Strona 1 z 11

Kacper[*]powrót,nasza największa klęska nie tak miało być :(

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 15:33
przez andorka
Kto pamięta jeszcze Kacperka, uroczego kocurka zabranego z Sokolnik?
To jeden z kilkunastu kotów z tego wątku: viewtopic.php?f=1&t=91756

Kacper 27 grudnia zeszłego roku pojechał do Wrześni, do DS wydawałoby się wymarzonego dla niego: Rodzinka z dwójką prozwierzęcych nastolatków, kolega kot i kolega pies. Nawet w najczarnieszych scenariuszach nie przewidziałyśmy tego co się może wydarzyć.

W przededniu Sylwestra dostałyśmy maila, że Kacper uciekł w drodze do weterynarza, nie chciał wejść do transportera więc wzięli go na szelkach. Totalna nieodpowiedzialność :evil: . Kacper zaczął się wyrywać, drapać, syczeć i uciekł...
Zdajecie sobie sprawę w jakich nastrojach minął nam sylwestrowy wyjazd ?...
Z drugiej strony nikt nie jest alfą i omegą w kocich zachowaniach, kot rezydent wychodził na szelkach i nic się nie działo złego. Potraktowałyśmy to jako paskudny ale jednak wypadek i skupiłyśmy się na szukaniu kota.
Wysłałam wszystkie możliwe informacje o poszukiwaniach kotów znalezione na forum, proponowałam pomoc forumowiczów z Poznania – w końcu to nie jest tak daleko do Wrześni. Poprosiłam również forumową Delfin o pomoc w zlokalizowaniu kota, której mi nie odmówiła. Pomocy forumowiczów L. nie chciała, pomagali ej przyjaciele. Byłyśmy przez 2 miesiące w praktycznie codziennym mailowym i telefonicznym kontakcie z L. - opiekunką kota. Oni cały czas szukali, a my podtrzymywałyśmy na duchu.

Nie ma, kamień w wodę... :cry:

Potem kontakt się urwał, tylko na Naszej Klasie znalazłyśmy w profilu córki L. Zdjęcie małego mainecoona z opisem – „nasz nowy kotek”. Ot pocieszyli się po stracie, a nam pozostał kamień na sercu, że oddałyśmy kota na poniewierkę.

Minęło trochę czasu bez żadnych wieści, a potem 9 marca Wiedźma dostaje telefon od L. „Kacper się znalazł, wiemy gdzie jest, zaraz będziemy go łapać – jest chory - zasmarkany, wyliniały ale żywy”
Wielka radość z naszej strony, bo przecież największe mrozy przetrwał na dworze, teraz już z górki, teraz będzie lepiej – wyleczą go i wszystko będzie ok.

L. wymyśliła żeby odizolować go od rezydentów w ciepłym domku działkowym do czasu opanowania grzybicy. Pomysł dobry, przyklaskujemy.

Dalsze wiadomości zaczynają nas niepokoić :roll:

Złapanie go trwało ponad tydzień – bo nie pozwoli podejść do siebie, bo ufa tylko córce L., a dziewczynka nie da rady zapakować go do transportera.
W końcu jest !!! Tata L. Odniósł wiele drapanych i gryzionych ran przy pakowaniu kota. Nam rozbłyska czerwona ostrzegawcza lampa ( bo już nie lampka). Nasz Kacper agresywny? Uosobienie kociego spokoju i łagodności, kot idealny do czyszczenia uszu podawania tabletek? Nie bardzo chciałyśmy wierzyć...
Widział go weterynarz, (podobno) miał zrobione zeskrobiny, dostał antybiotyk na katar, tabletki zjada, leczy się.

Kolejna wiadomość nas mrozi :evil: L. pisze „bez mojej wiedzy tata wypuścił Kacpra z domku, kot nie nadaje się do życia w mieszkaniu, zrobił demolkę w domku działkowym, będzie szczęśliwszy na dworze”. I jeszcze „Kacper mieszka w ciepłej suchej piwnicy, właśnie widzę go z okna jak wygrzewa się na słońcu, jego stan zdrowia jest bardzo dobry”

Tak być nie może, nie po to zabrałyśmy Kacperka z właściwie bezpiecznej działki, by wylądował w jakiejś piwnicy w obcym mieście.
Piszę wiadomość do Narni – chyba jedynej aktywnej forumowiczki z Wrześni czy nam pomoże. Czy może zabrać Kacpra z piwnicy kilka dni aż do znalezienia transportu. Dziewczyna się zgadza.

