Strona 1 z 31

Buro-biało-bure szczęście

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 8:24
przez boniantos
Ponieważ po różnych perypetiach ten wątek stał się naszym wątkiem codziennym, wrzucam tutaj linki do naszych historii poprzednich.
viewtopic.php?f=13&t=85173&start=0 - historia Antosia (Andy, Anduś) i o tym jak trafił do nas (dziękujemy malinka1 i pisokot :1luvu: :1luvu: :1luvu:) i dołączył do Bonifcia

znaleziony Bonifcio:
Obrazek

i dzisiaj:
Obrazek

tak wyglądał jak wyziębnięty Antoś próbujący ogrzać się w urzędzie:
Obrazek

a tak wygląda teraz:
Obrazek


nasza krótka przygoda z tymczaskami:
viewtopic.php?f=13&t=104304&hilit=bursztynowooka Bursztynowooka Minka
viewtopic.php?f=1&t=107145&hilit=pirat+i+karotka Karotka - drobna wystraszona Kotka
viewtopic.php?f=13&t=107960&hilit=karmelka Morelka i Karmelka - kilkutygodniowe, kolorowe siostrzyczki
potem nastał konflikt, który przyczynił się do zaprzestania tymczasowania :( i rozpoczął ten wątek. A potem było już na szczęście tylko lepiej :)

Witam,
mam wielki problem. Mam dwa ok. 2 letnie kastrowane koty. Razem żyły w zgodzie od roku. Od grudnia zaczęłam tymczasować. Nie było nigdy problemów z akceptacją tymczasów. Bonifcio - szef, zawsze kilka razy syknął, potem bez problemu przyjmował nowych. Antoś - bardziej przyjacielski też nigdy problemów nie robił.

3 tygodnie temu wzięliśmy na tymczas 2 2-miesięczne koteńki. Za wcześnie odłączone od mamy szukały ukojenia w kocich ramionach ;). Bonifacy opiekował się nimi, tulił, lizał główki. Pozwalał się ssać 8O. Ssały go obie.

Wszystko zaczęło się podczas wizyty przedadopcyjnej. Duzi przyszli ze swoją kotką. 12-letnią, niesterylizowaną (zastrzyki hormonalne) kotką. Po chwili między naszymi kotami wybuchnęła agresja. Nie syczenie, stroszenie. Dzika agresja, z przeraźliwym jazgotem. Koty się pogoniły, kotłowały. Trzeba je było siłą rozdzielać. Rozdzieliliśmy je na czas wizyty. Po wyjściu Dużych wypuszczone koty zachowywały się normalnie więc zrzuciliśmy wszystko na tę kotkę. Że o nią poszło. To było w sob. W pon. jedna z kotek pojechała do nowego domu. Druga została.

Wczoraj, w czw. rano TŻ nadepnął Antka na ogon. Głośny miauk wywołał histeryczną agresję. Bonifacy rzucił się na Antka zajadle i zaciekle jazgocząc. Jak działkowe dziki.
Rozdzieliliśmy je i izolujemy. Wczoraj cały dzień Bonifacy chodził podminowany, jak pantera i in. koty w zoo. Taki napięty, niespokojnie krążący. I cały czas miauczał. Troszkę mu przeszło wieczorem. Od weta dostał relanium w zastrzyku, ale nie zauważyłam aby pomogło. Dziś idziemy po inny lek. Rano wydawał się spokojniejszy - test gdy trzymany na rękach i zobaczył 2. kota - nie był agresywny, był dobrze rokujący, więc zestawiliśmy go na ziemię. Koty przeszły obok siebie tak po prostu. Nie minęła minuta i jazda zaczęła się na nowo.

Mieszkanie podzielone mamy teraz na 2 części. Wymykamy się z jednej do drugiej aby jakoś funkcjonować i być trochę z każdym kotem. Antek się tuli, jest wystraszony. Bonifacy się zrobił strasznie przytulasty. Dużo bardziej się przytula, mruczy. Wczoraj zachowywał się jak w rujce. Mrauczał, miauczał, przytulał się i ocierał. Teraz jak siedzę z Antkiem to znów łazi niespokojnie po swojej części i miauczy przeraźliwie.

