każdego spaceru po krzakach. Ogłoszenia wiszą w najważniejszych punktach rejonu. W gazecie szły przez tydzień codziennie....
W schonisku niet, w przytulisku niet, w okolicznych lecznicach niet. Na drodze (ewentualnie rozjechany (brrrr) Niet
)))))))), w piwnicach niet, w śmietnikach niet. Nikt go nie widział, nikt o nim, albo o osobach które go znalazły nie słyszał. Rozpłynął się. A może mnie się tylko wydawało, że kiedyś u mnie mieszkał? (choć z drugiej strony - książeczka zdrowia i Hill,s junior są na miejscu)
Skonsultowany vet przychyla się do opinii, że pewnie u kogoś w domu siedzi, bo już dawno powinien wyleźć z dziury w którą by się ewentualnie był zaszył.
Może będzie mu dobrze? Tylko żeby go leczyli jeśli będzie trzeba!!!!!!!!
A może za jakiś czas:
a. oddadzą go do schroniska- jak się znowu rozchoruje (koci katar od kocięctwa); albo zacznie znaczyć (to już wkrótce, ma 7-8 m.-cy), w schronisku mówią, że tak się często dzieje, a ja wciąż sprawdzam;
b. bryknie w świat za jakiś czas się powłóczyć i wtedy go znajdę???
Na razie powiększa się ilość kocich obserwacji z podwórka, zacieśniają kontakty z instytucjami (veci, sklepy, schronisko, przytulisko) i może dla Mr Morel’a znajdzie się dom jeśli go złapię? (Mr Morel to morelowo- rude cudo z piwnicy, vet mówi, że przy takim umaszczeniu to pewnie chłopak).
Generalnie - subiektywnie to mi źle straszliwie, tym bardziej że zginięcie Czwartego to efekt mojej skandalicznej głupoty; obiektywnie- pocieszam się, że wynikanie z całej sytuacji trochę dobrego dla innych kotów....
PS.
Widziałam wczoraj raniutko Mariana. Wracał z obchodu!!!!
Może Czwarty też tak kiedyś wróci?
Czwarty właściwie powinien nazywać się Pierwszy:
to pierwszy chorujący kotek jaki ze mną mieszkał, pierwszy czarno biały, pierwszy który zginął, pierwszy który drapał po ścianach (ach, jak mu łapki na tych ścianach piszczały, mówię wam), pierwsz który właściwie nie miaukał, pierwszy który zabił jukkę na śmierć i umiał huśtać się na dracenie obłamując tylko jedną gałąź......