Strona 1 z 2

Jak oswoić stuprocentowego małego dziczka.

PostNapisane: Nie lis 23, 2003 20:50
przez Dorcia
Może ktoś mi poradzi . Kiciuś ma 3-4 miesiące i jest taki dziki, że ............ Warczy, syczy, ucieka, drapie, gryzie.
Co zrobić ?

PostNapisane: Nie lis 23, 2003 21:02
przez ryśka
1) Pokochać.
2) Poświęcić dużo, bardzo dużo czasu.

PostNapisane: Nie lis 23, 2003 21:06
przez zuza
Zdaje sie, ze pani Irena "sprzedawala" know how co do oswajania. Ale i tu na pewno sie specjalisci znajda :-)
Ja wiem tylko, ze lagodnie gadac nalezy.

PostNapisane: Nie lis 23, 2003 21:57
przez Dorcia
ryśka pisze:1) Pokochać.
2) Poświęcić dużo, bardzo dużo czasu.


Złapałam i
1. Powiedziałam mu, że go kocham,
ale chyba narazie mu to " wisi "
2.Przycisnęłam do wersalki i głaskałam, głaskałam, głaskałam i mówiłam , mówiłam, mówiłam , spokojnym głosem.

Dobrze, że mnie nikt nie widział.

PostNapisane: Nie lis 23, 2003 22:25
przez zuza
:lol:
Zycze sukcesow :-) Z dnia na dzien powinno byc lepiej :-)

PostNapisane: Nie lis 23, 2003 22:54
przez Dorcia
oby.............. 8O

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 1:38
przez ARKA
Ja oswaialam, za rada oczywiscie, malucha, ok 2,5 m-c, tak: Jedzenie tylko przy mnie stalo ja siedzialam na ziemi-musial podejsc. Jak nie podszedl nie ma papu aby oswajal sie 'dobrowolnie' :wink: z bliskoscia czlowieka. Pare razy dziennie 'gadzine' w kontenerek-gdzies tak na pol godziny, stawialam na blacie kuchennym, jak robilam cos w kuchni a jak bylam gdziekolwiek indziej to stal w kontenerku tez blisko mnie, ale tak na poziome stolu aby mogl sie porozgladac. Poszlo dobrze. Pewnego dnia, jak juz zjadl a mruki takie zdaleka juz odstawial ze nie wiem, cap na kolana i tak juz zostalo. Moj byl bardzo dziki. Juniorek, pojechal za Poznan :lol: do nowego domku.

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 1:47
przez Ofelia
Kiedyś, znana niektórym, Zosia pisała jak to w USA robią. Było coś o trzymaniu w klatce i przychodzeniu parę razy dziennie na godzinę, więcej i przebywanie z nimi. Żeby nie mogły nigdzie zwiać.

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 2:17
przez Ewik
Kiedys moj ojciec przywiózł mi maleńka kicie która pojawiła sie nagle na posesji jego warsztatu. Nie wiem jakim cudem ale złapał kociaka w jakąs naprędce sklecona pułapke i przywiózł mi do domu. Kocia była dzika jak cholera, fukała, warczała i generalnie udawała ogromnie groźną. Miałam ta jednak przewage ze siedziała w transporterku więc nie miała gdzie przede mna uciekać. Pamiętam ze to była jesien a ja miałam jakis porozciagany, grubaśny sweter. Zawinełam sobie rękaw na dłoń, bo kocie biło łapiną, otworzyłam drzwiczki i powolutku, 1 cm/min :) podsuwałam ta dłoń w jej kierunku. Kocina sie pluła jak najęta ale ja twardo swoje. Po wielu, wielu minutach które chyba trwały wiecznośc udało mi się dotrzeć do jej pyszczka i wtedy delikutaśno zaczęłam ja miziać. Kocia sie zdziwiła bo nie bardzo wiedziała o co biega ale zaczęła sie powolutku uspokajać. Po kilkunastu minutach takiego miziania zaryzykowałam, wziełam ja pod paszki i wyciagnęłam z transportera. Paniki trochę było, znowu biedne zaczęło fukać a ja cabas ja na kolana i na kanapę. Wtuliła sie bidunia taka sztywna w moją pazuche i ze strachu w ogóle sie nie ruszała. No to ja znowu mizianki...Do dzis pamiętam jak kocinka stopniowo sie luzowała, jak sie robiła coraz bardziej mięciutka az w końcu spokojnie sobie...usnęła :) Po tym wszystkim kot był mój :) A trwało to tylko jeden wieczór...Moze nie przyciskaj do wersalki a do siebie po prostu? Pozdrawiam i powodzenia :)
Aha, przypomniałam sobie, mój ojciec złapał ja na podbierak na ryby :D Bo to dzik był!