Małej kotki od wczoraj południa już u nas nie ma. Na razie niczego to nie zmieniło. Lekarz podejrzewał, że może Bonifacy za bardzo wczuł się w rolę mamy, że może w zw. z tym jest ta agresja.

Czy ktokolwiek spotkał się z czymś podobnym. Czy nasze ukochane koty będą jeszcze mogły razem funkcjonować? Feliway i zaraz Bach zamówiony. Ale to za mało... co robić?
Jesteśmy załamani.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 8:53
przez pisiokot
Gosiu, sama ze swojego doświadczenia nic mądrego nie podpowiem :(.
Mimo tłumu kotów w naszym małym mieszkaniu poza typowymi kocimi kłótniami na szczęście większych problemów nie było.
Może spróbuj napisać do ktoregoś z behawiorystów z tej listy http://behawiorysci.pl/modules.php?name ... ew_topic=2.

Podobno też w naszym schronisku pracuje jakaś behawiorystka - zadzwoń i zapytaj o nią. Może coś podpowie. Najważniejsze wg mnie to dociec, co się dzieje w kociej głowie. Wtedy łatwiej będzie coś zadziałać.
Współczuję sytuacji i wierzę, że jest przejściowa.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 9:00
przez boniantos
Dziękuję pisiokotku za wskazówki. Zarejestrowałam się już na stronie, przeglądam. Strasznie mi przykro, mam nadzieję, że to wszystko minie.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 9:10
przez xandra
nastąpiło coś, co zachwiało dotychczasowy układ w domu
niekastrowana samica pachnie tez inaczej
dobrze że zamówiliscie Bacha i Feliwaya - na teraz, na szybko - "rytuał" ponownego połączenia kotów, osobne pokoje, wymiana zapachami, za jakiś czas (jutro, pojutrze?) zamiana pokojami
duuużo pieszczot, spokoju
a potem jednego wypusc, drugi niech będzie nadal zamknięty, ale niech się wąchają przez drzwi
i odwrotnie
potem karmienie razem, ale nie jakoś bardzo blisko i znów separacja

no, na szybko :)
powinni się "złączyć" znów, bądź dobrej mysli :)

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 9:56
przez Fredziolina
Ja tez myślę, że kocica wniosła zapach który rozwścieczył kocury.

Mieliśmy podobną lecz nie końca identyczna sytuację.
Fred (rezydent) od momentu pojawiania się maleńkiej znajdy Brzydkiego nigdy nie przejawiał agresji.
Jednak po powrocie Brzydkiego z kastracji ich przyjacielska płaszczyzna nagle zniknęła.
Zapachy, które przyniósł Brzydki spowodowały agresje obu kocurów wobec siebie.
Fred na widok Brzydkiego dostawał szału, Brzydki na widok Freda wył jak dzika dzicz 8O
Dochodziło miedzy nimi do strasznej szarpaniny z rykiem jednocześnie.
Myślałam że oszaleje, bo w małym dwupokojowym mieszkaniu (niedomykające się drzwi) nie dało rady ich izolować.
Na szczęście Brzydki już miał swój dom, który zwlekał z jego odbiorem z powodu remontu.
Sprowokowaliśmy domek by zabrał Brzydkiego i wtedy wrzawa zupełnie ucichła.
Brzydki zniknął z pola widzenia to i Fred się wyciszył.

Rybcie, staram się nie zapraszać do siebie przyjaciół/znajomych/adoptujących z ich kotami, bo zdaje sobie sprawę, że obecność obcego kota może zakłócić relacje rezydentów.

Myślę, ze Faliway okaże się skuteczny.

Trzymaj się!