I w tym miejscu chciałabym złożyć jej gorące podziękowania za to co zrobiła, de facto uratowała mu życie. :1luvu:
W poniedziałek 29 marca idzie (bo jak się okazuje mieszka bardzo blisko) po umówieniu z L., pod wskazaną piwnice, pakuje po prostu bez większych kocich protestów Kacpra w koszyk – transporter i zabiera do domu. Informacje od niej – kot bardzo smarcze, oddycha pyszczkiem, w uszach kopalnia, cały jest brudny i wyliniały na szyi. Wygląda jak bezdomny kot i to w złej kondycji. Przysłała mi też zdjęcia, na których widać było jak źle wygląda – od L. udało nam się tylko dostać 2 zdjęcia z komórki, na których nie widać praktycznie nic :(
Jednocześnie jest bardzo spokojny, przytula się, barankuje, można go nosić na rękach (co jakoś mi się bardzo kłóci z opisem kota wściekłego przy pakowaniu w transporter i demolującego altankę przy próbach wydostania się na zewnątrz).

Jak złożyłam razem informacje od Narni, stan zdrowia i zachowanie Kacpra po przyjeździe do Łodzi, i to co prze 2 miesiące wypisywała do nas L. przestałam wierzyć (i nie tylko ja) w jakiekolwiek jej słowo. Począwszy od samego faktu ucieczki, przez intensywne poszukiwania aż do info, że widział go weterynarz i problemy z kocim zachowaniem.

Najsmutniejsze jest to, że w wypowiedziach L. nie ma cienia żalu za kotem, żadnego przepraszam czy dziękuje... w związku z naszymi działaniami, a wcześniej tyle pisała jak go kocha, jak jej go brakuje...
Napisałam wczoraj do niej długiego maila o stanie Kacperka, o moim braku wiary w jej działania, w odpowiedzi dostałam paczkę pretensji na temat „jak ja mam czelność się jej czepiać”

Udało mi się wytłumaczyć naszemu prokociemu koledze, że trasa z Trójmiasta do Łodzi wiedzie przez Wrześnię i tym sposobem po blisko trzymiesięcznej tułaczce Kacper wraca pod nasze skrzydła.
Jesteśmy z Wiedźmą przerażone jego wyglądem – oddawałyśmy tłustego przylepnego czyściuteńkiego zwierzaka, a wrócił jego brudny cień.
Dziki trafiające po sterylkach do naszego hoteliku są zwykle w o niebo lepszej kondycji...
Z podróży trafił prosto do lecznicy do CoolCaty – diagnoza: szmery w oskrzelach, lekka duszność wdechowa, tkliwa tchawica, obrzęk śluzówek, świerzb w uszkach, wylinienia pogrzybiczne.

Dostał baterię leków, już jest bezpieczny, już mruczy – psychicznie to nasz „stary” Kacper, który kocha wszystko i wszystkich tylko kocie ciałko musimy doprowadzić do porządku.

Jetem wściekła na siebie, że nie pojechałam po niego zaraz po telefonie „że się znalazł”, już byłby pewnie prawie zdrowy, ale informacje brzmiały uspokajająco.

Gdy już wyzdrowieje będziemy mu szukać kolejnego domu, teraz już takiego na zawsze ( ten ostatni miał taki być)

Tylko jak? Jak mamy poznać intencje ludzi? Jak ich przejrzeć? Co zrobić by po raz kolejny nie zawieść zaufania tego kota, który tak kocha człowieka?
Nie ukrywam, że najchętniej byśmy go ulokowały w dobrym domu forumowym... To idealny kot na dokocenie.

Jak Wiedźma się ogarnie to wstawi zdjęcia jak Kacper wygląda dziś :(

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 15:47
przez Sis
smutne to wszystko....

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 15:51
przez Del
Przeczytałam i jestem w szoku :cry:
Szczerze też nie wierzę w intencje opiekunki , żeby po 1-2miesiacach wziąć sobie nowego kotka "bo przecież tamten i tak się nie znajdzie", widać jej nie zależało na nim :evil: znam osoby z forum , które nawet po 1 roku od zaginięcia mają banerki , szukają i wierzą .
Mam nadzieję , że wyzdrowieje i znajdzie Ukochany dom :ok:

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 15:54
przez andorka
Del pisze:Szczerze też nie wierzę w intencje opiekunki , żeby po 1-2miesiacach wziąć sobie nowego kotka "bo przecież tamten i tak się nie znajdzie", widać jej nie zależało na nim :evil:


L. zaprzeczyła w mailu wzięciu tego kociaka, ale zdjęcie z zacytownym opisem widziałyśmy na własne oczy na NK :evil:

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 16:05
przez magdaradek
andorko, wiedźmo_65 jestem w ogromnym szoku. Nawet nie wiem do końca co napisać. Gdy wychdziłyście wczoraj z transporterkiem od CoolCaty z kotem w środku, nie wiedziałam, że to Kacperek. Pomyślałam, że może to jakiś dziczek po sterylce :(
tak strasznie, strasznie mi przykro.
Przecież to już drugi raz Kacper wraca z adopcji :( nie rozumiem, doprawdy nie rozumiem dlaczego ten kotek nie ma szczęścia..... :( :( :(
och Kacperku, żebyś ty się szybko wyleczył i znalazł ten jedyny, najprawdziwczy dom!!!!

