Nasza przygoda z forum zaczęła się tam:
viewtopic.php?f=1&t=24647Tam się witaliśmy we własnym wątku, chwilkę dosłownie po przywiezieniu do domu 3 kota.
Trochę czasu od tego momentu minęło, trochę nam się stado rozrosło
Krótka prezentacja:
1. OnetAdoptowany od wolontariuszki Fundacji "Canis". Mój pierwszy kocur. Strachulec i boidupka. Na dzień dobry schował się przed nami i nie można go było nawet obejrzeć. TŻ już marudził, że nie chce takiego kota - ale ja się uparłam, bo ja już przecież Onetowi dom obiecałam.
Wzięliśmy Oneta. Pół roku czekaliśmy, aż pozwoli się dotknąć. Kilka kolejnych miesięcy, a zaczął przychodzić do łóżka. Ze 3 lata były potrzebne, żeby przestał chować się przed naszymi gośćmi i działać w trybie kota wirtualnego.
Nadal nie pozwala się brać na ręce, próba złapania = atak paniki. Ale wystarczy położyć się na łóżku, a zaraz jest obok, traktorkuje i wywala brzuch do głaskania.
Lubi inne koty, zwłaszcza zapasy z Maluccim i dręczenie Inki
2. InkaZ tego samego źródła co Onet. Sama sobie nas wybrała i powiedziała, że chce być nasza. Przykleiła się do nas i kokietowała. Przekonująca była, zamiast 1 wynieśliśmy stamtąd 2 koty
Naszą znajomość zaczęliśmy od leczenia, bo Inka trafiła do nas niedoleczona, z przewlekłym zapaleniem jelit. Ale po kilku miesiącach udało się unormować sytuację i Inka nie ma już z tym problemu.
Jest całkowitym przeciwieństwem Oneta - nie boi się nikogo i niczego. Lubi wszystkich naszych gości, wychodzi ich witać w progu. Kocha się przytulać, wylegiwać na kolanach, śpi z nami pod kołdrą.
Ma swoje zdanie na różne tematy i częsta z nami dyskutuje
O tym co kotu wolno, a czego nie najchętniej
3. Malucci vel LulekMoja pierwsza forumowa adopcja. Malucci przyjechał do nas z Częstochowy od aguś, która rudą kupkę kociego nieszczęścia znalazła, wyleczyła, odchuchała i zgodziła się nam powierzyć.
Pan hrabia niedotykalski. Nie toleruje brania na ręce ani na kolana. Ale śpi na mojej poduszce i robi mi aureolkę wokół głowy. Zgadza się na głaskanie po łebku, ewentualnie po grzbiecie. Tyłeczek i brzuszek są tabu.
Kocha kurczaka, gardzi suchym. Ostatnio łaskawie jada mokrą Bozitę. Ale zawsze największą radość sprawia mu kurzy cycek podany przez pana. Bo pan, jak na dobrze wychowanego sługę kota przystało, cycek sparzy, ochłodzi, odciśnie, usypie odpowiedniego kształtu górkę i poda kotkowi pod nos. Zachęcając go czule do konsumpcji. Nawet o 5 rano
4. BlusiaAdopcja forumowa nr 2. Podwórkowa dzikuska złapana przez Elżbietę P. na sterylkę. Ponieważ była spokojna i miła, no i piękna zjawiskowo, Elżbieta postanowiła poszukać jej domu. Zobaczyłam te oczy i przepadłam. 2 dni później Blusia zamieszkała u nas.
Jest kotem 1 człowieka - moim kotem. Przez długi czas tylko mnie tolerowała, mój TŻ nie był nawet uprawniony do głaskania. Ostatnio trochę jej się zmieniło pod tym względem, zrobiła się bardziej przymilna i TŻ dostępuje zaszczytu głaskania. Ale nadal to ja jestem nr 1.
Niegdyś trzęsła całym stadem i ustawiała sobie wszystkie koty stałe i tymczasowe. Od roku ma problemy SUK-owe, zrobiła się bardziej lękliwa i wycofana wobec kotów, za to niesamowicie przylepna wobec nas.
5. Rezeda vel DzidziaJedna z Panien Prażanek, miotu piekielnych tymczasek, które zabrały mi kilka miesięcy życia i sporo nerwów
Prażanki miały być ślicznymi, miłymi kociaczkami do szybkiej adopcji. Śliczne i miłe były niewątpliwie, gorzej z tą resztą... Zaraz po przybyciu do nas zaczęły chorować, a skończyły jakieś pół roku później
W tak zwanym międzyczasie okazało się, że Rezedzia jest kotem specjalnej troski - ma genetycznie zniekształconą mordkę, dość płaski nosek, niedomykający się pyszczek, wiecznie wystający jęzorek i powieki tak wywinięte, że blokują kanaliki łzowe.
