Plazmocytarne zapalenie opuszek, ratunku !!!

Dotykają nas co raz to gorsze przypadki. Byłam dziś z moim Bazyliszkiem u weta i mnie powalił tą diagnozą
Nigdzie nic nie potrafię na ten temat znaleźć. Był podobny temat na miau, ale skończył się tak samo szybko jak się zaczął i nie wiadomo jaki był koniec tej choroby.
U Bazyliszka zauważyłam wczesną wiosną ub roku opuchniętą opuszkę na przedniej łapie. Wyglądało to okropnie, więc pojechałam zaraz do weta. Ten mnie uspokoił, powiedział, że nie wygląda to groźnie. Prawdopodobnie albo sobie coś w tą opuszkę wbił, albo się opatrzył. Miałam mu robić okłady z rivanolu, smarować jakimś mazidłem i powinno to się zmniejszyć, albo jak coś jest wbite może zacząć ropieć i powinno się przebić i wyjść. Z początku stosowałam się do zaleceń, ale nie było efektu. Kot był coraz to bardziej niecierpliwy przy zabiegach i dałam spokój. Nie sprawiała mu ta opuszka bólu, funkcjonował normalnie. Od pewnego czasu zauważyłam, że często trzyma łapkę uniesioną i niekiedy jak ja źle postawi zamiauczy. Pojechałam do innego weta, no i mam tą okropną diagnozę. Najgorsze jest to, że wet powiedział, że trzy przypadki jakie miał w swojej karierze skończyły się śmiercią kota. Opuszka pękła, robiły się ropnie, potem bakteryjne zakażenia. Choroba nie reagowała na żadne leki, a próbował wszystkiego co w tym przypadku jest zalecane . Pokazał mi nawet mądrą weterynaryjną książkę, gdzie pisało, co podawać, a na końcu , że przynosi efekty w indywidualnych przypadkach
W jego przypadkach nie przynosiło. Jest też mozliwość, że cofnie się to samoistnie i ponieważ u Bazyla trwa to już długo /jego koci pacjenci kończyli żywota po ok. 3 miesiącach/ to stwierdził, że powinnam zaczekać. Może to właśnie ten przypadek co się sam cofnie, skoro tak długo organizm z tym wytrzymał.
Wbrew temu co zadecydował to jet naprawdę dobry wet i jak do tej pory nigdy się w swoich diagnozach przy "moich" przypadkach nie pomylił. Niemniej nie potrafię tak siedzieć i czekać, szczególnie, że on sam nie wie jak to się może zakończyć.
Może ktoś miał do czynienia z tym cholerstwem i mi coś podpowie
Potrzebowała bym opinii innych wetów, ale u mnie na moich dwóch najlepszych jak widać każdy gada co innego. Nie za bardzo mam już do kogo tu iść.

Nigdzie nic nie potrafię na ten temat znaleźć. Był podobny temat na miau, ale skończył się tak samo szybko jak się zaczął i nie wiadomo jaki był koniec tej choroby.
U Bazyliszka zauważyłam wczesną wiosną ub roku opuchniętą opuszkę na przedniej łapie. Wyglądało to okropnie, więc pojechałam zaraz do weta. Ten mnie uspokoił, powiedział, że nie wygląda to groźnie. Prawdopodobnie albo sobie coś w tą opuszkę wbił, albo się opatrzył. Miałam mu robić okłady z rivanolu, smarować jakimś mazidłem i powinno to się zmniejszyć, albo jak coś jest wbite może zacząć ropieć i powinno się przebić i wyjść. Z początku stosowałam się do zaleceń, ale nie było efektu. Kot był coraz to bardziej niecierpliwy przy zabiegach i dałam spokój. Nie sprawiała mu ta opuszka bólu, funkcjonował normalnie. Od pewnego czasu zauważyłam, że często trzyma łapkę uniesioną i niekiedy jak ja źle postawi zamiauczy. Pojechałam do innego weta, no i mam tą okropną diagnozę. Najgorsze jest to, że wet powiedział, że trzy przypadki jakie miał w swojej karierze skończyły się śmiercią kota. Opuszka pękła, robiły się ropnie, potem bakteryjne zakażenia. Choroba nie reagowała na żadne leki, a próbował wszystkiego co w tym przypadku jest zalecane . Pokazał mi nawet mądrą weterynaryjną książkę, gdzie pisało, co podawać, a na końcu , że przynosi efekty w indywidualnych przypadkach

Wbrew temu co zadecydował to jet naprawdę dobry wet i jak do tej pory nigdy się w swoich diagnozach przy "moich" przypadkach nie pomylił. Niemniej nie potrafię tak siedzieć i czekać, szczególnie, że on sam nie wie jak to się może zakończyć.
Może ktoś miał do czynienia z tym cholerstwem i mi coś podpowie