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 10:21
przez boniantos
teraz będę mądrzejsza... jeżeli kiedykolwiek jeszcze zdecydujemy się na tymczasa :roll:

mam nadzieję,że farmakologicznie póki co coś się zadzieje. czekam na feliweya i bacha. napisałam do behawiorystów. Sam upływ czasu póki co nic nie daje :(.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 12:36
przez ryśka
Minęło zbyt mało czasu, emocje muszą się wyciszyć :) Teraz najważniejsze są dwie sprawy:
- nie dopuszczanie do ponownych starć (a więc tymczasowa izolacja, a następnie stopniowe, ostrożne, budowanie relacji kotów na nowo);
- umożliwienie kotom wyciszenia się, nie dokładanie oliwy do ognia (a więc - żadnego karcenia itp.);

Powrót do "normy" może potrwać nawet miesiąc lub dłużej.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 13:15
przez kalewala
rybcie pisze:teraz będę mądrzejsza... jeżeli kiedykolwiek jeszcze zdecydujemy się na tymczasa :roll:


Rybcie, to nie tymczas spowodował konflikt - tylko niewysterylizowana dorosla kotka.

Na pewno musisz dać kotom i sobie czas na wyciszenie.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 19:01
przez boniantos
pisiokotku napisałam na tym portalu behawiorystycznym, szybko dostałam kontakt do łódzkiego specjalisty. Na Woronicza1/3 zaraz koło dw. Łódź Żabieniec. Pan doktor sprawił na mnie bardzo dobre wrażenie. Powiedział, że nie wiadomo na pewno, ale kotki mają szansę wrócić do dawnego układu. Choć może być i jak u ludzi, kiedy padnie o jedno słowo za dużo :(. Ale będziemy walczyć i czekać.

Długo rozmawiałam z panem doktorem. Nie wiadomo co dokładnie spowodowało to zachowanie. Lekarz łączył wszystkie czynniki jako nieszczęśliwy splot, tj. ta kotka niewysterylizowana, bardzo silne uczucia do tych maleństw (obce osoby, obcy zwierz, odebranie) i do tego ogólne takie pobudzenie kotków w związku z ich wiekiem i dojrzałością, które podobno w tym okresie wiosennym może nasilać konflikty.

W każdym razie powiedział, że bez farmakologii się nie obejdzie. Koty oba dostały krople (Catosal) tylko Bonifcio w większej dawce. Powiedział, że z jego doświadczenia powinno to przynieść efekty. Po 4-5 dniach będzie widać jak koty reagują na lek, bo wtedy dopiero będzie jego odpowiednia ilość w organizmie. Tak jak napisała ryśka - zalecił pełną izolację bez kontaktu nawet wzrokowego i wyciszanie kotów (dziękuję ryśka za pomoc i PW). Też zapowiedział, że powrót do normalności może potrwać i kilka miesięcy. To dlatego będę już bała się wziąć tymczasa :(. Co innego brak akceptacji dla "intruza", co innego wewnętrzna wojna :(. Nie zdawałam sobie sprawy, że psychika i relacje łączące zwierzęta mogą być tak kruche. One nigdy do tej pory nie zrobiły sobie nic złego nawet w zabawie czy siłowaniu. Nawet do obcych takie nie były. Nikt nie mógł przypuszczać takiego rozwoju sytuacji.

Mówił, że działanie Feliwaya w stosunku do ceny jest słabe, ale jako wspomagacz oczywiście nie zaszkodzi. I tak już zamówiłam, więc niech będzie. Zalecił też, że ponoć dobrze działa, RC calm. A ja właśnie czekam na zamówione 4 kg karmy dla kastratów :(. No i biorąc pod uwagę wszystko powyższe, na razie musimy zaczekać i zobaczyć efekty. Bach na 2 koty + powyższe póki co trochę nas przerasta. Zobaczymy jak zadziałają leki i w razie czego wtedy sięgniemy po Bacha.

Całe szczęście w tym wszystkim, że nie wypalił nam ten urlop planowany (wyjazd we wtorek). Do maja trochę czasu. Zawsze to już coś.

A oba kociaste spragnione kontaktu jak nigdy. Bonifacy wskakuje sam na kolana, uporczywie łazi po klawiaturze. Z Antkiem dziś spałam, nawet brzusio dawał głaskać z lubością, mimo ze to raczej obszar tabu. Musi być dobrze kotuchy! Za bardzo Was kochamy, abyście o jakiegoś focha mieli nam tu rodzinę rozbijać! W garść się brać i już!