Okazała się też cudownym pluszowym miśkiem, którego można nosić, przytulać, całować, miętosić, tarmosić etc. - a ona wszystkie te zabiegi przyjmuje z zachwytem i mruczeniem.
Poza tym Rezedzia ma w sobie dziecięcą naiwność i niezachwianą wiarę w to, że świat jest dobry, a wszyscy ją lubią.
Wpadliśmy. 5 miesięcy po przyjęciu Panien Prażanek zrozumieliśmy, że Rezedzi nikomu nie oddamy.
6. Narcyz vel CyzikJeden z miotu Giełdowych Kwiatuszków - kociaków z giełdy kwiatowej. Razem z siostrą został adoptowany przez ówczesną forumowiczkę. Był w tamtym domu 11 miesięcy. Po tym czasie wrócił do nas - bo sika, bo jest agresywny, bo nigdy się nie oswoił.
Agresji żadnej nie stwierdziliśmy. Sikanie owszem - miał kryształy w moczu. Zjadł worek urinary i sikanie mu przeszło. I faktycznie, ludzi niezbyt lubi. Są mu potrzebni do podstawiania miski. Kocha za to inne koty, uwielbia ganianki, duszenie i inne bandyckie
zabawy.
Pomyśleliśmy, że może być dobrym kandydatem na dokocenie, do jakiegoś innego towarzyskiego kota. Znaleźliśmy mu taki dom (też u ówczesnej forumowiczki). Wrócił z niego po 1 dniu.
Jeszcze nie traciliśmy nadziei, jeszcze były ogłoszenia i nawet jakieś zainteresowane osoby. Ale ciągle to nie były te domki.
Po roku bezowocnych poszukiwań odpuściliśmy i przyjęliśmy Narcyza do stada.
7. Ramona vel KofiSiostra Rezedzi, czyli też Panna Prażanka. W kocięctwie znana jako Uciekająca Dupka - ci, którzy śledzili wątek Prażanek na pewno pamiętają tego piekielnego kota i jego wypadający odbyt
Jako pierwsza opuściła nasz dom, by wrócić do niego po 1,5 roku. Bo sika i nic się nie da z tym zrobić. Owszem sikała i sika, także u nas. Bo ma nawracające kryształy, ciągle to leczymy.
Pierwsze dni były koszmarne, Kofi - wcześniej rozpieszczona jedynaczka - kompletnie nie radziła sobie w naszym stadzie i na naszych zasadach. Stopniowo coraz lepiej się przystosowywała, w czym niemały udział miała jej siostra. Rezedzia zaczepiała i kokietowała Kofi tak długo, aż w końcu czarna skapitulowała i zaprzyjaźniła się z siostrą. Teraz żyć bez siebie nie mogą. Więc postanowiliśmy ich nie rozdzielać.
8. ZającOdłowiony na jednym z warszawskich podwórek - karmicielka poinformowała nas o grupce chorych kociąt, poprosiła o pomoc. Maluchy miały trafić do nas tylko na leczenie kociego kataru, jednak okazały się bardzo chore. Zając oprócz kk miał poważne zapalenie uszu i zaburzenia neurologiczne.
Wyleczyliśmy infekcję, wyleczyliśmy grzybicę, odpaśliśmy. Okazał się kotem idealnym - niesamowicie towarzyskim, pogodnym, w miarę grzecznym
Ogromnym pieszczochem, który sam wpycha się na kolana, ugniata, mruczy, daje buziaczki. W nocy śpi wtulony w człowieka pod kołdrą.
Piękny, mądry i kochany - czego chcieć więcej?
Skoro już taki egzemplarz wzorcowy się trafił, został z nami.
Za Tęczowym Mostem:
Koza \*/Odeszła 13 czerwca 2012 r.
Kotka wyrwana z domu chorej psychicznie kobiety. Około 15-letnia, o wadze 1,8 kg. Lejąca się przez ręce. Przeraźliwie brudna i zapuszczona. Chudy szkielet obciągnięty lichym futerkiem.
Jak ją pierwszy raz zobaczyłam, przeraziłam się. Zapytałam naszego weta, czy w ogóle warto próbować. Powiedział, że warto, chociaż dawał jej góra rok życia. No to spróbowaliśmy.
2 miesiące dożylnych kroplówek zanim zaczęła jeść. Zastrzyki, leki, dieta. Ciągła huśtawka - bo jadła, a teraz nie chce; bo wymiotuje po lekach, a bez leków ma okropną biegunkę. Cudowanie nad karmieniem, sposobami leczenia. Gdzieś w międzyczasie mój TŻ pękł i zapowiedział, że Kozy nie odda.
No to została. Przeżyła u nas 3 lata i 7 miesięcy. Potem musieliśmy się pożegnać...