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 16:14
przez Magija
Jestem w szoku
zastanawiam się nad tym czy nie udało by się ich za to ukarać?

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 16:30
przez vega013
Kacpereczku :ok: :ok: :ok: :ok: :ok: :ok:

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 16:36
przez andorka
Magija pisze:Jestem w szoku
zastanawiam się nad tym czy nie udało by się ich za to ukarać?


O to samo zapytał nasz kolega transportowiec... ale to chyba z powództwa cywilnego by trzeba, kto ma czas i pieniądze?

Jedyne co mi przychodzi do głowy, to jakieś oficjalne pismo z VIVY, Kacper był wydany z umową Kotyliona, żeby nie czuli się bezkarni.
Pomijając moje wierzę nie wierzę czyli domniemania mamy też fakty - stan zdrowia kota i miejsc pobytu, z którego odbierała go Narnia, tak mi to opisała na PW:
Narnia pisze: Eh a gdybyś TY widziala tę piwnicę w której on mieszkał - to była stara piwnica bez okna - wychodzil takim wyjsciem - wskakiwał na górę żeby być na powietrzu....
Uważam że takie miejsce jest fajne do kota który jest na prawdę dziki a chce sie schowac przed mrozem...

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 16:44
przez marikita
Trzy miesiące poniewierki... w największe mrozy. Biedny Kacperek :cry:

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 17:16
przez pisiokot
Aniu, po prostu brak słów :cry:.
Tak się pocieszam, że dzięki Bogu nie zaginął, nie wpadł po auto, nie zagryzł go pies.
Czytając Twoją opowieść nie wiedziałam jaki był koniec tej historii - obawiałam się, że Kacperka nie udało się odnaleźć ... czytałam z duszą na ramieniu.
Dobrze, że jest, już cały i bezpieczny, jeszcze wszystko będzie dobrze, na pewno :!:.

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 17:29
przez Korciaczki
Znalazłyśmy sobie takie zdjęcie na sokolnickim wątku:
Obrazek
'Kacperek- kwintesencja kociej miłości do ludzi' - i to w nim widać. W tym jak właśnie tutaj na zdjęciu ociera się o rękę. Z ufnością i przywiązaniem.
Szkoda, że jego poprzedni i wcześniejszy dom nie potrafii tego docenić. Mieliby wspaniałego towarzysza.
...

Jemu nie da się zrobić ładnego zdjęcia, bo kocha nawet aparat fotograficzny i próbuje się do niego przytulić

z wątku sokolnickiego
:1luvu: Kochany kot. I wie co dobre. :lol:

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 17:47
przez ASK@
ja też czytałam ze strachem.
Wczoraj miałam adopcje,kot nie był nawet godziny jak dom zmienił zadnie-ale ciesze sie,ze wrócił. Gadki były rewelka, odpowiedzi ok niby wszystko dobrze a...
Kacperek nie miał tyle szczęścia.matko w takie mrozy w "suchej bezpiecznej" piwnicy. On tam cały czas był niestety tak myślę. Nie wyzrucja sobie,że nie pojechałaś.Przecież my wierzymy i chcemy ufac ludziom bioracym od nas koty.Inaczej nie da rady...
także zastanawiam sie jak wyeliminowac TAKIE osoby. Ale nie da rady a intuicja czsem zawodzi i milczy.
Kacperku mocne kciuki za ciebie!!!!

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 18:10
przez wiedźma_65
tak Kacperek wyglądał w grudniu :

Obrazek Obrazek

a tak wygląda dzisiaj : :evil: :evil: :evil:

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Pt kwi 02, 2010 18:18
przez Lisabeth
Biedactwo, strach myśleć, przez co musiał przejść. Najważniejsze, że żyje. Moją największą porażką adopcyjną było oddanie cudnej, miziastej i przekochanej kici starszemu małżeństwu. Przesympatyczni ludzie, szukali następcy starego kocurka, który odszedł w wieku kilkunastu lat. Byłam pewna, że malutka trafiła w doskonałe ręce. Tymczasem wypuszczali ją na podwórko i otruła się czymś mając niespełna 2 lata...
Kolejnego kota już im nie dałam :evil:

Re: Kacper, powrót z adopcji, nasza największa klęska adopcyjna

PostNapisane: Sob kwi 03, 2010 6:22
przez goska_bs
Wiedzmoandroki moje zdanie o tej Pan :evil: i znacie z codziennych relacji.

Teraz moze byc juz tylko lepiej i lepiej :ok:

Kacpi :1luvu: