Rozliczenie zaczynamy od prezentacji kotów:


Trzy słodkie maluszki - obraz nedzy i rozpaczy, bez widocznych oczu, KK i świerzb, wychudzone. Przyjechały w pierwszym transporcie jako najpilniejszy przypadek. Dwie dziewczynki i 1 chłopie. Od nich zaczął funkcjonować mój DT. Maluchy dostały imiona Saser, Saga i Kaja. Kotki długo walczyły z nawracającym katarem jak się później okazało miały białaczkę. Walczylismy o maluchy kazdego dnia. Otrzymaliśmy pomoc od dziewczyn z Wrocławia i z klubu ślepaczków. Oczka zostały uratowane. Leczenie jak sie każdy domyśla było bardzo kosztowne. W czasie kiedy nastapiła chwilowa poprawa ich zdrowia zostały zgłoszone do adopcji. Niestety to był sezon letni i panował zastój w adopcjach. Maluchy nie rosły jak powinny, jedynie Saser wygladał lepiej. Dziewczynki były bardzo chudziutkie, watłe i bardzo zasmarkane. Dostawały leki wzmacniające, Viyo dla juniorów, dobre mieso.
Saser 5.10 wszystkie koty zostały przebadane i okazało się że Saser chudnie i wrócił katar. Saser został w lecznicy kilka dni później kiedy nagle zasłabł w domu. Paraliż tylnych nóżek, nagłe wychłodzenie organizmu. Saser odszedł za TM w lecznicy 13.10.09...
Wtedy podjeliśmy decyzję, że sprowadzamy testy białaczkowe aby przebadac wszystkie koty z Wrocławia.
Saga malutka kopia Kaji trudno było je odróżnić. Jednak ona miała najmniej uszkodzone oczka a trzecia powieka nie zachodziła tak całkowicie jak u Kajusi. To była koteczka cichutka, spokojna, ospała. 15.10. została zaszczepiona wtórnie i kilka dni później zasłabła. Saga trafiła do lecznicy na obserwację i natychmiast podjeto działania ratujące życie. 20.10.09 Saga miała pobrana krew na morfologię. Chwile potem odeszła.
23.10. wszystkim kotom z wrocławskiego schronu zrobiono testy. Wszystkie miały białaczkę ( Sasera i Sag e zdiagnozowano na podstawie morfologii). Urodziły sie z białaczką. Sznse na przezycie Kaji były bliskie zeru.
Kaja. Lekarz sugerował uśpienie malutkiej dla jej dobra i dobra stada. Zaczełam szukać innego domu. Trafiłam na miau na watek " nasze białaczkowce" i tam otrzymałam olbrzymie wsparcie psychiczne. Podjełam decyzję o natychmiastowej terapii Kaji lekiem Vibrogen, Choc najdroższy dawał najwieksza szansę na zaleczenie Kaji, choć były również przypadki całkowitego wyleczenia. Kiedy wtedy o tym rozmawiałam kilka osób namówiło mnie na opisanie tego przypadku i poproszenie o wsparcie, bo leczenie tym lekiem jest okropnie drogie. Kaja została poddana intensywnemu wzmacnianiu organizmu. Podano jej Zylexis 3 zastrzyki co 2 dni. 30.10.09 Kaja przyjeła Vibraagen ( jeden zastrzyk przez 5 dni). 14 dnia od podania 1 dawki rozpoczeliśmy podawanie kolejnej serii leku. Juz po kilku dawka leku fizyczny stan Kaji znacznie sie poprawił. Odzyskała głos, trzecia powieka zeszła do normalnego stanu. Niestety morfologia mówiła co innego. A do tego goraczka utrzymywała sie przez kilka dni. Jezdziła codziennie z Kaja do lecznicy na kroplówki. Była bardzo pobudzona, bała sie zastrzyków, nie chciała brac leków do pyszczka. Karmiłam ja strzykawka i odliczałam dni do ostatniej serii leku. 19.12.09 stan Kaji bardzo sie pogorszył. Dostała wykrętu karku, główke jej wykrzywiło, miała szczekoscisk, ale sama starała sie chodzić do kuwety, coś skubnąć. Szukała kontaktu z nami a i moje koty nie zostawiały jej samej. To był straszny czas. Co 12 godzin dostawała środki przeciwbólowe. Kiedy w końcu okazało się, że Kaja nie ma juz czerwonych krwinek i przestała samodzielnie jeść, podjęłam decyzje o jej uspieniu. Kaja przegrała walke o życie. Miała nieodwracalne zmiany neurologiczne, białaczka zaatakowała szpik. Kaje uśpiono na moich rękachwtulona tak jak co dzień... Odeszła bardzo szybko 22.12.09 o godz. 19,20
