To jeden z kilkunastu kotów z tego wątku: viewtopic.php?f=1&t=91756
Kacper 27 grudnia zeszłego roku pojechał do Wrześni, do DS wydawałoby się wymarzonego dla niego: Rodzinka z dwójką prozwierzęcych nastolatków, kolega kot i kolega pies. Nawet w najczarnieszych scenariuszach nie przewidziałyśmy tego co się może wydarzyć.
W przededniu Sylwestra dostałyśmy maila, że Kacper uciekł w drodze do weterynarza, nie chciał wejść do transportera więc wzięli go na szelkach. Totalna nieodpowiedzialność

Zdajecie sobie sprawę w jakich nastrojach minął nam sylwestrowy wyjazd ?...
Z drugiej strony nikt nie jest alfą i omegą w kocich zachowaniach, kot rezydent wychodził na szelkach i nic się nie działo złego. Potraktowałyśmy to jako paskudny ale jednak wypadek i skupiłyśmy się na szukaniu kota.
Wysłałam wszystkie możliwe informacje o poszukiwaniach kotów znalezione na forum, proponowałam pomoc forumowiczów z Poznania – w końcu to nie jest tak daleko do Wrześni. Poprosiłam również forumową Delfin o pomoc w zlokalizowaniu kota, której mi nie odmówiła. Pomocy forumowiczów L. nie chciała, pomagali ej przyjaciele. Byłyśmy przez 2 miesiące w praktycznie codziennym mailowym i telefonicznym kontakcie z L. - opiekunką kota. Oni cały czas szukali, a my podtrzymywałyśmy na duchu.
Nie ma, kamień w wodę...

Potem kontakt się urwał, tylko na Naszej Klasie znalazłyśmy w profilu córki L. Zdjęcie małego mainecoona z opisem – „nasz nowy kotek”. Ot pocieszyli się po stracie, a nam pozostał kamień na sercu, że oddałyśmy kota na poniewierkę.
Minęło trochę czasu bez żadnych wieści, a potem 9 marca Wiedźma dostaje telefon od L. „Kacper się znalazł, wiemy gdzie jest, zaraz będziemy go łapać – jest chory - zasmarkany, wyliniały ale żywy”
Wielka radość z naszej strony, bo przecież największe mrozy przetrwał na dworze, teraz już z górki, teraz będzie lepiej – wyleczą go i wszystko będzie ok.
L. wymyśliła żeby odizolować go od rezydentów w ciepłym domku działkowym do czasu opanowania grzybicy. Pomysł dobry, przyklaskujemy.
Dalsze wiadomości zaczynają nas niepokoić

Złapanie go trwało ponad tydzień – bo nie pozwoli podejść do siebie, bo ufa tylko córce L., a dziewczynka nie da rady zapakować go do transportera.
W końcu jest !!! Tata L. Odniósł wiele drapanych i gryzionych ran przy pakowaniu kota. Nam rozbłyska czerwona ostrzegawcza lampa ( bo już nie lampka). Nasz Kacper agresywny? Uosobienie kociego spokoju i łagodności, kot idealny do czyszczenia uszu podawania tabletek? Nie bardzo chciałyśmy wierzyć...
Widział go weterynarz, (podobno) miał zrobione zeskrobiny, dostał antybiotyk na katar, tabletki zjada, leczy się.
Kolejna wiadomość nas mrozi

Tak być nie może, nie po to zabrałyśmy Kacperka z właściwie bezpiecznej działki, by wylądował w jakiejś piwnicy w obcym mieście.
Piszę wiadomość do Narni – chyba jedynej aktywnej forumowiczki z Wrześni czy nam pomoże. Czy może zabrać Kacpra z piwnicy kilka dni aż do znalezienia transportu. Dziewczyna się zgadza.
I w tym miejscu chciałabym złożyć jej gorące podziękowania za to co zrobiła, de facto uratowała mu życie.

W poniedziałek 29 marca idzie (bo jak się okazuje mieszka bardzo blisko) po umówieniu z L., pod wskazaną piwnice, pakuje po prostu bez większych kocich protestów Kacpra w koszyk – transporter i zabiera do domu. Informacje od niej – kot bardzo smarcze, oddycha pyszczkiem, w uszach kopalnia, cały jest brudny i wyliniały na szyi. Wygląda jak bezdomny kot i to w złej kondycji. Przysłała mi też zdjęcia, na których widać było jak źle wygląda – od L. udało nam się tylko dostać 2 zdjęcia z komórki, na których nie widać praktycznie nic

Jednocześnie jest bardzo spokojny, przytula się, barankuje, można go nosić na rękach (co jakoś mi się bardzo kłóci z opisem kota wściekłego przy pakowaniu w transporter i demolującego altankę przy próbach wydostania się na zewnątrz).
Jak złożyłam razem informacje od Narni, stan zdrowia i zachowanie Kacpra po przyjeździe do Łodzi, i to co prze 2 miesiące wypisywała do nas L. przestałam wierzyć (i nie tylko ja) w jakiekolwiek jej słowo. Począwszy od samego faktu ucieczki, przez intensywne poszukiwania aż do info, że widział go weterynarz i problemy z kocim zachowaniem.
Najsmutniejsze jest to, że w wypowiedziach L. nie ma cienia żalu za kotem, żadnego przepraszam czy dziękuje... w związku z naszymi działaniami, a wcześniej tyle pisała jak go kocha, jak jej go brakuje...
Napisałam wczoraj do niej długiego maila o stanie Kacperka, o moim braku wiary w jej działania, w odpowiedzi dostałam paczkę pretensji na temat „jak ja mam czelność się jej czepiać”
Udało mi się wytłumaczyć naszemu prokociemu koledze, że trasa z Trójmiasta do Łodzi wiedzie przez Wrześnię i tym sposobem po blisko trzymiesięcznej tułaczce Kacper wraca pod nasze skrzydła.
Jesteśmy z Wiedźmą przerażone jego wyglądem – oddawałyśmy tłustego przylepnego czyściuteńkiego zwierzaka, a wrócił jego brudny cień.
Dziki trafiające po sterylkach do naszego hoteliku są zwykle w o niebo lepszej kondycji...
Z podróży trafił prosto do lecznicy do CoolCaty – diagnoza: szmery w oskrzelach, lekka duszność wdechowa, tkliwa tchawica, obrzęk śluzówek, świerzb w uszkach, wylinienia pogrzybiczne.
Dostał baterię leków, już jest bezpieczny, już mruczy – psychicznie to nasz „stary” Kacper, który kocha wszystko i wszystkich tylko kocie ciałko musimy doprowadzić do porządku.
Jetem wściekła na siebie, że nie pojechałam po niego zaraz po telefonie „że się znalazł”, już byłby pewnie prawie zdrowy, ale informacje brzmiały uspokajająco.
Gdy już wyzdrowieje będziemy mu szukać kolejnego domu, teraz już takiego na zawsze ( ten ostatni miał taki być)
Tylko jak? Jak mamy poznać intencje ludzi? Jak ich przejrzeć? Co zrobić by po raz kolejny nie zawieść zaufania tego kota, który tak kocha człowieka?
Nie ukrywam, że najchętniej byśmy go ulokowały w dobrym domu forumowym... To idealny kot na dokocenie.
Jak Wiedźma się ogarnie to wstawi zdjęcia jak Kacper wygląda dziś
