Jak się urodziła moja córeczka, w domu były 3 koty. Też miałam spore obawy, szczególnie, że dwójka wykarmiona przeze mnie butelką, bardzo zazdrośni o mnie, a kociczka po przejściach, panicznie bojąca się dzieci. Do tego zastanawianie się, co z alergią, co jak dziecko zacznie raczkować, a w domu kocie kudełki i żwirek. Bałam się niepotrzebnie. Koty od razu małą zaakceptowały, szczególnie Ramcio, który ją praktycznie adoptował
Spał z nią, pilnował jej, potrafił przybiec z awanturą do kuchni, bo mała kwiliła w łóżeczku, a ja nie nadchodziłam, wystarczająco szybko, według niego. Jak mała rosła, to biegała za nim i go tuliła. Jak wracałyśmy do domu, w przedpokoju siadała na podłodze i tuliła się do niego, a ja stałam na schodach, próbując przepchnąć to towarzystwo
Niestety w listopadzie nasz Ramciulek odszedł. Chorował, córcia codziennie jeździła ze mną do weta i pouczała go co ma robić. Moja dwulatka długi czas chodziła po mieszkaniu i go szukała. Wypytywała o niego, a ja nie wiedziałam co jej powiedzieć.
Spróbuję umieścić zdjęcie tej dwójki