Kocia tragedia (Warszawa Białołęka), pilnie pomoc i DT

Wczoraj byłam ze swoimi kotami na szczepieniu w lecznicy Dominiki. Siedziałam i czekałam na swoją kolej, kiedy do lecznicy przyszedł pan z pudełkiem... Pudełko po drukarce, owiązane sznurkiem, na górze stara, brudna gąbka. Pan, delikatnie mówiąc, niezbyt pachnący, w stroju "do obory", generalnie facet prowadzący jakieś gospodarstwo. Usiadł koło mnie. Zainteresowałam się, co ma w pudełku i zaczęłam z panem rozmowę. Okazało się, że w pudełku są 4 kociaki, ok. 3 - 4 miesięczne. Chore. Pan mówił, że już ze 2, 3 razy z nimi był, że dostają antybiotyk. W trakcie rozmowy wyszło, że pan ma kotów... "a ze 30, 40 kotów...". Delikatnie zaczęłam go podpytywać o sterylkę, starałam się przekonać, że sterylizacja jest dobra, bo ograniczy ich ilość, nie będą mu chorować, nie będzie musiał do weta jeździć, ale pan nie był chętny do współpracy, powiedział: "może na wiosnę". Ale ogólnie mówił np. że sterylizacja niepotrzebna, bo co trochę jakiś kot pod samochód wpadnie, innego pies zje... Jeszcze wtedy nie myślałam, że jest bardzo źle, byłam przekonana, że to wiejskie koty przychodzące do pana, a pan sobie radzi jak może, skoro jest u weta. Ale wtedy zobaczyłam pyszczek jednego kociaka... Oczy... Których prawie nie ma. Te kociaki z pudełka mogą już nie widzieć. Doktor Kasia, którą podpytałam o Pana, powiedziała mi, że sytuacja jest tragiczna. Że facet ma mnóstwo kotów, raz w miesiącu się pojawia żeby leczyć, ale sobie nie radzi, nie podaje leków. Koty są w złym stanie.
Nie wiem co robić. Trzeba zacząć jakoś działać, ale na razie nie wiem jak. Pan jest trudny we współpracy. Na tę chwilę najpilniejsze wydaje mi się zabranie stamtąd tych kociaków, jeśli mają przeżyć. Powiedział, że je odda, jeśli ktoś będzie je chciał. Tylko potrzebny jest DT dla nich. Kociaki podobno są oswojone. Jeszcze za chwilę zadzwonię do dr Kasi i zapytam o ich stan.
Ogólnie mówiąc, załamała mnie ta sytuacja.
Nie wiem co robić. Trzeba zacząć jakoś działać, ale na razie nie wiem jak. Pan jest trudny we współpracy. Na tę chwilę najpilniejsze wydaje mi się zabranie stamtąd tych kociaków, jeśli mają przeżyć. Powiedział, że je odda, jeśli ktoś będzie je chciał. Tylko potrzebny jest DT dla nich. Kociaki podobno są oswojone. Jeszcze za chwilę zadzwonię do dr Kasi i zapytam o ich stan.
Ogólnie mówiąc, załamała mnie ta sytuacja.