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 9:06
przez Mysza
Dobrz robisz :) Głaszcz, głaszcz, przemawiaj.
U mnie dwa dzikuski miały swój azyl w łazience i przez dwa dni dałam im całkowity spokój. Dużo siedziałam w łazience, przemawiałam. Dopiero później łapałam (uważając by mnie zbytnio nie podrapały i nie pogryzły), brałam na kolana i głaskałam. Kociaki były mocno zestresowane, ale powoli, powoli, uspokajały się.
Dobrym sposobem okazało się też zachęcanie ich do zabawy piórkami na patyku lub myszką na sznurku (nie stresował ich bezpośredni kontakt z moją ręką). Jak już maluchy wciągnęły się do zabawy to tak machałam zabawką, by musiały przebiegać po moich nogach (siedziałam na podłodze). Na początku się bały ale załapały, że moje nogi nie są groźne ;) To też je jakoś oswajało.

I branie kota ze sobą (co jakiś czas) do kuchni lub do pokoju w kontenerku, by Cię obserwował to też dobry pomysł.

A oczywiście główną sprawą jest pokochanie kociaka i okazanie mu tej miłości, nie zniechęcanie się :)

Re: Jak oswoić stuprocentowego małego dziczka.

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 9:15
przez Raddemenes
Dorcia pisze:Może ktoś mi poradzi . Kiciuś ma 3-4 miesiące i jest taki dziki, że ............ Warczy, syczy, ucieka, drapie, gryzie.
Co zrobić ?


No cóż - może i nie jestem autorytetem, ale jakiem Raddemenes rzeknę...:-)

Poprostu zostaw w świętym spokoju... Nic na siłę, a miłości głaskaniem koci, że aż pewnie łzy od ciśnienia krwi się pojawiają - zapewne nie uzyskasz...:-)
Tym bardziej jeśli kocio jest nowym donownikiem....
Zadbaj jednak o wygody i warunki... Czysta kuwetka, pełna miska pyszności, miska wody, jakieś takie małe coś sztucznego "z futerekiem" walającego się po pokoju, lub zwykła kuleczka z kartki papieru... I tydzień, dwa będzie Twój... Ba, musi być Twój... Tylko pamiętaj - nie stresuj i nie wchodź w drogę....

Wszak MY koty mamy "swój świat i swoje kredki", ale przede wszystkim swoje ścieżki...:-)

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 10:07
przez ryśka
Raddemenes - zostawiając kociaki by same doszły do wniosku, że nas lubią, może trwać miesiącami. Dorcia chce im znaleźć domy - nie ma czasu na to, by czekać kilka miesięcy. Więc ja się opowiadam za opcją - jak najwięcej miziać, by się oswajały.

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 10:35
przez Raddemenes
ryśka pisze:Raddemenes - zostawiając kociaki by same doszły do wniosku, że nas lubią, może trwać miesiącami. Dorcia chce im znaleźć domy - nie ma czasu na to, by czekać kilka miesięcy. Więc ja się opowiadam za opcją - jak najwięcej miziać, by się oswajały.


Ano... chyba, że tak.... Myślałem, że to kocię już ma dom...
Ale z drugiej strony - jak natura dzika, to i mizianie może nie pomóc... a wręcz zaszkodzić, prawdaż...?

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 10:40
przez ryśka
Nie 8)
Mizianie nie może zaszkodzić.
Trzeba je tylko umiejętnie dawkować. 8)
Najpierw dzikie kociaki łatwo znoszą mizianie po karku i za uszami. Potem - kiedy już to polubią - można przejść na grzbiet, dopiero potem głowa, szyje. Brzuszek zdecydowanie na końcu, kiedy kociak jest już ufny i domowy.

PostNapisane: Pon lis 24, 2003 10:45
przez Raddemenes
ryśka pisze:Nie 8)
Mizianie nie może zaszkodzić.
Trzeba je tylko umiejętnie dawkować. 8)
Najpierw dzikie kociaki łatwo znoszą mizianie po karku i za uszami. Potem - kiedy już to polubią - można przejść na grzbiet, dopiero potem głowa, szyje. Brzuszek zdecydowanie na końcu, kiedy kociak jest już ufny i domowy.


Ryyyśka.....
Gruuuuuu, mrrrrrrrrrau.... :lol:
Ja też tak chcę.... :D :D :D :D