Bardzo dziękuję za wszystkie rady, które się pojawiły. Wasza obecność pomaga. Wymiana doświadczeń również.

Połowę dawki dziennej podałam od razu po przyjściu. Bo mają dostawać 2 x dziennie. Antoś 1ml, Bonifcio 2ml. Na szczęście wchodzi im bez problemu podane do jedzenia :). Bonifacy nie krąży już jak puma w zoo. Jest spokojniejszy. Niestety, mimo, iż był spokojniejszy już rano - podjęta próba a potem przypadkowe spotkanie przez łazienkowe kratki pokazały, że nie wystarczyło przespać się z problemem. Teraz jest już pełna izolacja i mam nadzieję, że żaden nam między nogami nie przeleci. Żal mi, bo przy takim trybie życia, jeden z ich jest sam. Mieszkanie podzielone, staramy się bywać i tu i tu. Ale łatwo nie będzie.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 19:11
przez pisiokot
Mam nadzieję, że zastosowanie tych wszystkich mądrych rad + medykamenty + Wasza miłość i cierpliwość odniosą skutek. Na pewno. Trzeba tylko czasu.

Kciuki trzymam.

edit: swoją drogą patrz - gdy rozmawiałyśmy o zagrożeniach związanych z przyjmowaniem tymczasów pod swój dach, to głównie martwiłyśmy się o choroby, o zdrowie, to fizyczne. A jak widać kocia psychika to też bardzo delikatna materia, z którą trzeba bardzo ostrożnie.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Pt mar 12, 2010 19:30
przez boniantos
o tym samym rozmawiałam dziś z lekarzem i wspominałam z TŻ ;)

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Nie mar 14, 2010 9:41
przez boniantos
no i póki co żyjemy tak sobie w mieszkaniu podzielonym na 2 części. Całe mieszkanie i sypialnia (nocne przytulanie) są Bonifacego, duży pokój (obiad, śniadanie weekendowe, TV) Antosia. Wchodząc do pokoju np. jak przynosimy śniadanie, to przez drzwi ustalamy jeszcze czego brakuje i ostrożnie przynosimy nie niosąc zbyt wielu rzeczy w ręce aby mieć swobodę otwarcia drzwi, przypilnowania kotów i szybkiego za sobą zamknięcia. Kotki płaczą jak zostają same, serce pęka. Troszeczkę się jakby zaczynają przyzwyczajać do podziału, ale widać, że ta sytuacja jest trudna dla nich. Są nas strasznie stęsknione. Wtulają się jak mega miziaki, zawsze lubiły głaskanko, ale teraz to mi się kojarzy raczej z dziećmi-sierotami. Od razu po wejściu przytulają się i nie odstępują na krok. Wtulają się całym swoim ciałkiem. A potem popłakują jak zostaną same. Nie wiem czy tęsknota za nami (też) czy jakiś lęk w związku z tym co się stało i tymi wszystkimi zmianami.

Bonifcio już nie miauczy tak przeraźliwie. Raczej tęskno, podobnie jak jest zamknięty w transporterku i jedziemy do weta. I nie patroluje tak terenu nerwowo jak puma. Antoś jest cały czas trochę wystrachany. Dziś rano jak weszłam do pokoju, to ogon miał puchaty na maksa grubości niemal swojego tułowia. Nie wiem czy poznamy kiedy można spróbować. Nie wiem co zrobię, jak po miesiącu rozłąki okaże się, że one nie mogą razem żyć. Na razie dobija mnie to wszystko. Tak bardzo tęsknię za dawną normalnością.

Leki podajemy, na szczęście wylizują talerzyk do czysta :). Na początku tygodnia przyjdzie Feliway, więc chyba na noc, kiedy Bonifcio z nami śpi będzie włączony w sypialni, a na dzień, kiedy może być w różnych pokojach - będzie dostawał Antoś.

