Ja o kotach marzyłam od zawsze, zresztą mój TZ również, on może nawet bardziej, niż ja. Ale ciągle mieszkaliśmy na stancji (zresztą do dziś mieszkamy) i wydawało nam się, że musimy poczekać do momentu, kiedy będziemy mieć swoje własne mieszkanie. Ale rok temu nasza koleżanka dostała od swojej koleżanki kotka i ja się wtedy strasznie popłakałam, z czystej zazdrości
. Nigdy nikomu niczego nie zazdroszczę, ale tym razem nie mogłam sobie dać rady. Wtedy TŻ powiedział, że właściwie, czemu mamy nie mieć. Skoro tyle zwierząt mamy właśnie na tej stancji, to co nam zaszkodzi jeden mały kotek. W tym czasie odnalazłam Forum i dowiedziałam się, że dwa koty są lepsze, niż jeden
.
Kilka dni potem zobaczyłam na naszym sklepie ZOO ogłoszenie o dwóch kotkach. Byłam zdecydowana na 100%. Nie interesowało mnie, jak one będą wyglądać, ile mają miesięcy. Zadzwoniłam tam, tego dnia kupiłam też całkowitą wyprawkę i już tego wieczoru Pacanek i Szelma byli u nas
. Mogę śmiało powiedzieć, że to był jeden z najcudowniejszych dni mojego życia. Do teraz uwielbiam wspominać wszystko, co było tego dnia, że było zimno, że wiał straszny wiatr i padał śnieg z deszczem, co jadłam na obiad, a potem co czułam, gdy je zobaczyłam.
A potem to już nic nie było zaplanowane. My naprawdę wtedy chcieliśmy mieć tylko dwa koty. Ale co mieliśmy zrobić, kiedy zobaczyłam małą Krótką jedzącą na śmietniku jakieś resztki? Umarłabym z niepokoju i strachu o nią. I tak się zastanawiałam, bo to jednak ta stancja, te złe warunki, ale TŻ zdecydował, że musimy koniecznie po nią iść. I tak zamieszkała z nami Króciaczka. Po początkowych trudnościach (zaraziła naszych rezydentów katarem), w naszym stadzie zapanowała zgoda i miłość
.
Właściwie wtedy w dalszej perspektywie mieliśmy zamiar mieć cztery koty, ale to kiedyś, bo mój TŻ bardzo chciał mieć w przyszłości kota rosyjskiego niebieskiego, ale zdarzyło się inaczej. Półtora miesiąca temu gdy wracałam do domu ze sklepu spotkałam bezdomną koteczkę, która bardzo chciała iść ze mną. Nie wierzyłam, że pójdzie naprawdę aż do samego domu, ale ona poszła. To ją wpuściłam. Wredka była strasznie dzika, gryzła nas do krwi, nie dała się wcale dotknąć, ale czego nie robi podejście pełne miłości
. Jest coraz lepiej, gryzie naprawdę tylko symbolicznie. Pacanek i Szelma jej nie lubią i ją trochę zwalczają, ale to się ułoży, wiem to. Za to Krótka ją lubi, a ona lubi Krótką, więc nie jest osamotniona. Chyba już ją kocham, zresztą jest jedynym kotem, który śpi w nocy wlepiony w moją szyję. I wtedy naprawdę nie gryzie.