Cieszę się, że przy tym wszystkim Karmelcia (ta mała koteńka) ma chociaż spokojny kąt w kochającym DT u Sis i nie ucierpi na tym psychicznie.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Nie mar 14, 2010 10:27
przez iwona66
przytrafiło się takie zachowanie i moim kotom ,co prawda dość dawno temu
ale sprawczyni tych zajść żyje sobie nadal, po latach obserwacji właśnie jej
stwierdziłam że ,jest to takie ,cięzko w słowa ubrać ,zazdrościo - nadopiekuńcze
przykładając do Twojego Bonifacego ratował swojego Dużego pomimo tego że z bólu
mordkę darł Antoś .
Moja Mrówka nadal sobie zyje i ma takie właśnie zachowania ,ważnym elementem
jest obcięcie agresorowi pazórów - on szybko skapuje że nie ma czym się rzucać
i powinien ,choc nie musi odpuścić.
Poza tym z własnego doświadczenia wiem że trzy koty w tym jedna panna
to tragedia ,juz miałam dwa takie stada ,porażka :roll:
Branie na tymczas nowych kotów bedzie tylko potęgować stres i napięcie które
moze być wyładowane właśnie na Antosiu :?
Ciężko to przełożyc na słowa ale takie izolownie nie rozwiąze sprawy ,u mnie od
pażdziernika włączony jest feliwej ,ostatnio dołaczyłam suchą karmę dla nerwowych
kocica więcej przesypia ,ale ma już 10 lat i swoje widzimisie ,cały czas w momencie
wrzasku któregoś z kotów leci z furią interweniować - obecnie wrzeszczą młode ,i ma
dylemat które ratować -
niedawno ratowała młodego przed "złą" kotką i tak w kółko.
Trudne jest ustabilizowanie stada aby było ok. :ok:
to z moich obserwacji kotów od 20 lat :kotek: :ok:

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Nie mar 14, 2010 10:58
przez Szura-najmysi mama
Nie wiem czy pomogę, ale może.....
Mam w stadzie kotów kotkę domową. Wszystkie koty żyją zgodnie do momentu wysokiej ciąży u którejś z kocic. Wtedy zaczyna się wybuch agresji u przyszłej mamuśki. Atakowana jest koteczka domowa. Wystarczy, że miauknie lub pojawi się w zasięgu wzroku aby zaczęła się awantura. Do czasu porodu i odchowu kociąt musi być izolowana w osobnym pokoju. Agresja wygasa jakoś tak tydzień po odejściu kociąt do nowych właścicieli, albo jeśli kocięta zostają dłużej, od momentu kiedy kotka zaczyna maluchy przeganiać podgryzając po uszach.
Być może, kocur poczuł się tak bardzo mamą że bronił kociąt przed "agresorem".
Może wystarczy trochę poczekać, a agresja sama wygaśnie.

Re: pomocy- niepohamowana agresja po roku wspólnego życia :((

PostNapisane: Nie mar 14, 2010 12:45
przez boniantos
iwona66 pisze:...Ciężko to przełożyc na słowa ale takie izolownie nie rozwiąze sprawy ,u mnie od
pażdziernika włączony jest feliwej ,ostatnio dołaczyłam suchą karmę dla nerwowych
kocica więcej przesypia ,ale ma już 10 lat i swoje widzimisie ,cały czas w momencie
wrzasku któregoś z kotów leci z furią interweniować
- obecnie wrzeszczą młode ,i ma
dylemat które ratować -
niedawno ratowała młodego przed "złą" kotką i tak w kółko.
Trudne jest ustabilizowanie stada aby było ok. :ok:
to z moich obserwacji kotów od 20 lat :kotek: :ok:
kurcze, mało to pocieszające :cry:. Cały czas mam nadzieję, że skoro wszystko zaczęło się tak naprawdę tydzień temu wywołane sporym zamieszaniem, a wcześniej rok żyły naprawdę zgodnie, to że da się jeszcze przywrócić poprzedni układ. Poza tym to koty młode, do tej pory przyjacielskie i towarzyskie, nie po przejściach. Pragnę tego jak niczego innego :(.

dziękuję iwona66 i Szura za pojawienie się i głos na wątku :). Dzięki za wsparcie :).